Można odnieść wrażenie, iż z płyty na płytę Quidam przechodzi pewien progres (jak przystało na zespół progresywny :-). Dotyczy to również wydawnictw DVD. Drugie i jak na razie ostatnie w dyskografii grupy – „Strong Together” zostało zrealizowane o wiele lepiej niż poprzednie („The Fifth Season”), zwłaszcza pod względem wizyjnym. Dokumentuje koncert zarejestrowany 18 kwietnia 2009 roku w konińskim klubie Oskard. Zespół promował wówczas płytę „Alone Together” i tego wieczoru zaprezentował ją w całości, poszczególne utwory przedzielając starszymi kompozycjami. I jak na Quidam przystało, pokuszono się o wiele niespodzianek...
Ale najpierw o tym, co nie stanowi żadnego zaskoczenia. Czyli o bardzo dobrej dyspozycji całego zespołu, zgranego jak nigdy wcześniej. Słychać i czuć, że ta szóstka znakomicie rozumie się zarówno na gruncie muzycznym, jak i - nazwijmy to - mentalnym. Muzycy wytworzyli ciepłą prawdziwie przyjacielską atmosferę. Można by rzec: szóstka na szóstkę :-).
Ale bardzo wiele wnieśli też goście, zwłaszcza skrzypaczka Tylda Ciołkosz. Pierwszy raz pojawia się w "One Day We Find", a ściślej rzecz biorąc w chwili, kiedy wszyscy cytują „Red” King Crimson. Świetnie wypadają współbrzmienia skrzypiec, gitary i klawiszy. Jeszcze lepiej w "There Are There To Remind Us". Zespół również i tym razem odgrywa tę popisową wiązankę solówek znaną z wersji studyjnej. Tyle że swoje partie grają Zbyszek i Jacek, a zamiast gitarowej słuchamy skrzypcowej. Gratką tego wykonania jest jednak kolejny nowy cytat - z Doorsowskiego "Riders On The Storm", w którym bierze udział też Bartek, a nawet publiczność zachęcona przez wokalistę. Wszyscy bawią się doskonale, co widać po ruchach i uśmiechach. Na koniec wszyscy wracają z Kalifornii do chwytliwego unisona "There Are There To Remind Us". Zapożyczenia z klasyki rocka słuchamy też w końcówce "We Lost" ("Walkin' Around The Stormy Bay" SBB) i tu także pojawia się drugi gość - saksofonista Piotr Rogóż. Ale nawet jeśli nie ma gości, czy "gościnnych" utworów, Quidam potrafi urozmaicić swój przekaz. Jak choćby w "Of Illusions", który zyskał na rozbudowanej części "afrykańskiej" - Jacek gra na instrumencie zwanym xaphoon, a silnie zrytmizowany charakter tej części naturalnie prowadzi do krótkich solówek perkusji i basu. Zresztą ten koncert kolejny raz skłania do stwierdzenia, jak znakomitą sekcję rytmiczną ma ten zespół.
Bardzo ciekawie muzycy sięgają też po utwory z płyty "surREvival". Łatwo się domyśleć, co kryje się pod tytułem "The Fifth Queen Of Everything"… Pierwsza zasadnicza część "The Fifth Season" przechodzi w drugą część "Queen Of Moulin Rouge". Dalej wzrost dynamiki i Bartek śpiewa fragment "Everything's Ended", ale w tle znów pobrzmiewa riff z "Queen…", a zaraz potem następuje refren czy może raczej kulminacja tego utworu. Pomieszanie z poplątaniem? Nic z tych rzeczy. Zespół pomysłowo i z wyczuciem żongluje tu różnymi wątkami. A do tego inteligentnie omija ograniczenia czasowe, bo przecież nie da się zagrać wszystkiego w całości.
Jeśli chodzi o pierwszy studyjny album męskiego składu, to nie mogło tu zabraknąć "Not So Close". Na początku nieco zmienione, ale od drugiego refrenu już w wersji dobrze znanej. Zbyszek prezentuje rasowe solo o brzmieniu hammondowym - jakby przywołujące ducha Deep Purple, bo za chwilę oczywiście pojawia się długi cytat z "Hush". I znowu wszyscy mają przednią zabawę. Jacek wplata temat z... "Tańca w słońcu" Kombi. Cytat w cytacie - tego jeszcze nie było!
"Sanktuarium" to też pozycja obowiązkowa, ale wówczas już jedyna z repertuaru Emilowego. Grupa miała już sporo utworów stworzonych przez jej męskie wcielenie i nie było potrzeby sięgania do odległej przeszłości. Związki z tą przeszłością zatarł też Bartek, intonując tekst w pierwszej osobie i w rodzaju męskim. Ale znów należy pochwalić Tyldę. Za solo, za piękne przeciągłe frazy skrzypiec... A jeszcze bardziej czaruje w "We Are Alone Together", gdzie idealnie dostraja się do "odjechanego" klimatu kompozycji. Finał tego dzieła to najpierw uniesienie całego zespołu, a na koniec senne wyciszenie i dialog fletu, skrzypiec, gitary - jakby we śnie... Koniecznie trzeba dodać, że klimatyczna koda tego utworu została ozdobiona wspaniałymi wizualizacjami autorstwa Michała Florczaka.
Finał koncertu to jednak zdecydowane przeciwieństwo snu. "Wish You Were Here" stanowi frapującą "kropkę nad i". Zapanowała fajna luźna atmosfera. Maciek z Mariuszem na siedząco z "pudłami", uśmiechnięci, zrelaksowani, niemal jak przy ognisku gdzieś nad jeziorem w upalną noc… Jacek zaś przejął bas (tak jak podczas koncertu "Bez półprądu"). Cztery struny nie stanowią dla niego żadnego problemu, ale wizualnie... dziwne wrażenie :-).
DVD zawiera również dodatki, z których najciekawiej prezentuje się "Backstage Pass (Documentary)", czyli kilkuminutowy kolaż wizyjny dokumentujący przygotowania do występu w konińskim "Oskardzie". Warto to obejrzeć, a zwłaszcza posłuchać, gdyż ścieżką dźwiękową tej relacji jest utwór "Kinds Of Solitude At Night", ale z polskim - bardzo ciekawym tekstem.
"Strong Together" to prawdziwe cacko. Wszystko jest tu "dopieszczone" z prawdziwym artyzmem, zapięte na ostatni guzik, począwszy od zawartości, a na opakowaniu skończywszy.