Czy ktoś pamięta jeszcze Twisted Sister? Swego czasu ich teledyski rządziły w MTV, pierwsza połowa lat 80. praktycznie należała do nich. Doskonale wstrzelili się w tamte czasy swoim nieco diabolicznym image’em (brylował w tym wokalista Dee Snider) oraz hardrockowym stylem nawiązującym do glam rocka. Po tłustych latach popularność Twisted Sister przeszła do lamusa i właściwie od 30 lat, nie licząc wznowień klasycznych płyt, paru składanek oraz kilku płyt koncertowych, zespół tylko sporadycznie pojawia się gdzieś na dalekich opłotkach rockowego szołbiznesu.
Wiedząc, że czas zespołu minął, jego wokalista, a także autor jego największych przebojów, Dee Snider, postanowił wydać album solowy, którym stylistycznie stara się nieco oddalić od pompatycznych produkcji jego macierzystego zespołu. Piosenki wypełniające program albumu zatytułowanego „We Are The Ones” są bardziej melodyjne, niektóre z nich zaaranżowane są tak, by mogły stać się stadionowymi hitami, niektóre ocierają się wręcz o granice pop rocka, a jeszcze inne są tak wypieszczone i doszlifowane do granic możliwości, że można zarzucić demonicznemu wokaliście, że… sprzedał muzyczną duszę mainstreamowi. Co więcej, Dee Snider postanowił sięgnąć po stary przebój Twisted Sister pt. „We’re Not Gonna Take It” i przedstawił go w mocno uproszczonej (głos + fortepian) wersji. Co tutaj jeszcze mamy? Jest cover (niezły!) utworu „Head Like A Hole” z repertuaru Nine Inch Nails. Jest bardzo filmowo brzmiące nagranie „Superhero” (jego współautorem jest laureat nagrody Grammy i współpracownik Kanye Westa, Danon Ranger). Postpunkowa i niesamowicie nośna kompozycja tytułowa to także rzecz godna uwagi. Momentalnie wpada w ucho. W pamięć zapada też autentycznie urocza, bo samośpiewająca się power ballada „Rule The World”. A już tajemniczy, pełen dramatyzmu i charyzmatycznego śpiewu Snidera „So What” powoduje, że ciarki pojawiają się na ciele.
Można odnieść wrażenie, że Dee Snider koniecznie chciał nagrać płytę przyjazną mediom i komercyjnym radiostacjom. Na płycie „We Are The Ones” znajdujemy niesamowitą ilość chwytliwych refrenów. Są też utwory, które zgodnie z opinią inżyniera Mamonia muszą się podobać, bo już dobrze je znamy (wspomniane już covery „We’re Not Gonna Take It” i „Head Like A Hole”). Ale są też naprawdę niezłe i godne uwagi rockowe piosenki, jak choćby „Over Again”, „Crazy For Nothing” czy „Believe”. Sporo tu także kontrastów, m.in. liryczne zwrotki i dynamiczne refreny w „Close To You”, liczne orkiestracje, etc.
Podsumowując, Dee Snider nagrał płytę zaskakującą, ale też potrafiącą oczarować swoją przebojowością. Rock and roll w dobrym wydaniu nie umarł i myślę, że zarówno sympatycy klasycznego rocka w wydaniu Alice Coopera czy grup Aerosmith i Kiss, jak i wyznawcy bardziej nowoczesnych brzmień spod znaku Foo Fighters, The Offspring i Imagine Dragons, znajdą dla siebie na tym krążku całkiem sporo miłych momentów.