Były to lata 80. i 90. XX w. Pojawił się rock neoprogresywany z niemałą siłą wielu zespołów, wśród których prym wiodły oczywiście Marillion i Pendragon, ale potem kolejne, m.in. Jadis, IQ, Galahad, Arena, Shadowland, Chandelier i wiele innych. Dziś dla mnie to estetyka cenna, rozszerzona o urodę twórczości Men of Lake, Minimum Vital, Deyss czy Eris Pluvia. Osobny rozdział to oczywiście polska scena neoprogresywna. Tak czy inaczej, wtedy właśnie u najpierw kończącego szkołę średnią i rozpoczynającego studia, a potem już po nich wciąż młodego człowieka, miłośnika King Crimson, Genesis, ELP, Jethro Tull, Focus, Camel czy Yes, nie była to muzyka pierwszej potrzeby.
Z zachwytem natomiast przyjmowałem inne, alternatywne propozycje zwłaszcza spod znaku Twelfth Night czy powstałej w 1983 r. formacji Ozric Tentacles. Jako zawołany zwolennik Canterbury Sound oraz estetyki naznaczonej dokonaniami Gentle Giant poszukiwałem raczej nie kontynuacji progresywnej klasyki, ale nowych rozdań. Upływ czasu dookreślił i rozszerzył kryteria pozwalające na coraz bardziej otwarte przyjmowane nowych propozycji. Tonowały się moje sądy, prostowały i rozwidlały ścieżki poszukiwań, czar muzyki wzbudzał nostalgię. Ale Ozric Tentacles pozostawał dla mnie nie tylko spadkobiercą dorobku Gong czy Hawkwind, ale wnosił też najprzedniejszej świeżości owoce.
Zespół zaczynał od publikowania magnetofonowych kaset sprzedawanych na koncertach, konsekwentnie szedł do przodu, wielokrotnie zmieniając skład. Jednak artystyczny wymiar pozostawał nienaruszony. Wkrótce taśmy zastąpione zostały płytami – kosmicznymi, wizjonerskimi i zdobionymi adekwatnymi do muzyki perlistymi graficznymi projektami. I tak oto docieramy do roku 2023 oraz wydanej 16. studyjnej płyty zespołu „Lotus Unfolding” (a po drodze były jeszcze smakowite i liczne albumy koncertowe oraz kompilacje), zawierającej 6 przeważnie dłuższych kompozycji utrzymanych w tradycyjnym dla niego stylu nie podlegającym upływom czasu astralnej psychodelii, która także w scenicznym wizerunku prezentuje się nader barwnie, wszak dojmującą siłą grupy był i pozostaje koncert.
Tymczasem ten studyjny album jest po prostu przepiękny. Nagrany został w składzie: Ed Wynne (gitara, syntezator, bas) Silas Wynne (syntezator, instrumenty klawiszowe), Brandi Wynne (bas), Saskia Maxwell (flet), Tim Wallander (perkusja), Paul Hankin (perkusja). Muzyka emanuje elektroniczną siłą i tradycyjnie inwencją sięgającą do życiodajnych źródeł od rocka progresywnego po psychodelię, a poszczególne utwory to nadzwyczajnej urokliwości swoiste, planetarne, czysto muzyczne i zarazem duchowe mantry. Muzyka rozedrgana barwami i przejrzystością, z gitarą Eda Wynne’a wyrażającą rzeczywistą epifanię muzycznego malarstwa krajobrazowego, ba będącą nim. Posłuchajmy też fletu… Muzyka Ozric Tentacles emanuje hipnotyzującą feerią barw, kołysze ku snom i przebudzeniom, ku nieogarnionym malignom. Jest tyleż zagrana, co namalowana, płynąca, przypływająca i odpływająca, uspokajająca i rozświetlana, gasnąco sycąca, zarazem ożywcza, a przede wszystkim to zaproszenie, by śnić odważnie i budzić się odważnie, radować dźwiękiem…
Cudne, doprawdy cudne.