Jest ich dwóch: Chris Theo (śpiew i gitary) oraz Marcos Economides (perkusja i gitary), a „Elderflower” to ich EP-ka, która ujrzy światło dzienne tuż po wakacjach, 2 września. Współpracują ze sobą już od prawie 20 lat, kiedy to jako bardzo młodzi adepci post rocka odbywali wspólne jam sessions w piwnicy domu Chrisa. Później ich muzyczne drogi rozeszły się, lecz począwszy od 2009 roku znowu współpracują ze sobą jako duet o nazwie Defy The Sun.
Cztery lata temu zadebiutowali wydawnictwem „Myopic”, teraz przedstawiają światu drugi zbiór swoich kompozycji w postaci EP-ki „Elderflower”. Jest to trwająca około pół godziny porcja fachowo zagranej postrockowej muzyki osadzonej w głębokich falach melancholii. Siedem wypełniających ją kompozycji to post rock w dobrym wydaniu. I w dodatku wcale nie sztampowy, a pomysłowy, mroczny i wzbogacony ciekawymi partiami wokalnymi. Urozmaicają one mozolnie budowane mroczne instrumentalne brzmienia, które przetaczają się na tej płycie niczym drogowy walec. „Elderflower” to naprawdę wyróżniający się na tle innych współczesnych produkcji kawał dobrego alternatywnego grania. Zgodnie z definicją postrockowego gatunku, rockowe instrumentarium panów Theo i Economidesa służy do budowania nietypowej harmoniki, w której barwa dźwięku, stonowany klimat poszczególnych kompozycji i ich minimalistyczny charakter stają się elementem o wiele ważniejszym od samej melodyki.
Zestaw „Elderflower” zawiera utwory o różnej długości. Dwa z nich („Bones” i „Veil”) trwają ponad 7 minut, dwa inne („Rest” i „Poisoned”) ledwie dwuminutowe miniaturki pełniące odpowiednio rolę wstępu i antraktu, a reszta to kawałki „normalnej” długości, ale wszystkie cechuje programowa posępność klimatu, mroczna atmosfera i intensywność gitarowego hipnotyzującego grania, aczkolwiek – trzeba to zaznaczyć - dość oszczędna pod względem ilości użytych środków artystycznego wyrazu.
Listopadowa muzyka. Mimo melancholijnego i posępnego nastroju muzyka duetu Defy The Ocean wcale nie nuży. Utwory są wyraziste i mięsiste, rozwijają się powoli, lecz skutecznie, budując co najmniej kilka zapadających w ucho climaxów. Warto podkreślić niesamowity klimat całości, który budowany jest tu bardzo pieczołowicie, niemal z rytualnym namaszczeniem. Panowie Theo i Economides, dysponując imponującym warsztatem robią to w przemyślany sposób i z wyczuciem, przykuwając swoją grą uwagę odbiorcy od pierwszej do ostatniej minuty EP-ki. Pewnie dlatego przez cały czas mamy pewność, że wiedzą czego chcą, w którą stronę chcą porwać słuchacza oraz dokąd ma podążać ich muzyka.