White Raven - The First Breath

Paweł Świrek

ImagePiotr Wojciechowski pod szyldem White Raven nagrał płytę, która powstawała bardzo długo. Artysta gra na albumie zatytułowanym „The First Breath” na wszystkich instrumentach. 14 kompozycji i jednocześnie prawie 77 minut muzyki wydawałoby się być nużące. Jednak nie do końca – utwory te układają się w jedną przemyślaną całość. Słuchając tej płyty nasuwają się porównania do Hansa Zimmera (z którego twórczością zetknąłem się przypadkiem, gdy znajoma szukała soundtracków m.in. do filmu „Hannibal”). Twórca powołuje się na inspirację twórczością Jean-Michela Jarre’a, Mike’a Oldfielda czy Vangelisa, lecz daje się to zauważyć tylko w niewielu miejscach. Całość rzeczywiście sprawia wrażenie, jakby to była muzyka filmowa. O swojej płycie Piotr Wojciechowski mówi tak: "Album "The First Breath” wypłynął z tego, co niektórzy mogą nazwać duszą. Każdy utwór jest inny, jednak cała płyta składa się w jedną spójną całość, tworząc coś w rodzaju opowieści… Opowieści o Białym Kruku. Każdy kto będzie słuchał tej płyty, będzie odczuwał inne emocje. Taka ma być, ma tworzyć w różnych osobach nowe wyobrażenia, które będą opowiadały o nich samych”.

Najdłuższymi na płycie są tytułowy temat otwierający płytę, czyli „The First Breath” oraz finałowy - „Last But Not Wasted Breath: The First Breath Finale”. Resztę stanowią przeważnie krótkie kompozycje, w których brzmienia klawiszy i gitar dopełniają wokalizy i odzywające się gdzieś w tle głosy. Pierwsza taka porcja rozmytych i przetworzonych głosów pojawia się co chwilę w utworze „Abandoned Dreams”. Ten temat z podobnym patentem pojawia się jeszcze w paru momentach. Całość instrumentalnej muzyki powoli, acz konsekwentnie buduje nastrój aż po sam koniec płyty. Nie znaczy to wcale, że w międzyczasie nie pojawiają się jakieś „piki”, stanowiące wyróżniające się fragmenty tego wydawnictwa. Tak właśnie jest na przykład w temacie „To The Stars”. Znajdujący się w środkowej części płyty „Eclipse” jest również jednym z piękniejszych momentów na płycie. Zaczyna się od delikatnego motywu fortepianowego, które stopniowo rozwija się. Z każdą chwilą robi się coraz ciekawiej. W połowie piątej minuty mamy nagły zwrot w stronę brzmień bardziej tanecznych. Pod koniec fortepian ustępuje miejsca brzmieniom bardziej elektronicznym. W finale mamy na początku brzmienia imitujące smyczki, potem trochę marszowego grania, a dalej powrót do początkowego tematu.

Oprócz wszechobecnej elektroniki, od czasu do czasu pojawiają się tu piękne brzmienia gitarowe. Jednym słowem bardzo interesująca i atrakcyjna to płyta. Szczególnie dla sympatyków ilustracyjnej muzyki elektronicznej…

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok