After - No Attachments

Piotr Bieroński

Image"No Attachments" to tytuł trzeciego studyjnego krążka włocławskiej grupy After. Jest on jednocześnie pierwszym wydawnictwem tej formacji, które wpadło mi w ręce, mimo że początki zespołu sięgają już roku 2002. Od tej pory zdążyli dzielić scenę z takimi znakomitościami jak Fish, Riverside, Spock's Beard, Mostly Autumn czy Quidam. Z tym ostatnim zespołem łączy ich zresztą znacznie więcej, bo za niskie rejestry odpowiada sam Mariusz Ziółkowski, jeden z najbardziej utalentowanych, polskich basistów młodego pokolenia.

Na tym znane nazwiska się nie kończą. Płyta została bowiem zmiksowana przez Bruce'a Soorda, lidera, wokalistę i gitarzystę znakomitego The Pineapple Thief. I co tu dużo mówić: to słychać. Płyta brzmi naprawdę dobrze, a to niestety nadal nie jest standard w Polsce. Gitary są soczyste, bass sprężynujący, a perkusja ani przez chwilę nie schodzi na drugi plan. Mamy zatem duży plus już na wejściu. Wiemy już zatem "kto?" i "jak?". Pozostaje odpowiedzieć na kluczowe pytanie: co znajdziemy na "No Attachments"?

Nie ma tutaj długich, rozbudowanych kompozycji. Stylistyka albumu została zgrabnie zawieszona gdzieś pomiędzy formami piosenkowymi, a zwięzłymi formami progresywnymi. Słychać tu trochę Quidam, nieco The Pineapple Thief i odrobinę Riverside z czasów Second Life Syndrome (na szczęście nie brzmieniowo!).  Powiązania z tą pierwszą są oczywiste: styl Ziółkowskiego jest nie do podrobienia, a wokal momentami łudząco przypomina Bartka Kossowicza. Jeśli do tego doliczymy często melodyjną formę zbliżoną to TPT i połączymy to z agresywnymi, przestrzennymi riffami rodem z SLS, otrzymamy After. Choć może nie do końca, bo jedna rzecz grupę After mocno od wspomnianych zespołów odróżnia: silnie zdominowane przez gitary brzmienie.

"No Attachments" to zbiór dziesięciu niezbyt długich (do ok. 6 minut) utworów, od początku utrzymanych w podobnej konwencji dynamicznego, aczkolwiek dość 'lirycznego' grania. To pewna próba znalezienia kompromisu między wysokim poziomem artystycznym, a przystępnością formy, co mi osobiście bardzo odpowiada. Dzięki temu album od początku do końca słucha się dobrze, bez poczucia nic nie wnoszących dłużyzn. Jedynym momentem, który wyraźnie odstaje od reszty jest kawałek "Summer Fuss", który straszy swoją linią wokalną. Traktuję to jednak jako drobne potknięcie, gdyż później jest naprawdę kilka klas wyżej (również wokalnie). Muzycy  szybko udowadniają, że potrafią tworzyć bardzo przyjemne melodie, jak na przykład w kawałku "Carried by the wind",czy "The Mention". "Resurrection" to z kolei wraz z "My Straight Path" najmocniejsze kawałki na tym albumie i w moim odczuciu najlepsze. Potężne ściany gitar brzmią pięknie, a transowe partie basu wprowadzają nas w odpowiedni nastrój. Muzycy na szczęście nawet na chwilę nie wstrzymują ręki i serwują "Good Things Are Worth Waiting For" i "Hope's Still Alive", utwory, które także można uznać za udane. Całość zamyka melancholijna kompozycja zatytułowana "Happiness" okraszona nutką elektroniki.

Dużo na tej płycie rzeczy, które cieszą ucho: melodyjnych wokaliz, mięsistych riffów i dynamicznych basowych galopad. Troszkę brakuje jej przysłowiowego czynnika X, który sprawi, że album wzniesie się ponad porządne rzemiosło. Osobiście na pewno będę bacznie przyglądał się dalszym poczynaniom grupy wierząc, że kolejny album będzie jeszcze lepszy. 

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!