Mamy nowy brytyjski zespół, który niedawno zadebiutował płytą długogrającą. Właściwie powinienem napisać ‘płytą bardzo długogrającą’, gdyż album zatytułowany „Rainbow’s End” trwa aż 80 minut.
Hollow Water to zespół, na czele którego stoi dwóch muzyków: Alan Cookson (instrumenty klawiszowe, perkusja, programming) oraz Huw Roberts (gitary). Od czterech lat tworzą wspólnie, głównie muzykę instrumentalną, którą w 2013 roku zamieścili na demo „Jigsaw Music”. Ostatnio panowie zmienili strategię i zatrudnili pokaźne grono muzyków i wokalistów z Anglii, USA, Serbii, Niemiec, Szwecji oraz Włoch i przystąpili do rejestracji albumu. „Rainbow’s End” pod względem muzycznym jest płytą dość eklektyczną, utrzymaną w klimacie rocka progresywnego, classic rocka i fusion. Słychać w niej też ślady przeróżnych naleciałości (Hawkwind, Camel, Yes, Jon Lord, The Mars Volta, Muse), lecz jako 80-minutowa całość broni się z wielkim trudem. Albo lepiej powiedzieć: nie broni się, niestety. Chyba koncepcyjny charakter płyty i potrzeba upakowania licznych wątków popychających akcję do przodu nie przysłużyła się temu wydawnictwu. Na mój gust, zostawiając na chwilę na boku aspekt literacki, warto byłoby ją odchudzić i pozbyć się tych utworów, które pełnią rolę wypełniaczy. Osobiście skróciłbym ten album o połowę. Ale pewnie wtedy ucierpiałaby na tym opowieść, bo warto wiedzieć, że płytowy debiut grupy Hollow Water opowiada o losach trójki bohaterów poszukujących takiego miejsca na naszej planecie, gdzie tęcza widoczna jest przez cały czas. Wyruszają oni w podróż, która wiedzie ich poprzez nieoczekiwane wymiary przestrzeni i doprowadza tam, gdzie światło pełni zupełnie inną funkcję niż na naszej planecie. Zarys tej historii można znaleźć w grubej książeczce towarzyszącej płycie i zawierającej komiks autorstwa Aidana Kelly’ego.
W postaci „Rainbow’s End” otrzymujemy zatem opasłe tomiszcze bogate w dźwięki, słowa, obrazki i treść. Dużo tego. Za dużo. Przerost formy nad treścią, gdyż – jak już wspomniałem – wycisnąłbym z tej płyty co najwyżej połowę materiału. A i tak nie mam pewności, że taka „odchudzona” wersja potrafiłaby się obronić…
Słyszałem już lepsze debiuty. Wiem, że to pełne rozmachu przedsięwzięcie jest dowodem na to, że członkowie grupy Hollow Water to ambitni i kreatywni ludzie. Nie boją się eksperymentowania, rozciągają ramy progresywnego rocka i nadają mu lekkiego posmaku elektroniki, psychodelii, muzyki fusion i funk. Ale jakby brakuje im nieco potencjału, a może i umiejętności?... Może rozkwitną na kolejnej płycie?