Tangent, The - Comm

Artur Chachlowski

ImageI oto mamy nowy, szósty w dorobku The Tangent, album studyjny zatytułowany „Comm”. Rzecz o komunikacji. Wprawdzie to nie koncept album, ale temat oddziaływania na nas środków techniki, za pomocą których się porozumiewamy, przewija się przez cały czas trwania płyty. „Telefony, komputery… Gdzie bylibyśmy teraz bez tych wszystkich rzeczy?” – pyta lider i autor wszystkich kompozycji zespołu, Andy Tillison. - „Czy te środki komunikowania się naprawdę służą człowiekowi czy też zaczynają już nami rządzić? Gdzie jest granica pomiędzy normalnością użytkowania, a fanatycznym uzależnieniem? Nie widzę nic złego w Facebooku, ale czy przesiadywanie przed monitorem po kilkanaście godzin dziennie i mnożenie anonimowych przyjaciół jest normalne? Na takiej właśnie tematyce zbudowałem ten album, starając się raczej zadawać pytania, aniżeli udzielać odpowiedzi”. - dodaje.

Po trwających kilka lat perturbacjach personalnych (w pewnym momencie grupę The Tangent tworzyli… instrumentaliści szwedzkiej formacji Beardfish), Tillisonowi udało się wreszcie zmontować skład złożony z kompetentnych muzyków, dzięki którym album „Comm” brzmi bardzo dobrze, a sam zespół The Tangent powraca na nim do szczytowej formy (skład jest ten sam, co na recenzowanym niedawno wydawnictwie „Going Off On Two” z tym, że na perkusji gra Nick Rickwood. Już po nagraniu nowego albumu, basista i wieloletni przyjaciel Andy Tillisona, Jonathan Barrett, oznajmił, że rezygnuje z dalszej pracy w zespole. Powód, z grubsza rzecz ujmując, jest bardzo podobny do tego, który przed laty zadecydował o „muzycznej emeryturze” klawiszowca IQ, Martina Orforda: piractwo muzyczne).

Posłuchajmy 20-minutowej kompozycji „The Wiki Man”. Toż to oczywiste stylistyczne nawiązanie do pamiętnej kompozycji „Where Are They Now?” i wspięcie się na najwyższy prog rockowy poziom. W utworze tym pobrzmiewają echa wczesnych dokonań Yes, Genesis, a dzięki barwie głosu lidera The Tangent także, lub przede wszystkim, odzywają się inspiracje twórczością Van Der Graaf Generator. Mniej nastrojowości jest w lekko rozimprowizowanym utworze „The Mind’s Eye”. Ale to też dobra kompozycja, wyraźnie o jazz rockowych inklinacjach. Piękna melodia nadaje ton balladowemu nagraniu „Shoot Them Down”, które pamięta się głównie dzięki wspaniałej, łkającej gitarowej solówce młodego, acz niesamowicie utalentowanego, Luke’a Machina. Co jeszcze? W „Tech Support Guy” pobrzmiewają echa dokonań Jethro Tull, zaś w zamykającym płytę kolejnym epiku (16 minut!) „Titanic Calls Carpathia” The Tangent znowu pokazuje swoją bardziej jazzową twarz. W tym i każdym innym utworze słuchać przepiękne zagrywki na saksofonie i fletach w wykonaniu Theo Travisa. Myślę, że to właśnie jego gra, obok nadających ton wszechobecnym syntezatorom i obok śpiewu Tillisona jest znakiem firmowym brzmienia The Tangent.

Wielka forma. Świetny album. Jest czego na „Comm” słuchać. Naprawdę warto sięgnąć po to wydawnictwo. A szczególnie po jego poszerzona wersję, na której znaleźć można niesamowity cover genesisowskiego „Obserwatora gwiazd”. Palce lizać. Polecam.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Zespół Focus powraca do Polski z trasą Hocus Pocus Tour 2024 Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!