Dziś o płycie nienajnowszej (została nagrana na przełomie 2011 i 2012 roku), ale na tyle interesującej, że warto zwrócić na nią uwagę stałych Czytelników portalu MLWZ.PL, którzy jeszcze nigdy nie natrafili na ten ciekawy zespół..
Pochodzące z kalifornijskiego Oakland trio Mondo Drag (John Gamino (v, k), Nolan Girard (g, k), Jake Sheley (g)) przedstawia swój drugi album zatytułowany po prostu „Mondo Drag” (pierwszy, „New Rituals”, ukazał się w 2010 roku). Na jego program składa się siedem nagrań, które trwają łącznie niespełna 40 minut. Nie byłoby w tym wszystkim nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, iż w nagraniu płyty uczestniczyła sekcja rytmiczna grupy Blues Pills (Zack Anderson – bg oraz Cory Berry – dr).
Muzyka Mondo Drag to, w największym skrócie, rock psychodeliczny. Wielu słuchaczy, już na samą nazwę skrzywi się w grymasie. No bo przecież gatunek ten kojarzy się głównie z awangardowymi, raczej trudnymi do przyswojenia dźwiękami i nietypowymi rozwiązaniami metrycznymi. Ale przecież rock psychodeliczny to gatunek silnie związany z ruchem hippisowskim, stanowiący główny środek artystycznego wyrazu ideologii „dzieci kwiatów”. Charakteryzuje się on odejściem od tradycyjnej czterotaktowej struktury na rzecz swobodnych form muzycznych i cechuje się licznymi wpływami jazzu i muzyki innych kultur, głównie indyjskiej, a także poetyckimi tekstami, często surrealistycznymi, kojarzącymi się z wizjami wywołanymi zażywaniem substancji psychoaktywnych (cytuję za Wikipedią – przyp A.Ch.). I taka jest właśnie muzyka grupy Mondo Drag. Bardzo psychodeliczna. Jakby ktoś wymieszał w jednym garze pewne składniki muzycznych dokonań Grateful Dead z grupą Pink Floyd z okolic „Saucerful Of Secrets” i dorzucił do tego jeszcze szczyptę stylistyki a’la The Doors i Hawkwind.
Co by nie mówić, słuchając płyty „Mondo Drag” odnosi się wrażenie, jakby czas zatrzymał się w miejscu na przełomie lat 60. i 70. Świetne oldschoolowe brzmienie, które przez cały czas panuje na tym albumie powinno znaleźć wielu amatorów. Polecam!