O godnej pochwał aktywności muzycznej basisty Porcupine Tree Colina Edwina wspominaliśmy przy okazji recenzowania ubiegłorocznego albumu włoskiej formacji Armonite, w nagraniu której muzyk wziął gościnny udział. Rozpoczyna się nowy rok, a już na rynku pojawia się nowa propozycja artysty, tym razem powstała we współpracy z włoskim multiinstrumentalistą, muzykiem sesyjnym i autorem dźwiękowych ścieżek do filmów dokumentalnych oraz reklamowych, Alessandro Pedrettim.
Endless Tapes, bo taki właśnie kryptonim przyjął ów międzynarodowy duet, zaistniał już w 2013 roku, wydając debiutancki minialbum, by następnie wyruszyć na szereg koncertów we Włoszech. Pełnowymiarowa, ukazująca się właśnie płyta „Brillant Waves” to trwający niespełna trzy kwadranse zestaw kompozycji umiejętnie poskładanych z bogatej palety instrumentalnych deseni. Inspiracją do ich powstania oraz skomponowania w sposób, jaki mamy przyjemność usłyszeć, miały być, jak twierdzą sami twórcy, wzory pochodzące z geometrii miasta i wywodzące się z codziennego otoczenia motywy, posiadające cykliczny, nawracający charakter.
Ta dość, zdawałoby się, uniwersalna charakterystyka twórczych wpływów ma na albumie całkiem przekonujące muzyczne uzasadnienie. Intrygująca rytmika, przede wszystkim o elektronicznym podłożu, koresponduje tu z ambientowym minimalizmem, elektronika współdziała z tu i ówdzie przewijającymi się akcentami akustycznymi; bogate spektrum brzmieniowych rozwiązań instrumentalnych miejscami krzyżuje się ze śladami ludzkiego głosu w rytmicznych, jakby odczłowieczonych wokalizach. Wydaje się jednak, że panowie Edwin i Pedretti, przekładając kształty i kolory, układy i wzory na muzykę, z otaczającego świata zgrabnie podebrali również to, co organiczne czy nawet czułe, dzięki czemu powstała muzyka, której ciężko zarzucić jakąś machinalną surowość, zdolna wywoływać całkiem ciekawe emocje – choć wypada zaznaczyć, że jest to raczej materiał dla tych, którym bliższe są, nazwijmy to – bardziej pochmurne nastroje.
Założenia, z jakich wyszli autorzy „Brilliant Waves”, inspiracje, którymi się kierowali, z całą pewnością mogły poprowadzić ich wprost w ślepy zaułek instrumentalnej muzyki-tła. O tym, że tak się nie stało, zdecydowanie warto się samemu przekonać.