Uli Jon Roth - gitarzysta związany w latach 1973 – 1978 z grupą Scorpions postanowił wziąć na warsztat kompozycje zespołu z tego okresu i nagrać je od nowa wraz ze swoją ekipą, nadając temu wydawnictwu tytuł „Scorpions Revisited vol. 1”. Podobny zabieg zastosował kilka lat temu Steve Hackett z kompozycjami Genesis. Nawet tytuł płyty jest niemal identyczny (warto przypomnieć, iż Steve Hackett w 1996r. wydał „Genesis Revisited”, a w 2013 „Genesis Revisited II”).
A co otrzymaliśmy w wykonaniu Rotha i spółki? Otóż, mamy w ręku dwupłytowy zestaw niemal dwóch godzin muzyki. Materiał został zarejestrowany w tej samej hali w Hanowerze, w której przed laty zespół Scorpions odbywał próby. Ponieważ Uli jest raczej przeciętnym wokalistą, mikrofon oddał w ręce Nathana Jamesa. Czy wyszedł on w tej próby zwycięsko? Zależy jak na to spojrzeć. Fakt, głos Jamesa nie brzmi tak charakterystycznie jak wokal Klausa Meine – bardziej przypomina mi Tamasa Somló z Locomotiv GT (podobna barwa głosu i styl śpiewania). Na wydawnictwie tym mamy liczne charakterystyczne wirtuozerskie popisy gry na gitarze w wykonaniu Uliego, jak za czasów Scorpions i jego solowej kariery, o czym w dalszej części. Utwory zawarte na krążku brzmią przede wszystkim współcześnie i nie ma tu próby dokładnego odtworzenia wersji sprzed lat. Dzięki temu otrzymaliśmy nowe, świeże spojrzenie na te kompozycje, chociaż np. „Polar Nights” bardziej przypomina wersję znaną z dwupłytowej koncertówki „Tokyo Tapes” (tudzież bonus z wersji CD „Taken By Force”). W „Dark Lady” pod sam koniec mamy wirtuozerskie popisy gry na gitarze, dzięki czemu utwór ten został rozciągnięty do ponad 8 minut. Poza „Polar Nights” wiele nagrań przypomina bardziej koncertowe wersje, niż te znane ze studyjnych albumów Scorpions. Nie brakuje fenomenalnych popisów gry na gitarze, chociażby w „We’ll Burn The Sky” – brawa za popisową solówkę. Jednak prawdziwe magnum opus całego wydawnictwa mamy na końcu drugiego krążka. Mowa tu o delikatnym improwizowanym intro „Rainbow Prelude”, połączonym ze wspaniałym „Fly To The Rainbow”. Epickie wykonanie tego utworu, zwłaszcza jego druga połowa, choć jest bliższa wersji z „Tokyo Tapes”, bardzo przypomina jedno z późniejszych dokonań węgierskiej grupy Omega (konkretniej środek „Éjfeli koncert” vel „Late Night Show” – tu ciekawostka, Omega i Scorpions grywali razem w latach 70.) i jest zdecydowanie gwoździem programu całego albumu.
Dla fanów grupy Scorpions ta płyta może stanowić nie lada gratkę. Choć to raczej nie muzyka Scorpions, a gitarowe granie Rotha jest przez cały czas w centrum uwagi (próżno tu szukać znanych hitów zespołu takich, jak np. „Wind of Change” czy „Holiday”, gdyż zawarty tutaj materiał pochodzi z wcześniejszych lat niż przytoczone hity), to jednak, a może właśnie dlatego warto zainteresować się tą pozycją.