Oto kolejny niemiecki zespół (po opisywanym tu niedawno Better Tomorrow) ze stajni CMM GmbH i kolejna płyta pełna młodzieńczego wigoru, energii i wykopu. 40 minut muzyki, 8 utworów i właściwie w każdym z nich słyszymy utrzymanego w sporym tempie zadziornego, gitarowego rocka.
Grupa Raygun Rebels pochodzi z południowych Niemiec, gdzie zdążyła już zyskać sobie lokalną popularność. Udało się jej nawet podbić serca publiczności w Los Angeles, gdzie w ubiegłym roku występowała w tak renomowanych klubach jak Whiskey A Gogo i Viperroom. Grupę tworzą: bracia Danny (v, g) i Dom (g) Raygunowie oraz Pelle Ericsson (bg) i Flik Rich (dr). W czerwcu tego roku nadszedł czas na ich płytowy debiut i album „Bring Me Home” to efekt pierwszych trzech lat działalności zespołu.
Myślę, że taką muzyką Raygun Rebels z pewnością ma szanse podbić serca europejskiej publiczności. Szczególnie tej (mocno) młodzieżowej. Już sama okładka albumu może kojarzyć się z tym, że adresowany on jest do nastoletnich słuchaczy. A w samej muzyce dużo jest czadu, energii, gitarowego riffowania i… chwytliwych rockowych utworów z wpadającymi w ucho refrenami (najlepszy przykład to „Here We Are”, od którego rozpoczyna się płyta i jestem pewien, że także nim właśnie Raygun Rebels otwierają swoje koncerty. Inny przykład to opowieść o seryjnym zabójcy – „The Killer”, – który, przyznaję że i mnie w sumie dość sceptycznemu do tej płyty jako całości, z każdym przesłuchaniem podoba się coraz bardziej).
Na płycie znaleźć można też balladę (ładną!) pt. „Goodbye”. Nie wiem czy dlatego, że jest to nagranie tak diametralnie różne od pozostałych czy po prostu to obiektywnie rzecz biorąc zgrabnie wykonana piosenka, ale podoba mi się ona najbardziej ze wszystkich utworów stanowiących program tego albumu. Plusik stawiam też przy zamykającym album nagraniu tytułowym. Podobno jest to chronologicznie najnowszy utwór młodych Niemców. Oby zwiastował też kierunek, w którym Raygun Rebels podążą w przyszłości. Ze swoimi niespodziewanymi zmianami tempa, energetyzującym wykonaniem i fajnym refrenem może być oznaką coraz większej pomysłowości i dojrzałości tego zespołu.