Kilka lat temu recenzowaliśmy na naszym portalu poprzednią studyjną płytę grupy Il Castello Di Atlante pod tytułem „Quintessenza”. Warto jednak pamiętać, że ta włoska grupa nagrywa swe płyty już od blisko 20 lat, a debiutowała jeszcze w okresie „złotej ery” włoskiego progresywnego rocka. I trzeba od razu podkreślić, że spośród omawianego przeze mnie w ostatnim czasie kwartetu stylowych włoskich albumów (Macromarco, Mappe Nootiche, RanestRane) nowy krążek Il Castello Di Atlante jest wśród nich najbardziej „klasycznie” brzmiącą płytą.
„Capitolo 7 – Tra Le Antiche Mura” to trwający ponad godzinę zestaw siedmiu kompozycji, w których grupa Il Castello Di Atlante pokazuje jak, z jednej strony, umiejętnie czerpać ze współczesnych technologii rejestracji dźwięku, a z drugiej – jak doskonale kultywować najlepsze tradycje włoskiej szkoły progresywnego rocka. Na tej doskonale wyprodukowanej płycie króluje czysty dźwięk i klarowne, przejrzyste brzmienie. Liryczne i harmoniczne klimaty pobrzmiewają w każdej pojedynczej nucie, którą słyszymy na tym albumie. Z każdym kolejnym przesłuchaniem odkrywa się przed nami prawdziwie piękne symfoniczno-rockowe brzmienie, którym Il Castello Di Atlante czaruje odbiorcę magią granej przez siebie muzyki. I czyni to na chwałę i cześć klasycznej odmiany progresywnego rocka.
W muzyce, którą słyszymy na płycie „Tra Le Antiche Mura” mamy do czynienia z przebogatą paletą progresywnych środków artystycznego wyrazu. Mamy tu długie, prawie wyłącznie ponad dziesięciominutowe kompozycje, obłożone wstępem („Prefazione”) i zakończeniem („Epilogo”) w postaci narracyjnych melorecytacji. Narracje przewijają się zresztą także pomiędzy poszczególnymi, połączonymi ze sobą, utworami. W brzmieniu zespołu dominują instrumenty klawiszowe (Roberto Giordano). To one budują klimat, to one tworzą bazę pod popisy poszczególnych instrumentalistów. Mocno wyeksponowane są też wszechobecne skrzypce (gra na nich Massimo Di Lauro). Świetnie spisuje się sekcja rytmiczna z fantastycznie grającym na perkusji Paolo Ferratottim (czapki z głów!) i basistą Dino Fiore. No i jest jeszcze śpiewający gitarzysta: Aldo Bergamini. Śpiewa on (oczywiście po włosku; to kolejna cecha „klasycznego” prog rocka z Italii) naprawdę znakomicie. Nie reprezentuje on typu sztampowego rockowego wokalisty. Za to wczuwa się on w rolę i w teksty, które śpiewa, nie unikając teatralnego sposobu interpretacji, co niewątpliwie nadaje wykonywanej przez tę grupę muzyce ewidentnie epickiego charakteru.
Zresztą nie tylko potężne rozmiary poszczególnych kompozycji wypełniających ten album sprawiają, że w przypadku Il Castello Di Atlante nie ma mowy o „piosenkach” czy nawet „utworach”. Poszczególne fragmenty albumu układają się w suity oraz wielowątkowe, bardzo złożone kompozycje, których słucha się z wypiekami na twarzy. Nie ma więc na tej płycie śladów tak modnych ostatnio w art rockowym światku podgatunków, jak „prog metal” czy „neoprogressive”. „Tra Le Antiche Mura” to album brzmiący do bólu „klasycznie”, skrojony jest on według najlepszych starych wzorców i przepisów.
Niechaj więc wszyscy sympatycy progresywnego rocka utrzymanego w tradycji lat 70., której uosobieniem są grupy pokroju Le Orme, PFM czy już z bardziej europejskiego podwórka: Genesis i Camel, szeroko otworzą oczy i rozglądną się za tym wydawnictwem. Ta płyta adresowana jest do Was. I z pewnością nie będziecie żałować, gdy po nią sięgniecie. Co więcej, z pewnością zdziwicie się, że pod koniec pierwszej dekady XXI wieku wciąż można grać tak pięknie i wyczarowywać dźwięki, których, wydawałoby się, już dzisiaj nikt nie zagra. I, że można robić to w sposób tak prawdziwy, szczery, a przy tym tak udany, jak na płycie „Tra Le Antiche Mura” czyni to grupa Il Castello Di Atlante.