Seven Impale - Contrapasso

Andrzej Barwicki

Ten norweski zespół mięliśmy okazję poznać za sprawą debiutanckiej płyty, która ukazała się w 2014 roku i była zatytułowana „City Of The Sun”. Nadszedł czas na kolejny muzyczny krok grupy Seven Impale i w połowie września ukazał się jej nowy album zatytułowany „Contrapasso”, który tak jak ich poprzedni wydała wytwórnia Karisma Records. Płyta dostępna jest na CD, LP oraz w wersji cyfrowej.

Twórczość Seven Impale niesie z sobą niełatwą w odbiorze muzykę, o czym mogliśmy się przekonać słuchając pierwszego krążka. Jest jednak w brzmieniu tego zespołu pewna magia torująca sobie drogę do odbiorcy artystycznej twórczości Norwegów, co przekłada się później na mnogość wrażeń i emocji powstających w trakcie kolejnych przesłuchań. Czy podobnie będzie z najnowszym albumem, czy zespołowi uda się zyskać nowych zwolenników?

Utwór „Lemma”, który rozpoczyna to wydawnictwo, jest oszałamiający w swym wokalnym oraz instrumentalnym przekazie. Muzyka, owszem, jest mocno zakręcona, jednak to, co tutaj usłyszymy wokalnie może nas zaskoczyć i nie każdemu ta konkretna forma może się spodobać. Następne nagranie, „Hersey”, to równie dynamiczny kawałek, jednak bliższy temu, z czym kojarzy nam się gra Seven Impale zmierzająca do jazzrockowych i psychodelicznych orkiestrowych zagrywek. Utwór ten zawiera dość ciekawe niuanse dźwiękowe. Podobnie jest w kompozycji „Inertia” – Norwegowie lubią i potrafią eksperymentować, co niesie ze sobą mocną dawkę gitarowych riffów, jak i wpasowującego się w to muzyczne zamieszanie, brzmienia saksofonu. Potrafią bardzo dynamiczne sobie poszaleć, by po chwili, zwolnić tempo i dać odbiorcy wytchnienie, lecz jednocześnie odkrywają przed słuchaczem to inne „romantyczne” oblicze swojej muzyki. Z każdym kolejnym utworem Seven Impale stają się coraz bardziej przystępni. Mam tu na myśli to miłe uczucie towarzyszące nam, gdy muzyka trafia w czuły punkt, co tutaj często ma miejsce, gdy odkrywamy uroki utworów „Langour” czy króciutkiego „Ascension”. To muzyka, która potrafi wstrząsnąć i która łączy wiele nowych elementów, może i zaskakujących, ale potwierdzających dążenie zespołu Seven Impale do stałego rozwoju. W jego grze nie brak dramaturgii wyrażanej w konkretnym i „hałaśliwym” tonie kolejnych kompozycji. Ta siła przebicia i liczne zakręcone akordy mocno zaakcentowane są np. w „Convulsion”. Jest się z czym oswajać na tym albumie. Czas na nagranie „Helix”, które jest chyba bliższy temu, co pamiętany z pierwszej płyty. Jest tutaj ta instrumentalna przestrzeń, którą nie ukrywam lubię, gdy tylko jeden, dwa lub trzy instrumenty tworzą tło, grając pewien motyw, który powoduje, że można doznać wtedy niezwykle miłego wyciszenia. Przedostatnie nagranie na płycie nosi tytuł „Serpentstone” i niejako kontynuuje tą wspaniałą atmosferę. Zespół poprzez swoje instrumentalne i wokalne umiejętności buduje wzniosły klimat i melodyjną aurę. Ta kompozycja jest niesamowicie interesująca i dająca wiele satysfakcji z tak wciągającej słuchacza poszczególnymi elementami swojej narracji kreślonej jazzrockowymi odcieniami. Bez względu na to czy Seven Impale uderza w ostrzejszą tonację czy zmierza ku łagodniejszym klimatom, robi to po mistrzowsku, co przyczynia się do niezwykle fantastycznego odsłuchu. Ostatnie prawie dwanaście minut należy do utworu „Phoenix”, który burzy trochę panujący nastrój poprzez różne słyszane w nim niepokojące odgłosy, ale stanowi kulminacyjne zwieńczenie nowego wydawnictwa. Trochę czuję się zaskoczony i zawiedzony takim zakończeniem, jednak, jako całość, ta ciężka i wielogatunkowa propozycja zespołu może się bronić. Posiadająca ten czar, który nie pozwala na zatrzymanie wypływających z głośników dźwięków, do których chętnie się potem powraca.

Muzykom z Seven Impale tworzącym eksperymentalne i kontrastujące ze sobą rytmy, odważnie sięgającym do muzyki fusion i jazzu, udało się po raz kolejny zrealizować wymagającą, ale jakże wdzięczną po przesłuchaniu płytę. W mojej ocenie „Contrapasso” jest kolejnym krokiem grupy we właściwym kierunku i dopingującym ten zespół do jeszcze ciekawszych kompozytorskich dokonań, o których warto pisać, mówić, propagować, a przede wszystkim warto słuchać. Słuchać tych oryginalnych, bardzo działających na wyobraźnię słuchacza, dźwięków, które tworzą panowie: Stian Økland – śpiew i gitary, Fredrik Mekki Widerø – perkusja, Benjamin Mekki Widerøe – saksofon, Tormod Fosso – gitara basowa, Erlend Vottvik Olsen – gitara elektryczna oraz Håkon Vinje – instrumenty klawiszowe.                                                                                                                           

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok