Wywiad z Deanem Bakerem
M: Prawdopodobnie wszyscy o to pytają, ale nie chcę zadawać trudnych pytań na samym początku ;) Jakie były faktyczne przyczyny wydania ostatnich dwóch płyt w odstępie pół roku? Dotychczas fani byli przyzwyczajeni do dłuższego milczenia. Czy dużym błędem jest traktowanie tych wydawnictw jako dyptyk?
Dean: Zaczęliśmy myśleć o albumie już w 2010 roku, mieliśmy wówczas napisanych kilka piosenek i byliśmy gotowi do nagrywania. W 2011 roku wciąż jednak nie było wystarczającej ilości materiału na pełny album, więc zabrałem się do komponowania, aby pomóc wypełnić płytę (napisałem orkiestrowe intro do „Battle Scars”, „Salvation 1” i „Guardian Angel Reprise”), potem Neil Pepper sfinalizował pracę, przynosząc kilka piosenek i nagle okazało się, że na pojedynczy album mamy aż za dużo materiału. Ponieważ utwory ewoluowały cały czas, a okazało się, że Neil jest śmiertelnie chory, więc podjęliśmy decyzję, aby na płycie koniecznie umieścić jego piosenki („Battle Scars”). Wciąż jednak mieliśmy mnóstwo materiału, z którego byliśmy zadowoleni i uświadomiliśmy sobie, że niemal wystarczy na drugą płytę. Ponieważ utwór „Sleepers 2012” był już nagrany, więc zdecydowaliśmy się nagrać na nowo również „Richelieu’s Prayer” i każdy album zakończyć bonusowym utworem. Obie płyty pokazują kontrastujące ze sobą style z mroczniej brzmiącymi piosenkami składającymi się na „Battle Scars” i bardziej podnoszącymi na duchu umieszczonymi na „Beyond The Realms Of Euphoria”. „Seize The Day” jest taka piosenką przejściową, która łączy albumy.
M: Być może nie słyszałeś, że po jednym z koncertów pewien dziennikarz muzyczny z warszawskiej stacji radiowej stwierdził, że (tu cytuję) ‘co utwór to wstawka techno’, ktoś inny mówił o fascynacji new romantic i zasłuchaniem industrialem, gdzieś pojawiło się nawet określenie ‘mocno wulgarne, gitarowe Depeche Mode’. Czytałem w jednym z wywiadów, że jest to w pełni świadome działanie. Jak jest naprawdę? I co właściwie znaczy dla Ciebie określenie progresywny?
Dean: Dla mnie oznacza to po prostu pisać i grać, to, co sprawia mi przyjemność. Po początkowych sesjach demo spotkaliśmy się razem z Karlem Groomem i zaczęliśmy pracę nad aranżacjami. Sesja aranżacyjna to sesja, na której utwory są formowane/modelowane w to, co ludzie określają jako ‘progresywne’. Myślę o muzyce progresywnej jak o filmie – ma początek, sedno (tj .fabułę) i zakończenie. Wiele naszych utworów rozwija się właśnie w taki sposób. Lubimy zmieniać dynamikę, więc często słuchamy utworu i czujemy, że nadchodzi czas w muzyce, gdy chcemy, żeby słuchacz poczuł spadek (albo wzrost) tempa, zanim wróci z powrotem na znajome terytorium. W odniesieniu do wstawek techno czy w stylu Depeche Mode, uważam za interesujące, że ludzie tak to odbierają, bo jeśli przyjrzeć się płytom oraz występom koncertowym i przeanalizować je, to wcale nie istnieje zbyt wiele takich fragmentów. To pokazuje, że te fragmenty wyróżniają się (dobrze albo źle), więc ludzie zauważają, że próbujemy innych rzeczy. Nie każdy to lubi, ale niektórzy uważają taki styl za integralną część brzmienia Galahad, co istotnie odróżnia nas od wielu innych zespołów.
M: Cytowane wcześniej określenia kojarzą mi się w pewnym stopniu z brzmieniem Twelfth Night. Od razu więc chciałbym potwierdzić lub sprostować pewne informacje, które niedawno pojawiły się w Internecie. Mianowicie, chodzi mi o Twój i Marka udział w projekcie pod nazwą The Cryptic Clues i anonsowaną na 2014 rok transformację tej grupy w Twelfth Night (z trzema muzykami z oryginalnego składu). Jeśli to okaże się prawdą, to w jaki sposób ten fakt wpłynie na działalność Galahad?
Dean: Wierzę, że Twelfth Night będzie miało kolejne koncerty, chociaż nie wiem, czy ja będę znów w nich uczestniczył. Mieliśmy porywający kończący trasę występ w The Barbican w Londynie [jedno z największych centrów kulturalnych w Europie (wiele sal koncertowych, teatralnych, konferencyjnych i wystawowych, kin i restauracji) - przyp. tłum.], a potem mogłem poświęcić dużo czasu Galahadowi. Było mi trudno w 100% skoncentrować się na Galahad, gdy grałem w Twelfth Night i choć mam możliwość znów z nimi pracować, będę jednak musiał przemyśleć dość solidnie, jaki to może mieć wpływ na moją pracę z Galahad.
M: Czy zgodziłbyś się z tezą, że historycznie rzecz biorąc, twórczość Galahad można podzielić na trzy zróżnicowane brzmieniowo okresy: klasyczny rock neo‑progresywny wykreowany w latach 80‑tych („Nothing Is Written”, „In A Moment Of Complete Madness” oraz „Sleepers”), zelektryzowany prog related („Following Ghosts” i „Year Zero”) oraz ostatnie trzy bardziej rockowo-progresywne dzieła (celowo użyłem takiego sformułowania jako pewnego rodzaju antagonizmu do prog-rocka) z niemałą kroplą eklektyzmu, które tak naprawdę bardzo trudno jednoznacznie zaklasyfikować (czy tylko mnie w tym momencie przychodzi do głowy Marillion)?
Dean: Myślę, że się z tym zgadzam. Członkowie zespołu byli bardzo młodzi, gdy zespół startował, a ja dołączyłem do nich na późniejszym etapie, kiedy inni muzycy zaczynali już dojrzewać jako twórcy piosenek. Osobiście, nie mogłem przyłączyć się do grupy w lepszym momencie [stało się to w 1997 roku, niedługo przed nagraniem „Following Ghosts” - przyp. tłum.] i w efekcie ludziom wydaje się, że ja zmieniłem brzmienie Galahadu. W rzeczywistości, zespół już wcześniej chciał szukać nowych ścieżek, a ja tyko dopasowałem się do nich w tym zakresie. Wiele nauczyliśmy się dzięki zaangażowaniu Karla Grooma w realizację „Empires Never Last”, więc kiedy przyszło do nagrywania „Battle Scars” i „Beyond The Realms Of Euphoria”, mieliśmy jasną wizję tego, co chcemy osiągnąć muzycznie.
M: Jak oceniasz współpracę z Karlem Groomem z Threshold, który produkował Wasze trzy ostatnie płyty? Czy to jemu zawdzięczacie bardziej rockowe niż progresywne brzmienie i pojawiające się coraz częściej loopy i elementy trance, czy to raczej Ty maczałeś w tym palce?
Dean: Karl jest obecnie traktowany przez nas jako szósty członek Galahadu (i faktycznie ma duży wpływ na całą naszą pracę). Gdy tworzymy nowe piosenki, ja zaczynam ich preprodukcję przy użyciu mojego systemu Pro Tools [profesjonalna stacja robocza wyposażona w zaawansowane oprogramowanie przeznaczone do nagrywania, edycji i odtwarzania dźwięku cyfrowego (używana w studiach nagraniowych) - przyp. tłum.], a potem one idą do Karla i są importowane do jego sprzętu. Na początku po prostu pozwala nam działać przez kilka dni, zanim usiądzie do pracy jako inżynier. Dopiero potem faktycznie koncentruje się na aranżacjach i chociaż ja oryginalnie wprowadzam do utworów te wszystkie loopy i elementy trance, on wykonuje to, co ja nazywam ‘kontrolą jakości’ i jeśli zachodzi taka potrzeba, sugeruje nam różne koncepcje albo mówi szczerze, jeśli czuje, że coś nie brzmi dobrze. Karl jest również mistrzem edycji, zatem jeśli decydujemy, że pewna sekcja jest za długa, za krótka, zbędna czy też potrzebny jest nowy fragment muzyki, to on pracuje nad tym, aby uzyskać gładkie przejścia. Przykładowo, to właśnie Karl zasugerował wykorzystanie dźwięku prowadzącego w stylu Gary’ego Numana na początku „Salvation 2”.
M: Którą płytę Galahad uważasz za najsłabszą i dlaczego?
Dean: Wybiorę tylko spośród płyt, które nagrywałem z zespołem. Muszę wskazać (choć bardzo niechętnie) „Year Zero”. Kocham bardzo ten album, ale są na nim fragmenty, które (patrząc z perspektywy czasu) mogliśmy zrobić znacznie lepiej. Jestem pewien, że gdybyśmy pracowali z Karlem Groomem przy realizacji tej płyty, byłaby dużo, dużo lepsza. Muszę jednak podkreślić, że naprawdę wciąż kocham „Year Zero”…
M: Jak z perspektywy niemal 15 lat traktujesz nagranie płyty pod szyldem Galahad Electric Company, na której odeszliście znacząco od pierwotnych wzorców i brzmień? Czy to była dobra decyzja, czy błędna?
Dean: Galahad Electric Company to projekt, który pasował do tamtych czasów. Wówczas wiele zespołów nagrywało podobne albumy (aczkolwiek może nie tak wiele na scenie progresywnej). To był bardzo ekscytujący okres, podobnie jak technologia przenoszenia dźwięku z taśmy na wersję cyfrową i było z tym mnóstwo zabawy.
M: Na stronie internetowej zespołu znalazłem informację, że Galahad od 1989 roku nie grał na żywo kowerów (choć można znaleźć wśród nich istne okazy: „New Years Day” U2, „Romeo and Juliet” Dire Straits, czy najbardziej zadziwiające „Don’t Touch This” MC Hammera i „Insomnia” Faithless, swoją drogą ciekawe kto wybrał te dwa ostatnie?!). Czy to jest działanie świadome, uważacie, że w pewnym wieku (chodzi mi o muzyczny staż zespołu) nie wypada już tego robić, czy po prostu nic innego oprócz Waszych nowszych kompozycji w setlistach już się po prostu nie mieści?
Dean: Ja miałem udział tylko w jednym kowerze, ponieważ wszystkie inne były wykonywane, zanim przyłączyłem się do zespołu. Roy był bardzo zapalony, żeby spróbować zagrać piosenkę „Insomnia” i wspaniale się bawiliśmy, wykonując ją na żywo. Graliśmy ją zresztą w ubiegłym roku i wcale nie jesteśmy przeciwni kowerom, jeśli mieszczą się w naszej koncepcji koncertu. Ostatnio w Niemczech graliśmy nawet „Mein Herz Brennt” Rammsteinu [1.5 miesiąca przed koncertami w Polsce - przyp. tłum.].
M: Przez zespół przewinęło się bardzo wielu basistów. Dlaczego tak się dzieje?
Dean: Po tym jak Neil odszedł (z względu na liczne powody osobiste) w trakcie nagrywania „Year Zero”, musieliśmy znaleźć nowego basistę, więc przez dłuższy czas próbowaliśmy z wieloma różnymi muzykami, którzy wnosili coś innego do zespołu. Gdy Neil wrócił, mieliśmy z powrotem ‘kompletny’ skład Galahadu. Nie zawsze chodzi o dobrego instrumentalistę, ale również o osobę, która ma odpowiednią osobowość, żeby pracować z zespołem.
M: A jak wygląda progresywny świat i Wasze muzyczne życie bez Neila?
Dean: Neil był doskonałym członkiem zespołu. Miał zawsze mnóstwo pomysłów w trakcie komponowania, nagrywania czy koncertowania i nie da się go w żaden sposób zastąpić. Był całkowicie zgrany z nami wszystkimi zarówno jako człowiek, jak i muzyk. Bardzo nam go brakuje i rozmawiamy o nim wiele, a ja osobiście myślę o nim z wielkim sentymentem. To jest niesłychanie frustrujące, że nie ma go już z nami w tak wielu sferach życia, ale chcemy kontynuować działalność Galahad i muszę przyznać, że Mark był bardzo pomocny, umożliwiając nam dalsze koncertowanie i wiele wniósł do zespołu.
M: Na koniec, jako progresywnego rutyniarza i fachowca chciałbym jeszcze Cię zapytać, które progresywne zespoły uznajesz za najbardziej obiecujące w ostatnich latach? Podkreślam, że w żadnym wypadku nie jest to standardowe pytanie o ulubionych wykonawców czy też jakieś inspiracje, interesuje mnie Twoja opinia na temat przyszłości szeroko rozumianego rocka progresywnego.
Dean: Obecnie staram się nie słuchać zbyt dużo nowego rocka progresywnego jako że nie chcę podświadomie komponować w podobnym stylu. Słucham wielu zespołów na festiwalach, na których gramy i często spotykam tam bardzo dobre grupy. Szczególnie podobał mi się Sylvan, gdy pracowaliśmy z nimi kilka lat temu, a ostatnio Lilith (byli znakomici). Distorted Harmony jest jedynym wyjątkiem od mojej reguły niesłuchania innych progresywnych zespołów. Muszę powtórzyć, że unikam słuchania wyłącznie z powodu obawy przed podobnym brzmieniem, a nie dlatego że mi się nie podobają. Dla mnie Galahad posiada unikalne brzmienie i nie brzmielibyśmy tak inaczej, gdybyśmy wszyscy słuchali dokładnie tej samej muzyki. Bardzo łatwo jest pozostać pod wpływem muzyki, której się słucha. Innym podejściem byłoby zrobić tak jak Big Big Train z albumem „English Electric”, z którym odnieśli fantastyczny sukces (a zasłużyli na niego), dając progresywnym fanom dokładnie to, co chcieli usłyszeć. To samo w sobie jest sztuką, która jest trudna do osiągnięcia i jeśli nie zrobi się tego idealnie, może okazać się porażką. Oni to zrobili rzeczywiście doskonale i album okazał się ich najbardziej udanym. Innym artystą, który łamie bariery, jest Simon Godfrey* i muszę poświęcić więcej czasu na przesłuchanie jego dzieł.
M: Czy znasz niemiecką prog-folkową grupę Galahad, której nazwa pochodzi od syna Lancelota, a tematyka utworów jest ewidentnie celtycka, w przeciwieństwie do brytyjskiego Galahad?
Dean: Tak, dużo o nich słyszałem. W Kanadzie istnieje również metalowy band, który nosi nazwę Galahad**.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*) Multiinstrumentalista i wokalista Simon Godfrey jest współzałożycielem i liderem brytyjskiego progresywnego zespołu Tinyfish (z którym od 2006 roku wydał 3 płyty studyjne) oraz liderem projektu pod nazwą Shineback (debiut w 2013).
**) Do rozmowy z Deanem ja nie słyszałem o ‘nie-progresywnym’ Galahadzie. Przeszukanie zasobów Encyclopaedia Metallum dostarczyło informacji, że Dean miał na myśli wciąż aktywną death-metalową kapelę, ale istniały również zespoły: doom-metalowy we Francji i heavy-metalowy w Salwadorze (sic!). Człowiek uczy się do końca życia! J