ROCKOWA GWIAZDKA W STYCZNIU - TRANS-SIBERIAN ORCHESTRA, KONGRESOVÉ CENTRUM, PRAHA 24.01.2014
Zapomnijcie o tym, co widzieliście na YouTube. Nagraniom daleko do tego, czego doświadcza się na żywo. Ale od początku. Decyzję o wyjeździe do czeskiej Pragi podjąłem natychmiast po ogłoszeniu europejskiej trasy koncertowej Trans-Siberian Orchestra, więc miałem czas, aby przygotować się do tego, co mnie czeka. I nie udało mi się. Za to pogoda, jakby przeczuwając gorącą atmosferę koncertu, przygotowała się jak najbardziej – dzień przed występem w Pradze spadł pierwszy w tym roku śnieg. Za to jakby zaspali trochę organizatorzy – najpierw z powodów technicznych wszystkie bilety z balkonów musiały zostać zamienione na inne, dzięki czemu dotarłem bliżej sceny, a w samej okolicy Centrum Kongresowego próżno było szukać informacji, że tego dnia odbywało się tam cokolwiek, nawet wejścia nie były oznaczone.
MOŻE BYĆ NORMALNIE
Jednak poza wspomnianymi problemami było normalnie. I muszę przyznać, że w tym wypadku normalnie znaczy lepiej niż w Polsce. Nie było kolejek do szatni, nikt nie zaglądał do plecaków, nikt nie obmacywał wchodzącym kieszeni, podczas koncertu można było swobodnie robić zdjęcia, a ochrona była tyleż uprzejma, co niewidoczna dla uczestników. Niby to niewiele, ale zmienia odbiór koncertu na plus.
KLASZCZĄC DO MOZARTA I BEETHOVENA
Sala koncertowa praskiego Centrum Kongresowego pod względem pojemności podobna jest do warszawskiej Sali Kongresowej, chociaż wizualnie wydaje się mniejsza. Za to fotele są znacznie wygodniejsze. W takiej sali można było zobaczyć największe świetlno-pirotechniczno-muzyczne rockowe show. Na samym początku od Chrisa Caffreya dowiedzieliśmy się, że część dochodu z koncertu zostanie przeznaczona na cele charytatywne, a potem… zaczęli. Od razu mocno, od razu wielokolorowo, od „Time And Distance” oraz „Winter Palace”. Na scenie szaleństwo, ale niestety na widowni drętwo, jak to często w Czechach bywa. Narrację prowadził niezawodny Brian Hicks, a coś dla siebie znaleźli nie tylko fani TSO, ale także poprzedniego projektu Ala Pitrellego i Chrisa Caffreya – Savatage. Z utworów tego zespołu usłyszeliśmy „This Is The Time” (1990), „Handful Of Rain”, „Gutter Ballet”, „The Hourglass”, „Believe”, „All That I Bleed” oraz na samo zakończenie wybuchową wersję „Christmas Eve (Sarajevo 12/24)”. Już ten pierwszy utwór rozruszał nieco publiczność, podczas finału wszyscy stali. A przecież nieczęsto zdarza się klaskać do Mozarta i Beethovena. Klasyki też było sporo – zarówno inspiracji jak i autorskich aranżacji – i tak usłyszeliśmy fragment IX Symfonii Beethovena i arię „O, Fortuna” z Carmina Burany oraz własne utwory TSO czerpiące z kompozycji Liszta i Mozarta. Nie zabrakło również takich hitów, jak „Wizards In Winter” czy „Dreams Of Fireflies”, jak również solówki pianisty Vitalija Kuprija, po której naszła mnie myśl, że najczęściej coverowanym polskim muzykiem rockowym jest Fryderyk Chopin. Jednym słowem setlista była przekrojowa, co nie jest niczym dziwnym zważając, że ta trasa koncertowa uświetnia piętnastolecie istnienia zespołu.
ŚWIATŁO I DŹWIĘK
Pamiętajmy jednak, że Trans-Siberian Orchestra to nie tylko muzyka. To również świetlne i pirotechniczne show. Reflektory i lasery co chwila rozświetlały scenę i penetrowały widownię kreśląc fantazyjne wzory, a w wybranych utworach wspomagane były również strumieniami ognia na scenie. W połączeniu z żywiołowym ruchem scenicznym tworzyło to momentami bardzo gorącą atmosferę. I to dosłownie, bo ciepło od płomieni czułem nawet w 14 rzędzie. A w tym czasie po scenie szaleli Caffrey i Pitrelli, niesamowicie prezentowała się skrzypaczka Asha Mevlana, barwy dodawali także wokaliści m.in. Erika Jerry (przejmująca wersja „A Handful Of Rain”), Jeff Scott Soto („Gutter Ballet”) czy Rob Evan („Mephistopheles' Return”). Trzeba zaznaczyć, że cała oprawa robiła ogromne wrażenie, mimo że jest dość ograniczona w porównaniu do koncertów amerykańskich. Namiastkę tego można zobaczyć na zdjęciach.
UKONČETE PROSÍM VÝSTUP A NÁSTUP, DVEŘE SE ZAVÍRAJÍ*
Nie mogłem sobie na zakończenie darować wstawki po czesku, bo to pięknie brzmiący język. A gdy Brian Hicks pożegnał fanów, a Trans-Siberian Orchestra zakończyła swój występ brawurowym wykonaniem „Requiem” i wspomnianego już „Sarajevo”, znowu było normalnie, czyli nikt nikogo nie wypraszał, można było spokojnie kupić pamiątki, a nawet dostać autograf od zespołu, a w metrze tłok był taki sam jak w każdy piątkowy wieczór. I jedyna rzecz, której szkoda, to to, że już się skończyło i nie ma już więcej, bo te 2,5 godziny pozostawiły tylko chęć na więcej.
SETLISTA:
Time and Distance
Winter Palace
This Is the Time (1990) (Preceded by Narration: Best of Times)
Christmas Jam
Handful of Rain
A Last Illusion
Gutter Ballet
Misery (Preceded by Narration: Satan)
Mephistopheles' Return
Mozart/Figaro
Sparks
The Hourglass (Preceded by Narration: Poets & Madmen)
Someday
Child Unseen
Believe
Wish Liszt (Toy Shop Madness)
After the Fall (Preceded by Narration: Beethoven's Heart)
Wizards in Winter
All That I Bleed
Dreams of Fireflies (On a Christmas Night)
Carmina Burana
Epiphany (Preceded by Narration: Lost Christmas Eve (Is There a Wrong?))
The Mountain
Piano Solo (by Vitalij Kuprij)
Beethoven
Requiem (The Fifth) (Preceded by Narration: Closing)
Christmas Eve (Sarajevo 12/24)
* - informacja z praskiego metra: „Prosimy zakończyć wysiadanie i wsiadanie, drzwi się zamykają”.