Riversea - The Tide

Artur Chachlowski

Riversea to wspólne muzyczne przedsięwzięcie dwóch brytyjskich muzyków: Marca Atkinsona (śpiew) oraz Brendana Eyre (instrumenty klawiszowe). Stali bywalcy małoleksykonowego portalu wiedzą, że o zespole tym pisaliśmy wielokrotnie – ostatnio przy okazji poprzedniej płyty długogrającej „Out Of An Ancient World” (2012). Niedawno ukazał się drugi pełnowymiarowy album Riversea zatytułowany „The Tide”.

Tym razem obaj panowie doprosili do siebie sekcję rytmiczną: David Clements (bg) – Alex Cromarty (dr – na co dzień gra on w Mostly Autumn) oraz liczne grono współpracowników, głównie gitarzystów, którzy opatrzyli poszczególne kompozycje wypełniające album (a jest ich w sumie aż dwanaście) niezwykle smakowitymi solówkami. W gronie tym znaleźli się m.in. Lee Abraham (Galahad), Simon Godfrey (Tinyfish), Robin Armstrong (Cosmograf) oraz Paul Cusick, który przed laty był jednym z założycieli Riversea, a na nowej płycie zagrał tylko w jednym utworze – „Blasphemy”. Wśród gości pojawiają się także inne znane nazwiska, jak flecista Tony Patterson oraz wokalistka Mostly Autumn, Olivia Sparnenn, która wspomaga Atkinsona w chórkach w kompozycji tytułowej.

Atkinson i Eyre poświęcili mnóstwo czasu, by pod każdym względem dopieścić swoje najnowsze dzieło, czyniąc je prawdziwym muzycznym dziełem sztuki. „The Tide” to moim zdaniem jedno z najbardziej wyróżniających się wydawnictw spod znaku melodyjnego prog rocka AD 2017. Dbałość o detale, staranność wykonania, niezwykła wytworność przebijająca się z każdego utworu oraz ogólne wrażenie totalnego dopieszczenia – z tym wszystkim mamy do czynienia na tym albumie.

Wszystkie, bez żadnego wyjątku, utwory pełne są namiętności i uczuć, które potęguje uduchowiony i ciepły głos Atkinsona zespolony z wyrafinowanymi dźwiękami dobywającymi się z klawiatur Eyre’a. Czyni to ten blisko godzinny zestaw albumem wyjątkowym, przemyślanym i skończonym. Muzyczne propozycje obu panów stylistycznie plasują się niedaleko współczesnego Marillionu. Z jednym tylko, acz istotnym, zastrzeżeniem. Riversea brzmi jakby Marillion porzucił te wszystkie swoje brzmieniowe meandry i zawiłości, które w poszukiwaniu nigdy nie odnalezionej melodii prowadzą go często na manowce. Muzyka Riversea jest zdecydowanie bardziej zwięzła, precyzyjna i pewniej zmierzająca do konkretnego celu. Klimat? Jest. Krystalicznie czyste brzmienie? Jest. Ale co najważniejsze, są też fajne i łatwe do zapamiętania melodie, które czynią każdą z piosenek zawartych na „The Tide” czymś absolutnie wyjątkowym. Utrzymane są one w eterycznej, uduchowionej, często rozmazanej (jak na przykład „Uprising”, „Goodbye My Friend” i „To Those That Are Left Behind”) atmosferze. Najlepsze momenty na płycie? Jest ich sporo, ale polecam przede wszystkim utwory „Your Last Day”, „Fall Out Warning”, „Strange Land”, „Drowning In Vertigo” oraz kompozycję tytułową, która w majestatyczny sposób otwiera to wydawnictwo.

W tym roku ukazało się już sporo ciekawych płyt. Płyt zawierających dobrą, ale i wyjątkową muzykę. „The Tide” zaliczyć trzeba do tej drugiej kategorii. Choćby dlatego, że stanowi autentyczną afirmację uduchowionego piękna i kompozytorsko-wykonawczego talentu panów Marca Atkinsona i Brendana Eyre.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!