Wywiad z muzykami zespołu Uniqplan

Maurycy Nowakowski

Image„Nie istnieje żadna receptura”

Choć nazywają się Uniqplan, i robią jak na polskie warunki szybką i błyskotliwą karierę, twierdzą że nie ma żadnej unikalnej receptury, według której piszą swoje przebojowe piosenki. Czterech młodych facetów, niektórzy po „muzycznych przejściach”, wszyscy z ciekawą przyszłością. Tworzą elegancką, świeżą i przebojową muzykę pop-rockową łączącą w sobie sympatyczne echa lat osiemdziesiątych i miłą dla ucha nowoczesność. Ich debiut „Wilderness” trafił na rynek przed wakacjami i jest jedną z najciekawszych premier tego roku. Na kilka pytań specjalnie dla Małego Leksykonu Wielkich Zespołów odpowiedzieli Michał Wojtas (gitara, wokal), Piotr Powęska (bas) i Bartłomiej Lewczuk (klawisze).

To chyba pierwsze słowa na Wasz temat dla MLWZ, zacznijmy zatem od początku. Jak powstał Uniqplan?

Piotr: Dobiegała końca ubiegła dekada. Ja, Michał i Konrad (perkusista, przyp. MN) jamowaliśmy sobie razem w podziemiach domu kultury. Pewnego razu Michał przyniósł demko kilku piosenek z dogranym swoim wokalem. „Człowieku, jak ty zawodowo śpiewasz!” – powiedzieliśmy (śmiech). Nagraliśmy pierwsze demo, ale z niego na płycie został tylko kawałek, „One Day”, w zupełnie innym aranżu. Potem zaczęliśmy się inspirować nową muzyką, odkryliśmy na przykład MGMT, i naturalnie kompozycje poszły w nowym kierunku. Michał przynosił coraz to nowe kawałki, dołączył Bartek. Michał wymyślił też nazwę i logo.

Co Was scementowało muzycznie? Określiłbym Uniqplan jako grupę łączącą w sobie wpływy elektroniki, synth popu lat osiemdziesiątych z naleciałościami współczesnego indie rocka. Czy to są ulubione klimaty muzyczne całej czwórki?

Bartek: Tak, ale przede wszystkim cementuje nas muzycznie chęć robienia dobrych piosenek i szukania w muzyce ekspresji, siły i nowoczesności.

Doszły mnie słuchy, że macie też jakieś korzenie artrockowo – progresywne…

Bartek: Artrockowo – progresywne, filmowe, jazzrockowe, gospelowe i wiele innych... (śmiech)

Michał: Korzeni mamy rzeczywiście wiele i różnych. Kilka lat temu zakończyłem progresywny projekt o nazwie Amarok, którego ukazały się trzy wydawnictwa płytowe. Miałem okazję wówczas współpracować z Colinem Bassem (Camel) czy Mariuszem Dudą (Riverside). Do dziś jestem też fanem Pink Floyd czy Mike’a Oldfield’a – ponoć nagrywa rockową płytę… 

Założyliście zespół w 2010 roku, a już dwa lata później waszą piosenkę można było usłyszeć w radiowej Trójce. Domyślam się, że nie jest łatwo przeforsować debiutanckiego singla do dziennej ramówki tak dużego radia...

Piotr: Zapewne bez pomocy wytwórni byłoby ciężko. Ale wiesz, zawsze jest tak, że coś „musi zaskoczyć”, czyli po prostu muzyka musi się spodobać. Nie jest tak, że Trójka i inne rozgłośnie nie grają piosenek debiutantów – grają, i to całkiem sporo.

Niektóre sprawy potoczyły się szybko, inne trochę wolniej… Jak wyglądał proces powstawania, rejestracji i wydawniczy „Wilderness”?

Piotr: Grywaliśmy tu i ówdzie i czasem wynikały z tego niezwykłe rzeczy. Po występie na Ursynaliach zaczął nas grać Bisior z ESKI Rock. Po koncercie w Jarocinie znalazł się człowiek, który sfinansował nagranie płyty – dzięki temu sprawy mogły nabrać tempa. Album nagrywaliśmy spokojnie na przełomie 2011-12. Około roku trwały też nasze rozmowy z wytwórniami, zanim podpisaliśmy kontrakt. Pomimo kilkuletniej działalności to tak naprawdę dopiero się na dobre rozkręcamy (śmiech).

Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tak konsekwentnej płyty złożonej z samych udanych krótkich form. W każdej piosence jest jakaś intrygująca melodia, ciekawy rytm, smakowite brzmienie. Posiadacie jakąś unikalną recepturę kompozytorską? W jaki sposób piszecie?

Piotr: Wszyscy kochamy dobre melodie i syntezatory. Ten album jest w głównej mierze dziełem Michała, on przynosił w zasadzie gotowe kompozycje i aranżacje, które poddawał weryfikacji zespołu. Myślę, że piosenki często mogą powstać pod wpływem nagle usłyszanej inspiracji. Na przykład łamany riff w kawałku „Stranger” to efekt fascynacji kapelą Turboweekend.

Michał: Dla mnie nie istnieje żadna receptura. Po prostu dość często gram i wówczas inspirują mnie brzmienia syntezatorów w połączeniu z uczuciami związanymi z marzeniami – przyznaję, że często bujam w obłokach (śmiech).

Macie pomysł jak wypłynąć na wody międzynarodowe? Pod względem charakteru Waszej twórczości nie ma chyba przeszkód, żeby Uniqplan stał się towarem eksportowym…

Bartek: ...pracujemy nad tym, jak się uda to podamy receptę!

Piotr: Współpracujemy z międzynarodową agencją Neuland Concerts z Hamburga. We wrześniu wystąpimy też na festiwalu Reeperbahn w tym mieście. Jak najbardziej, robimy co w naszej mocy, żeby nasza muzyka dotarła do jak najszerszego grona słuchaczy za granicą.

Udowodniliście już, że potraficie nagrać dobrą płytę. Zagraliście na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy trochę koncertów…. Mieliście już więc okazję, żeby sami siebie sprawdzić i przekonać, gdzie czujecie się lepiej – w studio, czy na scenie?

Bartek: Na scenie! na dużej scenie. Studio jest miejscem kreatywnej pracy i to jest też dobry czas ale to scena daje energię, inspiracje i napęd do dalszych działań.

Michał: Dla mnie może być i duża i mniejsza scena. I choć na co dzień jestem raczej spokojnym człowiekiem, scena wyzwala energię nieosiągalną w studio. Za to studio to milion dreszczy, co też jest niesamowite.

Jakie macie plany na jesień i zimę, i czy jest już jakiś choćby zarys drugiego albumu?

Piotr: Na jesieni wyruszamy w trasę koncertową po Polsce, informacje o koncertach już wkrótce znajdą się na naszym facebookowym fanpage’u.

Michał: Cały czas powstają nowe pomysły aczkolwiek mamy sporo do zrobienia z dopiero wydaną płytą.
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!