Jakże inny to koncert od opisywanego niedawno na naszych łamach albumu „Morsefest! 2014”. Tam przepych, rozmach i mnóstwo ludzi na ogromnej scenie, a tu bardzo osobisty, kameralny, właściwie ‘one man show’. No, ale taki jest Neal Morse – artysta, który jest w stanie zapełnić największe sale koncertowe i stadiony, ale niewzbraniający się wcale przed występowaniem na małych scenach i salkach, w których za dach i ściany robią brezentowe płótna namiotu. Tu i tu jest w stanie wykreować intymną atmosferę. Jest także w stanie zagrać i zaśpiewać tak, że na skórze momentalnie pojawiają się ciarki. Taki jest Neal Morse. Ale to akurat nikogo ze stałych Czytelników naszego portalu nie powinno dziwić.
Dziwić może co innego. Koncert nagrany w Polsce? W Trójmieście? Jakże to? Przecież Neal występował w naszym kraju ledwie kilka razy – raz z Transatlantykiem w Poznaniu, dwukrotnie (w Krakowie i Opolu) ze swoim solowym zespołem, a także lata temu w Warszawie z zespołem Erica Burdona. Ale że sam, z gitarą i niewielkim keyboardem?! Tak. Taki koncert (choć tak naprawdę, to wcale nie był koncert. Lepiej byłoby powiedzieć: ‘spotkanie ze słuchaczami’) miał miejsce. I to nawet trzykrotnie. Kiedy? W trakcie dwóch dni, 19 i 20 lipca 2014 roku w siedzibie Centrum Chrześcijańskiego Nowe Życie w Gdańsku, tuż przy Dworze Olszynka.
Jak doszło do tego wydarzenia? Sprawcą całego przedsięwzięcia był wielki fan twórczości Neal Morse’a, Piotr Aftanas. Opowiada on o tym tak: „Gdy dowiedziałem się o koncercie Neal Morse Band na DrumFest w Opolu we wrześniu 2013r. od razu zdecydowałem, że będę chciał zamienić z Nealem choć kilka słów, tym bardziej, że nie wykorzystałem okazji podczas koncertu Transatlantic w 2010 w Poznaniu. Jako chrześcijanin interesuję się duchową stroną twórczości innych muzyków rockowych, jak Alice Cooper, Peter Gee, Brian Head Welh czy Joanne Hogg. Dzięki pomocy Petera D. z Belgii, a który przyjaźni się z Nealem, udało mi się po długim oczekiwaniu po opolskim koncercie spotkać się z Nealem i w krótkiej rozmowie stwierdziłem, że mam takie marzenie, aby zagrał kiedyś w siedzibie naszej wspólnoty zielonoświątkowej w Gdańsku. Co człowiek o takiej sławie mógłby odpowiedzieć na takie zaproszenie od jakiegoś zwykłego fana? Bardzo mnie zaskoczył, gdy powiedział: ’OK, módlmy się o to’. Więc się modliliśmy i byliśmy w kontakcie mailowym. No i pół roku później otrzymałem informację, żebym kupił mu bilet z Frankfurtu do Gdańska w lipcu 2014r. Akurat będą z Transatlantikiem na Prog Festival w Loreley. Bilet powrotny do USA był już z funduszów Transatlantic. Kupiłem bilet i zrobiłem w kościele multimedialną prezentację naszego gościa oraz zaproponowałem, że kto chce może się dorzucić do organizacji tej imprezy. Zgłosiło się wiele osób do pomocy fizycznej i finansowej. Dwudniowy pobyt Neala w Gdańsku obfitował w wiele atrakcji, w tym trzy publiczne tzw. eventy. Na pewno było to wielkie wydarzenie artystyczno-duchowe”. Przyznacie, że to niesamowita opowieść. Niemal jak z bajki. Albo jak głęboko skrywane marzenie, które spełnia się w przecudowny sposób.
Neal Morse zgodził się, aby jego gdańskie występy zostały wydane na 2DVD i 2Blu-ray. No i oto jest. Album „Koncert w Gdańsku” wydany jest w pełni profesjonalnie, acz domowym sposobem. Dzięki niemu możemy obserwować Neala Morse’a w całej jego duchowej okazałości. Jest naturalny, prawdziwy i przekonywujący. Jak zawsze zresztą. I jego występy (a na płycie znajdujemy w sumie aż trzy spotkania Neala z ludźmi, którzy przyszli, by modlić się razem z nim: w sobotni wieczór, w niedzielny poranek i w niedzielny wieczór). I taki jest też zapis tych spotkań. Naturalny i prawdziwy. Bez dogrywek, bez retuszów, bez technicznych sztuczek w postprodukcji. Jest trochę fałszów, nierówności, dźwięk nie jest miksowany z konsolety, wkradło się też kilka chochlików video. Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejszy jest fakt, iż mamy możliwość obejrzenia z bliska (z bardzo bliska!) w sumie kilka godzin niezwykłego religijnego misterium, w trakcie którego Morse swoją muzyką chwali imię Pana i głosi dobrą nowinę. Daje swoje Świadectwo. Świadectwo o swoim dochodzeniu od ateizmu do Boga. Czyta fragmenty Biblii, mówi o wierze, o nieskończonej Boskiej miłości, o sobie, o rodzinie, o tym jak stawał się lepszym człowiekiem, wreszcie o ofiarowaniu swego życia Jezusowi Chrystusowi. Czyni to całym sercem. I są to bardzo wzruszające opowieści. Jak na przykład ta o uzdrowieniu ciężko chorej córki Jaydy, która urodziła się z poważną wadą serca. Bardzo emocjonalna to historia. Chusteczki same idą w ruch. Słowa Neala tłumaczone są a vista przez Krzysztofa Wójcika i Elżbietę Wojciszke.
Jednak Neal przemawia nie tylko głosem, ale przede wszystkim muzyką. Program spotkań wypełniają przede wszystkim piosenki z jego albumów wydanych w serii „Worship Sessions”. Ale nie brakuje też bardziej znanych utworów. Jest transatlantykowy „We All Need Some Light”, jest spocksbeardowy „Open Wide The Flood Gates”, są jego solowe utwory „Sing It High”, „I Am Willing”, „It’s For You”, „Jayda”, jest także miejsce na coś bardzo klasycznego - „Amazing Grace”. Słucha się tego i ogląda wręcz wybornie. Przez większość czasu Neal jest sam na scenie, cudownie opowiada, nie tylko o Bogu, sypie anegdotami (polecam tą o grupie IQ), a kilkakrotnie wspomaga go zespół towarzyszących mu polskich (!) muzyków w składzie: Noemi Kosętka (wokal), Natan Kosętka (skrzypce), Peter Domański (gitara), Adam Kuprianow (bas) oraz sprawca całego przedsięwzięcia, Piotr Aftanas na perkusji. Przez chwilę („Worship Medley”) to oni dochodzą do głównego głosu i wykonują wiązankę polskich pieśni religijnych. Akompaniuje im nie kto inny, a sam… Neal Morse. A przecież nie było łatwo zagrać, gdyż praktycznie spotkali się ze sobą po raz pierwszy na scenie w Gdańsku. Piotr Aftanas: „Neal dał nam tytuły kilku utworów tydzień przed koncertem, więc sobie ćwiczyliśmy. Dostaliśmy też info o różnych tonacjach, więc Adam musiał mieć dwa basy różnie nastrojone, ale jak to z Nealem bywa – nic z góry nie było ustalone – całkowita improwizacja. Na przykład ćwiczyliśmy długo ‘Shine’ – a nie zagraliśmy go, a wiele utworów w ogóle nie ćwiczyliśmy, a były. „It’s For You” w ogóle miało nie być, ale basista podpowiedział ten tytuł Nealowi, gdy pytał co na koniec zagrać”. Przez cały czas podczas wszystkich spotkań czuć wspaniałego ducha, który panuje między sceną a publicznością. A wszystko to dzięki niezwykłemu talentowi oraz duchowej charyzmie naszego bohatera. Jak sam mówi o sobie ze sceny: „ja, taki mały człowiek, tylko tak potrafię czcić wszechmocnego Pana”. Niby mały, a wielki z niego człowiek…
Koncert ma wartość nie tylko wspomnieniową, ale i na pewno duchową. Warto wiedzieć, że Neal zgodził się na rozpowszechnianie tego albumu wśród przyjaciół jego muzyki. Więc gdyby ktoś chciał wejść w posiadanie tego wyjątkowego albumu polecam kontakt z Piotrem Aftanasem