Seconds Before Landing to grupa kierowana przez Johna Crispino. Znamy ją z omawianej przed kilku laty na naszym portalu jej pierwszej płyty pt. „The Great Deception” (2013), w nagraniu której wziął udział m.in. członek King Crimson, Trey Gunn. Teraz, ponownie z tym legendarnym muzykiem na pokładzie, John Crispino i spółka, nagrali drugi album adekwatnie zatytułowany „Seconds Before Landing II”. Został on wyprodukowany przez inżyniera dźwięku grupy Pink Floyd, Andy Jacksona. I rękę legendarnego producenta słychać na tym albumie w sposób bardzo wyraźny. W wielu fragmentach tej płyty bardzo łatwo można wyłapać ewidentne nawiązania do pewnych patentów znanych z klasycznych pinkfloydowskich albumów.
Tyle informacji ogólnych. Przechodząc do zawartości płyty warto wiedzieć, że jest to koncept album opowiadający o świecie nieodległej przyszłości, a właściwie o czerpiącej inspirację z literatury science fiction postapokaliptycznej wizji naszej planety rozdartej przez wojny, korupcję i terror. Bohaterem jest samotny człowiek, który stara się nie tylko przeżyć, ale i zrozumieć istotę zagłady doświadczając coraz to nowych, coraz bardziej bolesnych zdarzeń w trakcie następujących po sobie dni spędzanych w totalnej samotności. O każdym kolejnym wydarzeniu i o emocjach targających naszym bohaterem opowiada każdy z jedenastu utworów wypełniających program płyty. Oczywiście, utwory te połączone są ze sobą nie tylko fabułą, ale tworzą one formalną i logicznie układającą się zamkniętą historię, dzięki której możemy śledzić dramatyczne losy jednostki mozolnie walczącej o przetrwanie w tym świecie ogarniętym wojennym chaosem.
Muzyka grupy Seconds Before Landing utrzymana jest w przesyconym elektroniką i ambientem progresywnym stylu z pewnymi elementami jazzu (liczne pierwszorzędne partie saksofonu w wykonaniu grającego również na fortepianie Jamie Pecka). Dużo tu pozamuzycznych dźwięków, mrocznych aranżacji, mnóstwo elektronicznych brzmień oraz głosów przepuszczonych przez vocoder. Płyta ma swój klimat i trzeba przyznać, że najlepiej słucha się jej po zmroku, przy zgaszonym świetle. Wszystko to powoduje, że nowy album Seconds Before Landing przypomina mi produkcje Kevina Moore’a i jego projektu Chroma Key.
W sumie niełatwa, a chwilami nawet trudna w odbiorze to płyta, wymagająca cierpliwości oraz specjalnych „okoliczności przyrody” przy odbiorze, lecz wynagradzająca swoistą ciekawość słuchacza. Bo jak już się dotrze do głęboko ukrytej esencji muzyki formacji Seconds Before Landing, to naprawdę trudno się od niej uwolnić.