Dobrze pamiętam Kena Seniora jeszcze z lat 90., kiedy to na kasetach magnetofonowych podsyłał mi swoje wczesne nagrania jeszcze w wersjach demo. Spotkaliśmy się wtedy tylko raz. Było to podczas festiwalu Rotherham Rocks w 1995 roku. Okazał się niezwykle sympatycznym dżentelmenem i sam nie wiem dlaczego na następne 20 lat Ken i jego muzyka zniknęli z mojego radaru.
Szczęśliwie Ken niedawno uaktywnił się, podesłał mi mailem (technologia poszła do przodu!) próbkę swojego nowego materiału, a kilka dni temu w mojej skrzynce na listy znalazłem przesyłkę z dopiero co wydaną płytą zatytułowaną „Future”. Firmowana jest ona jako Evolve, choć za wszystkie dźwięki na tym albumie odpowiada jednoosobowo Ken. Jedynie, zapewne po to by nie narazić się na zarzut używania automatu perkusyjnego, Ken zatrudnił ‘żywego’ perkusistę, Granta Hendersona. Słowa, muzyka, śpiew, wszystkie instrumenty – za to wszystko odpowiada sam autor. A więc człowiek – orkiestra. Albo, jak kto woli, zespół jednoosobowy. No tak, jeden człowiek, a wszystko brzmi tak jakby to cały zespół grał…
Mało tego, do powyższej konstatacji dopowiedzieć muszę jeszcze jedno: muzyka na płycie „Future” brzmi faktycznie tak jakby grał ją cały zespół, a do tego tak jakby wykonywana była w pierwszej połowie lat 90. Kenowi udało się zatrzymać czas w miejscu i nagrał album utrzymany w duchu święcącego wówczas spore sukcesy rocka neoprogresywnego. Wiem, gatunek ten ma dziś sporo krytyków, ale wiem też, że ma liczne grono oddanych sympatyków. I to do nich właśnie skierowana jest ta płyta. Do tych wszystkich, którzy wychowywali się na dźwiękach z wczesnych płyt grup Pendragon, Jadis, Abel Ganz, Comedy of Errors, Pallas czy IQ. No właśnie, IQ… To chyba ten zespół wydaje się być dla Kena Seniora najobfitszym źródłem inspiracji. Wystarczy posłuchać instrumentalnej kompozycji „Dominator”, a skojarzenia z muzyką IQ obudzą się momentalnie. Szczególnie gitara brzmi tu tak, jakby grał na niej sam Mike Holmes. Pozostałe utwory – już wokalno-instrumentalne – być może nie stanowią wielkiego przełomu gatunkowego, ale trudno odmówić im czaru i uroku, pod którym pozostaje się w trakcie ich słuchania. Na przykład taki „Out Of The Sky” to świetny opener całego albumu z dość chwytliwym refrenem i łatwo zapamiętywalną melodią. „Back To Reality” poprzez użycie wielopiętrowo nałożonych na siebie partii gitar akustycznych i mocno oniryczną atmosferę, w której jest utrzymany, przywodzi na myśl pamiętne genesisowskie „Entangled”. „Shock Of The New” to dość dynamiczny, zaryzykuję stwierdzenie, że nawet przebojowy, utwór idealnie wpisujący się w gatunkowe ramy neoprogresu. Podobnie jest z „Mouse Trap”. Warto w tym miejscu podkreślić, że Ken Senior jest nie tylko utalentowanym kompozytorem i niesamowicie biegłym instrumentalistą, ale obdarzony jest jeszcze przyjemnym głosem, który dla muzyki Evolve stanowi sporą wartość dodaną. Płytę „Future” kończą dwie epickie kompozycje. Najpierw mamy obowiązkową suitę (17 minut!), która de facto jest dwuczęściową kompozycją tytułową, a sam finał stanowi majestatyczny, trwający prawie dziesięć minut „The Arabian / Keep The Home Fires Burning”. Zakończenie godne tej naprawdę niezłej płyty.
Ustaliliśmy już, że albumem „Future” Ken Senior i jego Evolve muzycznej Ameryki raczej nie odkryje. Ale dla rozmiłowanej w neoprogresywnych brzmieniach publiczności jest to pozycja obowiązkowa.