„Legendarna” to moje pierwsze spotkanie z łódzką grupą Tenebris. Po jej pierwszym przesłuchaniu stwierdziłem – to muzyka nie dla mnie! Mnóstwo pokręconych, hałaśliwych dźwięków, momentami nawet zahaczających o jazz.
Przestrzegam – to bardzo mylące, krzywdzące pierwsze wrażenie! Bo z muzyką Tenebris jest jak z piciem śliwowicy łąckiej: pierwszy łyk palący i paskudny (może jednak wypluć?), ale kiedy już śliwowica rozejdzie się w żyłach – otwiera nowe światy!
Toteż jeśli wejdziecie w posiadanie „Legendarnej”, nie słuchajcie jej przy popijaniu wina z przyjaciółmi, odkurzaniu czy prowadzeniu samochodu. Dajcie sobie czas, zgaście światła i zanurzcie się w te dźwięki. Naprawdę warto! Bo ta muzyka stoi klimatem, posępnym i mrocznym. Być może nie wszystko będzie zjadliwe za pierwszym czy drugim przesłuchaniem, ale im więcej razy będziecie obcować z tą muzyką, tym większe wrażenie zrobi.
„Legendarna” to płyta o tyle nietypowa, że zbiera nagrania z roku 2018 (pierwsze cztery), zarejestrowane w sali prób, oraz z roku 2012 (pozostała czwórka), które nie znalazły się (bądź znalazły się w innych wersjach) na wydanym w 2013 roku albumie „Alpha Orionis”.
Różne pochodzenie kawałków trochę słychać: i w brzmieniu - te z 2018 są bardziej „brudne”, nieoszlifowane, te z 2012 – bardziej „gęste”, i w podejściu do kompozycji – te z 2018 są bardziej techniczne, „matematyczne”, te z 2012 – bardziej klimatyczne. Wszystkie kawałki bronią się jednak jako jedna całość.
Powiedziałem – „matematyczne”. Tak mi się ta muzyka kojarzy: z wielopiętrowymi równaniami, dziwnymi wykresami, fraktalami. Skomplikowana, a na swój sposób piękna. Czy zespół gra „math metal”, czy „math rock” tego nie wiem, bo to moje pierwsze zetknięcie się z tego rodzaju muzyką. Ale bardzo mi te określenia pasują do stylu Tenebris. Ja natomiast słyszałem w tej muzyce echa Tool, Prong czy Voivod. I okazało się, że miałem nosa, bo w utworze „Wolarz” solo nagrał sam Dan „Chewy” Mongrain z Voivod właśnie.
Czy dostrzegłem jakieś minusy? Może tylko trochę brakuje mi wyrazistszych melodii, które z głowy nie wywietrzeją. Wiem, wiem, taka konwencja, ale jednak choćby wspomniany Voivod czasem ciekawe melodie przemyca.
Słowo poświęcę jeszcze tekstom. Nie wszystkim, bo anglojęzyczne teksty do „Trembling Giant” i „Alpha Orionis” nie zostały na okładce zamieszczone. Za to te do „Wieletów”, „Wolarza”, „Perunowego” i „Jeno” – i owszem. Nie będę się tu zajmował jakąś ich literacką analizą, ale muszę wspomnieć, że traktują o dawnej, niemal zapomnianej historii Słowian. I wpleciono w nie (uwaga!) fragmenty utworów Adama Mickiewicza („Dziady”), Juliusza Słowackiego („Król Duch”), Kamila Baczyńskiego i Romana Zmorskiego (wiersze). Gromkie brawa za takie przypominanie rodzimej klasyki!
Czas na podsumowanie – pierwszy kontakt: niesłychanie trudny, ale im dalej, tym lepiej. To płyta króciutka, ledwie trzydzieści trzy minuty z hakiem, więc tym bardziej dajcie tej muzyce szansę. Trzeba się w nią zanurzyć, rozsmakować. I odkryjecie ten piękny, szlachetny , acz wytrawny bukiet. Jak nutkę śliwowego smaku w łąckiej.