Gilmour, David - Luck And Strange

Kev Rowland

Nie licząc niedawnej współpracy z zespołem The Orb (z którym Gilmour nagrał dwa albumy), nie można powiedzieć, że Gilmour to wyjątkowo płodny artysta, podobnie zresztą jak Waters (aczkolwiek na pewno nie chciałby, by się go do niego porównywało). Razem nagrali 11 albumów w ciągu 15 lat (plus debiut Gilmoura), a następnie w ciągu kolejnych 40 lat David Gilmour opublikował 3 płyty z Pink Floyd i 3 solowe wydawnictwa, ostatnie 9 lat temu. Nie jestem pewien czy ktokolwiek spodziewał się jego kolejnego solowego albumu, skoro ma on już prawie osiemdziesiąt lat, w każdym razie nie ja. Nieoczekiwanym również było dla mnie odkrycie, że w utworze tytułowym na płycie „Luck And Strange” gra Richard Wright, zważywszy, że zmarł on w 2008 roku. Sądząc po tym widać jak długo Gilmour pracował nad tym materiałem.

Jestem ogromnym fanem Pink Floyd od ponad 40 lat, słuchałem nawet „Animals” na ośmiościeżkowcu, kiedy został wydany, i pamiętam radość, gdy po raz pierwszy jako młody chłopak słuchałem w moim mieszkaniu „Wish You Were Here” na dopiero co kupionym odtwarzaczu CD. Jak zatem oddzielić subiektywność i tak bardzo miłe wspomnienia od obiektywizmu i wymyślić słowa, które dokładnie opiszą w przypadku tej płyty to, czego się słucha? Postanowiłem trzymać się z daleka od wszystkich innych recenzji i dać sobie możliwość wielokrotnego odtworzenia tego albumu zanim nie zbiorę wszystkich myśli. Ogromnie cieszę się, że to zrobiłem, ponieważ nie ma wątpliwości, że „Luck And Strange” jest jednym z najlepszych albumów Gilmoura i chociaż nie jest pozbawiony słabszych chwil, ma ogromną ilość zalet.

Charakterystyczny wokal i gitara Gilmoura, tworzące jego niepowtarzalny styl, nadal są tu wszechobecne i mają taką moc, jakiej można było oczekiwać. A jest on przecież jednym z niewielu gitarzystów na świecie, w przypadku którego wystarczy posłuchać zaledwie kilku taktów, by od razu wiedzieć, kto gra. Jego głos nadal ma ten miękki i przyjazny uszom akcent, który, wydaje się, ani trochę nie zestarzał się przez lata. Teraz śpiewa jakby z odrobiną drżenia na długo trzymanych nutach. Warto podkreślić, że oprócz tego, że jest to naprawdę przyjemny w odbiorze album, to jest to również rzecz bardzo rodzinna. Żona Gilmoura, pisarka Polly Samson, napisała większość tekstów piosenek, które odzwierciedlają tematykę śmiertelności i starzenia się. Tekst utworu „Dark And Velvet Nights” zaadaptowała z wiersza, który napisała na rocznicę ich ślubu. Ich syn Gabriel dołożył wokal wspierający do kilku nagrań, inny syn, Charlie, dodał kilka tekstów do „Scattered”, podczas gdy ich córka Romany nie dość, że wspaniale zaśpiewała w „Between Two Points”, to w kilku utworach zagrała na harfie i słychać ją jeszcze w chórkach w kilku innych. Właściwie mogę powiedzieć, że występ Romany na tej płycie jest prawdziwą rozkoszą i mam nadzieję, że jej kariera pójdzie teraz do przodu, ponieważ nie ukrywam, że chciałbym usłyszeć o niej w przyszłości o wiele więcej (sprawdźcie wideo na YouTube, jak jej ojciec dołącza do niej na koncercie w pubie, aby wspólnie wykonać „Wish You Were Here”).

Ostatni utwór na albumie to oryginalny, kilkunastominutowy jam session do tytułowej kompozycji nagrany wspólnie z nieżyjącym już Richardem Wrightem w 2007 roku, na bazie którego Gilmour skomponował ostateczną wersję „Luck And Strange”. Ciekawie jest usłyszeć zalążki tego utworu, ale wątpię, aby ktokolwiek poza najbardziej zagorzałymi fanami, odtworzył go więcej niż raz. Jednakowoż, ze względu na kompletność całego materiału miło jest mieć do niego dostęp na tej płycie.

„Luck And Strange” to album, który podoba mi się o wiele bardziej, niż myślałem. Jestem pewien, że ci, którzy będą mieli szczęście zobaczyć Davida Gilmoura na jego trasie koncertowej po świecie (która obejmuje tylko kilka miast w Europie i Stanach Zjednoczonych), uznają ten materiał za ważny element jego bogatego katalogu.

 

Tłumaczenie: Artur Chachlowski

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok