Powiem tak: to nie moje klimaty, ale jak pytają czego słucham, to mówię: „dobrej muzy”… I tak jest zawsze, tym bardziej dzisiaj, gdy dzielę się z wami muzyką wspaniałego bandu Scotta Hendersona. Album „Vibe Station” utrzymany jest w klimatach funk-jazzu, fusion i dobrego rocka. Zawiera dziewięć utworów, z których wszystkie to po prostu świetnie wykonane kompozycje.
Zespół gra w składzie: Travis Carlton (bas), Alan Hertz (perkusja) i główny pomysłodawca całego zamieszania Scott Henderson (gitary). Za produkcję odpowiada Mike Varney, a materiał zmasterował Joe Gastwirt.
Cały album to po prostu wspaniała uczta dla melomanów i oddanych sympatyków gatunku. Słyszymy tu standardowo brzmiące szlagiery. I do tego zagrane z pazurem, zębem i z nerwem. Brawo! Ręce same składają się do oklasków. Nostalgiczne wyprawy Scotta w mocno przesycone rejony fusion i bardzo vintage’owe brzmienia gitary zdecydowanie od pierwszych dźwięków zapraszają słuchacza do wspólnych muzycznych przeżyć.
Tytułowy utwór "Vibe Station" koncentruje się na jazzowych i funkowych motywach. Henderson używa specyficznych modulatorów barw, słyszymy różne procesory próbkowania elektroniki opartej na buczeniu i brzęczeniu. Wspaniały przykład finezyjnego jazz fusion mamy w „Manic Carpet". Ten zdecydowanie żarliwy dialog Hendersona z perkusistą Alanem Hertzem szybko stał się moim faworytem tego krążka. Wpływy jazzowe są wszechobecne i niezaprzeczalne. Generalnie mamy tu piękne rasowe riffy, świetną grę sekcji i niezapomniane solówki w każdej kompozycji. Po prostu mistrzostwo! Mocno polecam.