Ad Astra to wspólne przedsięwzięcie dwóch amerykańskich muzyków. Christopher Flynn zagrał na akustycznych gitarach i napisał wszystkie teksty (a dotyczą one duchowości i posiadają głębszy wymiar religijności), a znany w progresywnych kręgach jako członek formacji KDB3, Dough Bowers, zagrał na gitarach, syntezatorach, zaprogramował instrumenty perkusyjne oraz zaśpiewał we wszystkich pięciu utworach wypełniających album zatytułowany „Surface Of Last Scattering”.
Utworów jest zaledwie pięć, ale głównie dlatego, że są one długie („Surface Of Last Scattering” i „Pathways” trwają po około 10 minut), a nawet bardzo długie (muzyczny tryptyk „Cradle To Grave To Life” trwa w sumie ponad 22 minuty). Album przepełniony jest melodyjną, symfonicznie, a nawet filmowo brzmiącą muzyką. Delikatne dźwięki, pastelowe brzmienia i wyważone aranżacje powodują, że mamy do czynienia z niezwykle przyjemnym, klasycznie brzmiącym symfonicznym rockiem w naprawdę dobrym wydaniu. Styl zespołu oparty jest na dominujących i wszechobecnych klawiszach – Bowers często używa melotronu, syntezatora mooga, kościelnych organów i fortepianu. W osnowę klawiszowych dźwięków często wplatane są dźwięki akustycznych gitar oraz wielogłosowe harmonie wokalne. Dzięki temu Ad Astra brzmi bardzo przejrzyście i selektywnie. Praktycznie w ogóle nie mamy tu typowej dla wielu młodych neoprogresywnych twórców ściany syntezatorowych dźwięków.
Owszem, słychać na tej płycie pewne niedociągnięcia i mankamenty, ale związane są one z oszczędną produkcją i ograniczonymi środkami, jakimi panowie Flynn i Bowers dysponowali podczas pracy w studio. Jeżeli zaś chodzi o same pomysły muzyczne oraz o stronę wykonawczą, to trudno się do czegoś przyczepić. Ciekawe melodie? Są. Rozbudowane pasaże instrumentalne? Są. Styl zawieszony gdzieś pomiędzy latami 70., a współczesnymi brzmieniami? Jest. Wywołujące refleksję teksty? Są. Jest też ciekawa szata graficzna i ładne opakowanie. W sumie otrzymujemy całkiem przyjemny produkt, odbiegający od aktualnie obowiązującej „średniej neoprogresywnej”. Na pewno przewyższa on statystyczną przeciętną, więc warto zatrzymać się przy nim na dłużej, posłuchać raz, drugi, trzeci… Bo to ten rodzaj muzyki, która smakuje coraz lepiej przy każdym kolejnym przesłuchaniu. To niezmiennie cecha dobrych płyt.
Pytanie: czy grupie Ad Astra z jej ograniczonym budżetem i mocno okrojonymi środkami przeznaczonymi na promocję oraz wydanej przez nią, notabene własnym sumptem, płycie „Surface Of Last Scattering” uda się przebić do świadomości poszukującego słuchacza poprzez gąszcz innych wydawnictw z naklejką „rock progresywny” na okładce? Chciałbym, by nasza małoleksykonowa recenzja oraz prezentacja muzyki Ad Astry w audycji MLWZ dopomogła muzyce tego zespołu w trafieniu pod nadwiślańskie progrockowe strzechy. W każdym razie, ostatnimi czasy, w moim domowym odtwarzaczu płyta „Surface Of Last Scattering” kręci się dość często.