Gdy pisałem ten tekst, płyta „Dead Reckoning” była jak dotychczas ostatnim wydawnictwem zespołu Threshold. Album wydany został pierwotnie w 2007 roku i po raz ostatni zaśpiewany przez Maca. Gościnnie w dwóch utworach wspomógł go wokalnie Dan Swano, lider takich formacji jak Edge of Sanity czy chociażby Nightingale.
W zasadzie na "Dead Reconing" wszystko jest na swoim miejscu. W miarę urozmaicona, melodyjna muzyka, troszeczkę chyba mocniejsza i leciutko nowocześniejsza – może się podobać. Ale gdy przypomnę sobie poprzednie albumy, zachwyt mi nagle przechodzi i gdzieś umyka. Panowie za bardzo się pospieszyli, mam wrażenie, że materiał jest zrobiony na siłę, mniej tu rozmachu, mniej wyobraźni, mniej cudownie natchnionej atmosfery. Płyta jest łatwiejsza w odbiorze, bardziej przebojowa i bardziej przewidywalna od poprzedniej. Osobiście nie przepadam za nowoczesnym, ciężkim brzmieniem, z niezwykle chwytliwymi, tanimi, łagodnymi refrenami, które sprawiają wrażenie jakby powstawały na siłę i w dużym pośpiechu. Mocno , ostro, selektywnie i do przodu. Być może to nie jest zarzut, ale mnie tej ulotności i czaru brakuje. Oczywiście i tak warto posłuchać, zwłaszcza dziesięciominutowego „Pilot In The Sky of Dreams” czy pięknej końcówki „One Degree Down”, będącej dowodem na to, że zespół wcale nie stracił umiejętności tworzenia prawdziwej, progresywnej magii.
I to w zasadzie miał być koniec tej hsitorii. Niedawno ukazał się dziewiąty studyjny album grupy Threshold, na którym za mikrofon powrócił legendarny Damian Wilson. Jego głos dświeżył mocno wyeksploatowane tereny, po jakich Threshold dryfował płycie „Dead Reckoning”. Moją recenzję najnowszej płyty Threshold, "March Of Progress" możecie przeczytać tutaj.