Ekologiczny prog rock? Z takim muzycznym zjawiskiem, jak sięgam moją art rockową pamięcią, jeszcze się nie spotkałem. Kto wie, może Holendrzy z grupy PB II staną się jego prekursorami? A jeśli nawet nie, to płytą „Plastic Soup” z pewnością zwrócą uwagę opinii publicznej na pewne niepokojące zjawisko.
Otóż, w 1997 roku uczestnicząc w regatach po Pacyfiku, kapitan Charles Moore odkrył olbrzymie skupisko śmieci pływających na ogromnej powierzchni oceanu. Sprawa została nagłośniona przez organizacje proekologiczne, które wszelkimi środkami będącymi w ich posiadaniu rozpoczęły potężnie zakrojoną akcję związaną z ochroną środowiska naturalnego, a w szczególności wód oceanicznych. Najwidoczniej grupa PB II włączyła się w tę kampanię, bo nagrała utwór „The Great Pacific Garbage Patch” poświęcony temu problemowi (w nagraniu tym wykorzystano głos kapitana Moore’a, który jako narrator dokonuje swoistego wprowadzenia w zagadnienie, o którym mowa w tej kompozycji) i nadała swojej płycie wymowny tytuł: „Plastic Soup”. Mało tego, w książeczce towarzyszącej temu albumowi znalazło się też miejsce na okolicznościowe wypowiedzi minister rządu Unii Europejskiej, pani Jacqueline Cramer, oraz działaczki ekologicznej organizacji Noordzee, Jesse Goosens. Jednym zdaniem, zagadnienia ochrony środowiska pełną parą królują na płycie tego holenderskiego kwartetu.
Jest jeszcze jeden ciekawy aspekt związany z zespołem PB II. W jego skład wchodzi 3 muzyków działających swego czasu w niezwykle popularnej i wielokrotnie prezentowanej w MLWZ formacji o nazwie Plackband, nazywanej w pewnych kręgach „holenderskim Genesisem”. Tych trzech ludzi to: Michel van Wassem (k, v), Ronald Brautigam (g) i Tom van der Meulen (dr), a towarzyszy im jeszcze basista Harry den Hartog. I rzeczywiście, na płycie „Plastic Soup” wyraźnie słychać, że dla PB II muzyka Genesis (późnego Genesis!) wciąż stanowi niemałą inspirację.
Album rozpoczyna się od epicko brzmiącego i faktycznie – za sprawą majestatycznych partii syntezatorów i gitar – bardzo genesisowskiego utworu „Book Of Changes”. To świetny opener, który idealnie wprowadza słuchacza w świat muzyki grupy PB II. Kolejny utwór, „In The Arms Of A Gemini”, brzmi bardziej nowocześnie, ale posiada on wciąż mocno epicki charakter, który powoduje, że napięcie podkręca się tu jeszcze bardziej, co z kolei sprawia, że momentalnie wiemy, iż mamy do czynienia z płytą nietuzinkową. Swoistym wytchnieniem po tych dwóch wysoko wieszających poprzeczkę nagraniach jest instrumentalna miniaturka „Ladrillo”, będąca w rzeczy samej popisem gry den Hartoga na gitarze basowej. 3 pierwsze utwory to demonstracja nieprzeciętnych możliwości, które drzemią w zespole PB II. Świetny początek, po którym chciałoby się więcej równie ciekawej muzyki.
Lecz dalej na płycie „Plastic Soup” jest już różnie. „Loneliness” to kolejny, całkiem niezły, epicki utwór, który powinien przypaść do gustu fanom neoprogresywnego rocka. Zaraz po nim mamy w programie płyty wspomnianą już czteroczęściową kompozycję „The Great Pacific Garbage Patch”. Ze swoimi 13 minutami oraz zaangażowaną tematyką wydaje się ona być centralnym i najważniejszym nagraniem na płycie. Ale niestety, muzycznie nie należy ona do najmocniejszych punktów jej programu. Sporo tu pozamuzycznych odgłosów (głównie kojarzących się z rejsem po oceanie), dużo nawet efektownych partii instrumentalnych, ale jako całość nagranie to raczej nuży niż budzi zainteresowanie. Przynajmniej u mnie wywołuje dość mieszane uczucia. „Criticize The Critics” oprócz przewrotnego tekstu (oj, dostaje się w nim nam, recenzentom muzycznym) zaskakuje niestety… przeciętną melodią i miałkim, jakby na siłę przebojowym, brzmieniem. Jeszcze większe zaskoczenie budzi śpiewająca główną linię melodyczną w kolejnym utworze, „It’s Your Life”, Heidi Jo Heines. Ta pani to córka znanego z pracy w grupach Wings i The Moody Blues, Denny Laine’a. Może i Heidi ładnie śpiewa, może „It’s Your Life” jest ładną piosenką, ale żeński główny wokal burzy naturalną dramaturgię płyty i przez to utwór ten wydaje się, jakby był wyjęty z zupełnie innej bajki niż reszta muzyki na „Plastic Soup”.
Na szczęście w programie tej płyty jest jeszcze jedna perełka – utwór „Living By The Dice”. Zaczyna się on jak zwykła piosenka, ale jego finałową część wypełnia niezwykłej urody partia instrumentalna, która przypomina mi sekwencję towarzyszącą słynnemu „tańcowi z tamburynem” Phila Collinsa w koncertowej wersji „I Know What I Like” grupy Genesis. Świetny to utwór, godny finału całej płyty. Choć wcale nie jest to jeszcze koniec tego wydawnictwa. Wieńczy je, niczym wisienka na torcie, instrumentalne nagranie „Cradle To Cradle” z efektowną gitarową solówką zagraną przez gościnnie występującego w tym jednym utworze… Johna Mitchella (Arena, Frost*, It Bites). Jakby komuś tych niespodzianek było mało, to wspomnę jeszcze o gościnnym udziale w innym instrumentalu, „Fata Morgana”, grającego na basie Johna Jowitta (IQ).
Na koniec chciałbym opisać moje ostateczne wrażenia po wysłuchaniu albumu „Plastic Soup”. Są one jak najbardziej pozytywne. Spędziłem z nim całkiem przyjemny urlop, słuchając go wielokrotnie rano, w południe, wieczorem, na plaży, w trakcie posiłków, podczas sjesty i w samochodzie. Sprawdził się w każdych warunkach. Niezła produkcja, fajne brzmienie, ciekawe melodie, co najmniej kilka urokliwych kompozycji, wysokie umiejętności wykonawcze – wszystko to sprawia, że krążek grupy PB II plasuje się w czołówce neoprogresywnych wydawnictw ostatnich miesięcy. Nie przeszkadza mi nawet to, że w jego połowie pojawia się trochę nudów, a niektóre nagrania pełnią rolę „wypełniaczy” tej i tak długiej (aż 70 minut!) płyty. Wartość albumu „Plastic Soup” dodatkowo powiększa fakt, że w ładnie wydanym digipaku, oprócz płyty CD, znajduje się dodatkowy krążek (DVD), na którym znaleźć można cały materiał muzyczny w systemie dźwiękowym 5.1. Surround, wideoklip z utworem „It’s Your Life” zarejestrowany w trakcie występu na ubiegłorocznym festiwalu iO Pages, a także krótki film z nagrywania przez Michela van Wassema partii organów w kościele Joannes De Dooper w holenderskim Pijnacker. Wartość dodana: bezcenna. Za wszystko inne zapłacisz kartą MasterCard. O ile jeszcze zostało coś na niej po tegorocznych wakacjach.