Oczekiwanie na nowy album grupy Tool wydłuża się w nieskończoność. Stęsknionych fanów zainteresuje zapewne wydany w kwietniu album „Eat The Elephant” formacji A Perfect Circle. Niewtajemniczonym powiem, że to utworzona w 1999 roku przez gitarzystę Billy’ego Howerdela (pracującego wcześniej jako technik przy trasach koncertowych takich zespołów jak m.in. Nine Inch Nails, The Smashing Pumpkins, Guns N’ Roses oraz... Tool) amerykańska grupa, w której głównym wokalistą jest Maynard James Keenan – na co dzień (choć to stwierdzenie dość mylące, wszak zespół uparcie milczy już od 12 lat) śpiewający w… Tool.
Trzeba wiedzieć, że grupa A Perfect Circle milczała jeszcze dłużej. Poprzedni album to „eMOTIVe” wydany w 2004 roku. Nic dziwnego, że oczekiwania fanów wobec płyty „Eat The Elephant” mogły być przeogromne. Na szczęście nowy album nie zawiedzie nikogo. „Eat The Elephant” to zestaw dość melancholijnych utworów napędzanych zarówno przez fortepianowe i gitarowe dźwięki (tych ostatnich jest jednak mniej i pełnią one zdecydowanie mniej wyeksponowaną rolę niż można byłoby się spodziewać). Literacko album jest też ujściem dla wyartykułowania bezpośrednich frustracji Keenana skierowanych czy to do politycznych liderów (jak w "Talk Talk") czy też do osób uzależnionych od smartfonów (w "Disillusioned"). Jego czysty, mocny i klarowny głos chyba jeszcze nigdy nie brzmiał tak dobrze, jak teraz. Jest jak wino: im starszy tym lepszy.
Zasadniczo jednak A Perfect Circle niespodziewanie pokazuje na tym krążku swoje nostalgiczne i melodyjne oblicze. Chwilami brzmi jakby były to lata 80., czasami zapędza się (jak w „Feathers”) w progresywne rejony. Pięknie prezentuje się instrumentalna strona brzmienia grupy („DLB”). Ale jest też trochę ostrego pazura i rozkrzyczanych partii wokalnych („Talk Talk”, „The Doomed”) oraz elektroniki (jak np. w „Hourglass”). W ogóle mnóstwo tu niezłych melodii i fajnych harmonii wokalnych. Podkreślę to raz jeszcze: wyraźnie słychać, że po pracy w Puscifer i długiej przerwie od Toola, Keenan wrócił wreszcie do swojego ulubionego śpiewania.
Nowych utworów jest na „Eat The Elephant” dwanaście. Praktycznie nie ma wśród nich ani jednego słabszego numeru. Wybrałem dla siebie kilka ulubionych: “Disillusioned”, progresywny „Feathers”, “So Long and Thanks for All the Fish” (Keenan przywołuje w nim pamięć ikon popkultury, m.in. Gene’a Wildera, Davida Bowie i Carrie Fisher), “Get the Lead Out” i „By And Down The River” (można było go już usłyszeć jakieś pięć lat temu na kompilacyjnym wydawnictwie „Three Sixty”), ale jestem pewien, że każdy słuchacz – szczególnie gdy jest fanem talentu Maynarda Jamesa Keenana - znajdzie tu dla siebie coś odpowiedniego.
W jednym z niedawnych wywiadów Keenan potwierdził, że praktycznie cały album nagrali we dwójkę z Billy Howerdelem. Wprawdzie kilku innych muzyków sesyjnych pracowało wraz z nimi w studiu, niemniej „Eat The Elephant” to praktycznie wyłączne dzieło obu panów. I z tego powodu dodatkowo czapki z głów!