LaRue, Lisa / 2KX - Fast And Blue

Artur Chachlowski

ImageZacznijmy od ważnej uwagi. Lisa LaRue to nie tylko piosenkarka. Jest pochodzącą z Oklahomy utalentowaną artystką znaną uważnym Czytelnikom i Słuchaczom MLWZ ze swojej poprzedniej płyty „World Class”. Na swoim ubiegłorocznym albumie zatytułowanym „Fast And Blue”, który jest już siódmą pozycją w jej dorobku, obsługuje ona pokaźną baterię instrumentów klawiszowych, a towarzyszy jej na nim, podobnie jak na jego poprzedniku, imponujące grono zaproszonych gości.

Imponujące? W rzeczy samej. No bo któż na swojej solowej płycie nie zechciałby zebrać tak znanych muzyków, jak: John Payne (Asia), Steve Adams (ARZ), Michael Alvarez (Roswell Six), Merill Hale (ARZ), Ryo Okumoto (Spock’s Beard), Michael Sadler (Saga), Don Schiff (Rocket Scientist), Maxi Nil (Moonspell), a także ceniony amerykański gitarzysta sesyjny Mitch Perry, który wykonał fantastyczne sola gitarowe w utworze „Jam Jehan Nima”?

„Fast And Blue”... Tytuł płyty wziął się nie z tego, że mamy na niej do czynienia z zagraną szybko smutną muzyką, lecz ze zdaniem, które Lisa La Rue usłyszała od swojej przyjaciółki w trakcie pewnej rozmowy telefonicznej: “Life changes so FAST and just out of the BLUE”. Życie zmienia się szybko i w sposób niespodziewany… To zdanie–pocieszenie usłyszane przez Lisę w trudnym okresie jej życia, dało też tytuł jednemu z dwóch wokalno-instrumentalnych nagrań, które znaleźć można w programie albumu. Utwór ten zaśpiewany przez Johna Payne’a to, obok finałowej piosenki „Recurring Dream” (w niej z kolei śpiewa Michael Sadler), najbardziej tradycyjnie rozumiane progresywno–rockowe nagranie w tym zestawie. Łącznie stanowią one 12 i pół minuty muzyki umieszczonej na samym końcu płyty. Wcześniej przez blisko 3 kwadranse mamy do czynienia z czysto instrumentalnym graniem, którego centralną częścią jest 18-minutową kompozycję „Prometheus”. Poprzedzona jest ona zaledwie jednominutowym intro „Mystery Of The Rose” i stanowi solidną dawkę pompatycznego symfonicznego rocka opartego na brzmieniu instrumentów klawiszowych. Lisa La Rue gra tak, jakby chodziła do jednej klasy z Keithem Emersonem, Rickiem Wakemanem i Johnem Lordem. Pełne patosu sekcje instrumentalne, powracające tematy i maestria gry kojarzyć mogą się tylko ze złotym okresem dla art rockowego gatunku. To wirtuozeria na najwyższym poziomie, za co niewątpliwie trzeba pochwalić tę artystkę, niemniej z miejsca rodzi się pytanie: czy tego rodzaju granie ma jeszcze sens w drugiej dekadzie XXI wieku? Czy taka gra nie jest przypadkiem zwykłą sztuką dla sztuki? Wirtuozeria - tak. Komunikatywność i przystępność – raczej nie.

Podobny zarzut można postawić drugiej epickiej kompozycji na płycie – „Jam Jehan Nima”. Panuje w niej wprawdzie nieco większa równowaga, jeżeli chodzi o wyeksponowanie poszczególnych instrumentów (wspomniane już wcześniej solówki Mitcha Perry’ego są przeciwwagą dla wszechobecnych syntezatorów), pojawia się wstawka z gregoriańskim chórem, ale chwilami nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten długi (prawie 13 minut) utwór to po prostu zwykłe przynudzanie.

Bardziej strawne są dwa kolejne, ale krótsze instrumentalne utwory. „Tryptych” to zdecydowanie lżejsze dźwięki wzbogacone wiolonczelą i delikatnymi pociągnięciami gitary. Z kolei „Lament Of The Cherokee/Ruins Of House” rozpoczyna się od melorecytacji wiersza Johna Howarda Payne’a (czy jest to ten sam człowiek, co John Payne? Nie wiem.) przystępnie zaadaptowanego przez Lisę La Rue i oprawionego przejmującą muzyką, która na długo pozostaje w pamięci. Ten temat jest chyba najbardziej wyrazistym fragmentem całej płyty. I najbardziej przyjaznym uszom odbiorcy.

W specjalnej wersji album „Fast And Blue” ukazuje się wraz z dodatkowym krążkiem DVD oraz specjalnym programem w formie czasopisma. Ja dysponuję jednak wyłącznie płytą CD, więc nie rozpisuję się o zawartości dodatków. Dlatego na koniec powiem tylko tyle, że muzyka Lisy LaRue powinna spodobać się miłośnikom intelektualnego instrumentalnego prog rocka mocno osadzonego na brzmieniu instrumentów klawiszowych. Zwolennicy łatwych i prostych melodii nie znajdą raczej na tej płycie niczego dla siebie…

PS. Lisa LaRue to niezwykle płodna artystka. 3 stycznia br. ukazały się jej dwie nowe płyty: „The Lisa LaRue Collection”, która jest kompilacją nagrań z jej poprzednich, wydawanych na przestrzeni ostatnich 16 lat, albumów, oraz „Transformation 2012”, która jest zremasterowaną wersją wydanego przed czterema laty krążka o tym samym tytule. Ponadto latem ma ukazać się album z premierowym materiałem zatytułowany "Children Of The Bulgaria".

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok