Czy znów będę musiał użyć wyświechtanego już określenia, powtarzanego dość często, że „mamy kolejny album roku”? Ostatnimi czasy aż roi się od naprawdę doskonałych albumów. Tyle ciekawych płyt do przesłuchania, a czasu tak mało. W ostatnich miesiącach, pochłonięty penetrowaniem zupełnie innych muzycznych zakamarków, nawet nie zajrzałem na oficjalną stronę zespołu, by zapoznać się z nowymi informacjami z obozu Jesiennych. Okazało się jednak, że strona nie zapomniała o mnie. Istnieje bowiem coś, co potocznie nosi nazwę newsletter. I oto zupełnie niespodziewanie przeczytałem o mającej ukazać się nowej studyjnej płycie zespołu. Kliknąłem na zamówienie i jest.
„The Ghost Moon Orchestra” to dziewiąty regularny, studyjny krążek Mostly Autumn. Pomijam wszystkie albumy koncertowe, kompilacyjne i nadprogramową płytę „Music Inspired By The Lord Of The Rings”. Ten ostatni tytuł traktowany jest przez wiele katalogów jak płyta dyskograficzna. We wkładce członkowie zespołu zamieścili notkę, w której napisali, iż dostajemy od nich muzyczny prezent. Tradycją wydawniczą Mostly Autumn od płyty „Passengers” stały się wzbogacone o dodatkowy krążek, limitowane edycje ich kolejnych płyt. Nie inaczej jest i w tym przypadku.
Oto leży przede mną gustownie wydana, dwupłytowa edycja najnowszego dzieła Mostly Autumn. Wzrok przyciąga klimatyczna i tajemnicza, przepiękna szata graficzna wydawnictwa. Na okładce możemy podziwiać chmury, które oświetlone blaskiem księżyca układają się w profil ludzkiej twarzy. Czoło, nos, kozia bródka, nawet łypiące, jasne oko. Na rewersie widzimy cały dostojny, wielki księżyc. Czy potrafię napisać coś oryginalnego o muzyce Jesiennych ponad to, co już powiedziano? Prochu z pewnością nie wymyślę. Z pewnością mogę stwierdzić, że w swoim gatunku Mostly Autumn to jeden z najstaranniej, najstabilniej grający zespół, nagrywający od lat równe płyty. Bryan Josh, multiinstrumentalista, który wymyślił całą tę muzyczną przygodę, tworzy klarowną, przejrzystą, nieprzekombinowaną muzykę. Ich brzmienie jest nasycone, pełne przestrzeni, momentami delikatne, przenikające słuchacza, innym razem klasyczne, rockowe, bardzo mocne, niemal hardrockowe. Słuchając przez te wszystkie lata nagrań Mostly Autumn odnoszę wrażenie, że słucham inteligentnego, wysublimowanego, niezwykle wysmakowanego artrocka, przyprawionego odrobiną szkockiej muzyki ludowej, nadającej brzmieniu bardzo liryczny, niemal poetycki charakter. A jednocześnie całość zagrana jest z wykorzystaniem patentów zaczerpniętych garściami z dorobku Pink Floyd, Deep Purple, Rainbow czy Uriah Heep. Paradoksalnie te wtórne pomysły na brzmienie zespołu stanowią największą zaletę tworzonej przez nich muzyki.
Tym razem również mamy do czynienia z porcją solidnego, progresywnego i niezwykle melodyjnego rocka. Album otwiera kompozycja „Unquiet Tears”. Cichy, ale niepokojący dźwięk fortepianu nagle sprowadza na nasze uszy huczącą lawinę gitar. Cały album wypełniają właśnie takie kontrasty. Mostly Autumn to mistrzowie nastroju. Doskonale operują natężeniem dźwięku od ciszy po niemal kakofonię. Wiem, że ostatnio wielu fanów Jesiennych zarzuca zespołowi odejście od folkowych brzmień. Faktycznie tak jest, że na nowszych płytach może mniej akustycznych gitar, fletów, hulaszczych ludowych rytmów, rzadziej słychać szkockie dudy. Taka zmiana wyszła zespołowi tylko na korzyść. Dzięki ograniczonemu wykorzystywaniu folkowych wpływów brzmienie zespołu nabrało bardziej rockowej struktury. Na uwagę słuchaczy zasługują rozbudowane kompozycje takie jak tytułowa „The Ghost Moon Orchestra”. Utwór przenikający serce do samej jego głębi, bardzo przejmujący i dramatyczny, na długo zapadnie wam w pamięć. W kompozycje „Tennyson Mansion” i „Wild Eyed Skies” dogłębnie odczuwalny jest klimat z wczesnych płyt Mostly Autumn. Melancholię wypełniającą po brzegi duszę słuchacza przeżywającego tę muzykę potęguje brzmienie whistli i dud. Ten niepowtarzalny nastrój i klimat kreuje za pomocą ludowych instrumentów dmuchanych Troy Donockley – wieloletni muzyk zespołu Iona, odwieczny przyjaciel i nadworny dudziarz Jesiennych. Dla równowagi mamy na krążku kilka rasowych, mocnych, jakby przeniesionych z lat 70. Kompozycji, takich jak „Drops Of The Sun” czy „The Devil And The Orchestra” sprawiających wrażenie, jakoby leżały one gdzieś obok utworów Deep Purple i Uriah Heep i przesiąkły ich brzmieniem, jak przesiąkają smaki w dobrze przyrządzonej sałatce.
Jest na tym wydawnictwie drugi krążek mający tytuł „A Weather For Poets”. Znajdują się na nim utwory niepasujące zdaniem Bryana Josha do koncepcji podstawowej płyty, ale na tyle dobre, iż warto było je pokazać światu, a także kilka utworów z nieodległej historii grupy nagranych w wersjach akustycznych, co nadało im nowego, subtelniejszego wymiaru.
Nie kryję, że jestem wielkim miłośnikiem twórczości Mostly Autumn. Jest to ważny dla mnie zespół. Traktuję ich muzykę bardzo osobiście. Mam wiele pięknych wspomnień z dawnymi płytami tej grupy. Ta wszechogarniająca nostalgia, przenikliwa melancholia, teksty miłujące przyrody, opowiadające o śmierci, pamięci o drugim człowieku. Doskonała muzyka, niepowtarzalny klimat, znakomite brzmienie – to wszystko stanowi o ogromnej mocy, z jaką oddziałuje na mnie ta muzyka. Mostly Autumn doskonale sprawdza się w górach, na wędrówkach po bezkresnych łąkach, daje poczucie odizolowania się od zgiełku współczesnego świata. Zamiłowanie muzyków do tradycji czyni Jesiennych bardzo wiarygodnym zespołem, szczerze oddanym muzyce. Płyta „The Ghost Moon Orchestra” potwierdza tylko mój od lat już ukształtowany obraz Mostly Autumn. Wiele achów i ochów mógłbym wypisywać na ich temat, wszystko to jednak za mało, by ukazać bezgraniczne piękno, jakie niesie ze sobą twórczość tej jednej z najciekawszych rockowych formacji ostatnich 20 lat. Nieżyjący już, nieodżałowany Richard Wright na gościnnych występach w jednym z programów Radia BBC zapytany o zespół, z którego muzyką wiąże on ogromną nadzieję, wskazał właśnie na Mostly Autumn. Rekomendacja takiego muzyka – rzecz bezcenna. Sięgnijcie, moi drodzy, po najnowszą muzykę Jesiennych. Moc wrażeń i osobistych wycieczek do krainy wyobraźni gwarantowana.
Muzyka Mostly Autumn wyświetla się we mnie jak film. Nadchodzi więc czas na napisy końcowe. W rolach głównych: Bryan Josh – lider, kompozytor i aranżer całości materiału, grający na wszelakich gitarach, instrumentach klawiszowych oraz śpiewający; Olivia Sparnenn – wiodący śpiew i perkusjonalia, z godnością zastąpiła HF; Ian Jennings – wszelkiej maści instrumenty klawiszowe, organy Hammonda; Andy Smith – gitara basowa; Gavin Griffiths – perkusja; Anne-Marie Helder – chórki, flet, dodatkowe instrumenty klawiszowe i instrumenty perkusyjne; Liam Davison – elektryczna i akustyczna gitara, chórki; Troy Donockley – nadworny rezydent w obozie Jesiennych grający nadętych drewnianych instrumentach ludowych.
Zgłębiam tajemnice muzyki Mostly Autumn od lat. Ciągle odkrywam w niej coś nowego. Każda nowa płyta niesie ze sobą naręcze świeżych doznań i wrażeń. Ostatni album również odsłonił przede mną nową muzyczną przestrzeń. Mam głęboką nadzieję, że zakochacie się w tej muzyce od pierwszego przesłuchania, tak samo jak piszący dla was te słowa.