Hellhaven, Heart Attack, Kruk, Lizard King, 23.01.2014
Kruk - zespół w niektórych kręgach znany i lubiany, a nazwa… intrygująca. Miałem przyjemność na internetowej grupie „Muzyka duszy” zadać parę pytań gitarzyście Piotrowi Brzychcy, ale jak do tej pory nie miałem styczności z muzyką tej kapeli, mimo iż słyszałem o niej wiele pochlebnych słów. I wreszcie przyszła pora na spotkanie z Krukiem na żywo. Miało to miejsce 23 stycznia 2014 roku, w krakowskim klubie Lizard King.
Jako pierwszy wystąpił myślenicki Hellhaven. W pierwszej połowie ubiegłego roku miałem okazję kilkakrotnie widzieć ich występy na żywo, ale w drugiej połowie, ze względu na zmiany personalne, działalność koncertowa zespołu zamarła na okres kilku miesięcy. Pierwszy raz w nowym składzie grupa zaprezentowała się na tegorocznej Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Podobnie jak na zeszłorocznych koncertach kapela rozpoczęła swój występ utworem „Beyond The Frontiers Part 1”. Poza nowymi muzykami, odnotowaną zmianą był fakt, iż Jakub Węgrzyn zmienił gitarę. Temperament sceniczny najdłużej występujących w zespole muzyków nie zmienił się. Marcin „Pillon” Jaśkowiec nadal pozostaje stateczny na scenie, zaś wokalista Sebastian Najder również nie zmienił swych nawyków. Z racji krótkiego występu zaprezentowano mniej utworów niż zwykle. Po instrumentalnym „Beyond The Frontiers Part 1” przyszła pora na coś w języku polskim – „Trauma Pana Twaina”. Jego wykonanie nie odbiegało zbytnio od tego, znanego z wcześniejszych koncertów, co oznacza, że nowi muzycy dobrze opanowali materiał. Jedyne zastrzeżenia można mieć do nieco odmiennego stylu gry perkusisty, ale tu winowajcą może być nagłośnienie (w pewnym momencie nie słyszałem stopy). O ile „About Reading And Writing” nie odbiegało zbytnio od wcześniejszych wykonań, o tyle już w „Ecce Homo” dało się odczuć brak partii fletu w początkowych fragmentach utworu (na flecie wstęp grał Sebastian). Odczułem też trochę nierówną grę na basie w tym utworze i przede wszystkim fakt, że stopę znowu ledwie było słychać. Na zakończenie panowie zagrali „Beyond The Frontiers Part 2”. Niestety większość koncertu odbywała się przy słabym oświetleniu.
Potem na scenie przedstawiła się grupa Heart Attack. Tym razem zagrali dość krótki zestaw, złożony raptem z siedmiu utworów. Rozpoczęli od kompozycji „Focus”, a po niej wybrzmiała jedna z bardziej rozpoznawalnych – „W mojej głowie”. Kolejnymi utworami były „Digi digi”, „Nietoperz”, „Mydło”, „Mur” i „Przepowiednia”. Podobnie jak w przypadku występu Hellhaven, oświetlenie było raczej słabe, dopiero w dwóch ostatnich utworach rozbłysły dwa dodatkowe reflektory. W zakończeniu „Przepowiedni” perkusista Paweł „Hevi” Szostak opuścił swój zestaw, grając na blachach poruszając się z jego drugiej strony. Taką ciekawostką zakończył się występ tego zespołu.
Następnie ze sceny szybko uprzątnięto sprzęty należące do muzyków z Heart Attack i przyszła pora na występ zespołu Kruk. Zanim muzycy pokazali się publiczności, z głośników słychać było złowrogie krakanie wron. Występujący w białej koszuli wokalista szalał po scenie, niekiedy wymachując statywem od mikrofonu to w górę, to w bok. Rozpoczęto po angielsku utworem „Now When You Cry”. Potem Piotr zmienił gitarę i kolejna kompozycja „Otul swą ciszę” była śpiewana już w języku polskim. Mimo, iż nie znałem twórczości tego zespołu, to muszę przyznać, że grają bardzo ciekawie. Pomimo, że na dorobek Kruka składają się już cztery płyty, to w repertuarze koncertu znalazło się kilka coverów Deep Purple. Jednym z nich był „Stormbringer”. Polskojęzycznych kompozycji kapeli również nie zabrakło tego wieczoru w Lizard King i nie było ich tak mało. W pewnym momencie fanki przybyłe z Dolnego Śląska przygotowały transparent i zaczęły szaleć pod sceną. Kolejnym coverem Brytyjczyków był „Burn”. Nie znam oryginału, a jedynie wykonanie go przez grupę Turbo, i muszę przyznać, że to co zaprezentował Kruk było najlepszym coverem, jaki słyszałem. Po zagraniu „Cienia” muzycy zeszli ze sceny. Wywołani na bis fragmentem „Black Night” gładko przeszli do nagrania „Kameleon”. Potem Piotr musiał zmienić gitarę z powodu awarii i po tej zmianie muzycy przedstawili swoją wersję „Child In Time”. Również było to najlepsze wykonanie na żywo, jakie znałem. Wokaliza była kompletna (podobnie jak niegdyś w prezentacji przez krakowski Kroner Cirkus i w przeciwieństwie do niezbyt kompletnego wykonania przez Quidam) i wypadła naprawdę porywająco.
Warto zaznaczyć, że covery Deep Purple znalazły się w repertuarze Kruka nie bez powodu, gdyż zespół ma supportować tę megagwiazdę na ich najbliższych koncertach (13 lutego w Poznaniu i 15 lutego w Katowicach) w Polsce.