9. Urodziny Manufaktury - Łódź, Rynek Manufaktury, 16-17.05.2015

Marek J. Śmietański

9. Urodziny Manufaktury - Red Box, Ray Wilson, Grzegorz Hyży, Symphonica

ImageTradycyjnie w połowie maja największe centrum handlowo-rozrywkowe w Polsce mieszczące się na terenie XIX-wiecznej fabryki włókienniczej Poznańskiego hucznie obchodzi rocznicę swojego powstania. W poprzednich latach na scenie usytuowanej w Rynku gościli tacy czołowi polscy wykonawcy jak Perfect, Kult, Hey, Raz Dwa Trzy, Kasia Kowalska czy Kayah. W tym roku organizatorom, czyli Fundacji Art Industry (zajmującej się również Międzynarodowym Festiwalem Producentów Muzycznych Soundedit), udało się zaprosić również gwiazdy muzyczne z zagranicy.

Sobotnią część muzyczną otworzył zespół Red Box, który w drugiej połowie lat 80. podbił listy przebojów na całym świecie i niedługo potem zamilkł na kilkanaście lat. Brytyjczycy ponownie wrócili w nowym składzie na scenę w 2010 roku, kiedy to wydali swój trzeci, i jak na razie ostatni, album zatytułowany „Plenty”. W Polsce doskonale znane są ich piosenki takie jak „For America”, „Chenko (Tenka-lo)” czy „Heart Of The Sun”, jak również nowe „Hurricane” oraz „The Sign”, które plasowały się bardzo wysoko na Liście Przebojów Programu III Polskiego Radia. Oprócz największych hitów zespół zagrał również dwa utwory, szykowane na nową płytę, której wydanie planowane jest jeszcze w tym, a najpóźniej w przyszłym roku. W każdym razie podczas spotkania z fanami taką obietnicę złożył lider i współzałożyciel zespołu - Simon Toulson-Clarke, który stwierdził jednocześnie, że na pewno wydawnictwo studyjne wyprzedzi koncertowe. Przy okazji zapytałem go, który utwór z „Plenty” uważa za najważniejszy i nieoczekiwanie usłyszałem, że jest to „Stay” czyli jeden z najsmutniejszych na tym albumie. W krótkiej rozmowie przekonałem się, że Simon ewidentnie jest perfekcjonistą, co częściowo wyjaśniło tak długi okres oczekiwania na nowe nagrania. A wracając do koncertu, oprócz wspomnianych powyżej, mniej znanych szerokiemu gronu, piosenek „Saskatchewan” i „Lean On Me” z debiutanckiego albumu czy nowszych „Don’t Let Go” i „Let It Rain”, na bis Red Box zagrali zupełnie nieoczekiwane „California Dreamin’” z repertuaru The Mamas and The Papas. Koncert jako całość okazał się poprawny, choć niespecjalnie porywający, między innymi ze względu na nieco za słabe nagłośnienie. Pomimo tego niezbyt licznie jeszcze zgromadzona publiczność stanęła na wysokości zadania, bo pod sceną jednakowo dobrze bawili się i starsi, i młodsi, a im bardziej występ Red Box zbliżał się do końca, tym aktywniej włączali się we wtórowanie zespołowi.

ImageGdy nad Rynkiem Manufaktury powoli zapadał już zmierzch, na scenie pojawił się Ray Wilson ze swoim zespołem. Były wokalista Genesis i Stiltskin przed koncertem zapowiadał, że chce zagrać bardziej rockowo i bardziej heavy. Przygotował specjalny zestaw utworów, który został zaprezentowany przez nieco zmodyfikowany skład instrumentalny, towarzyszący mu w ramach trasy „20 Years and More…” (połączonej zresztą z promocją nowego albumu podsumowującego dwudziestoletnią karierę muzyczną). Z Rayem pojawili się ci sami gitarzyści co zwykle, czyli jego brat Steve i Ali Ferguson oraz jeszcze jeden stary znajomy z grupy Stiltskin - basista Lawrie McMillan. Tym razem ze szkockim wokalistą zagrali również perkusista Mario Koszel i klawiszowiec Kool Lyczek, aczkolwiek największym chyba zaskoczeniem dla większości fanów okazał się udział roztańczonego saksofonisty Marcina Kajpera. Zarówno utwory własne Wilsona (i solowe, i grupy Stiltskin), te nagrane przez niego z Genesis (na płycie „Calling All Stations” wydanej w 1997 roku), jak i starsze klasyki śpiewane oryginalnie przez Petera Gabriela czy Phila Collinsa, zabrzmiały dzięki temu zauważalnie inaczej, aczkolwiek z pewnością heavy nie było. Wzbogacenie instrumentarium o saksofon i zmiany aranżacji nie zaszkodziły ani trochę zaprezentowanym utworom, które, co nietrudno obliczyć, dzieli 40 lat (czyli pochodzą właściwie z bardzo różnych muzycznych epok)… Z utworu na utwór wszyscy muzycy coraz więcej się ożywiali, szczególnie gdy grali te najbardziej rytmiczne piosenki („Salsbury Hill”, „Follow You, Follow Me”, „That’s All”, „Land Of Confusion” czy „American Beauty”). Finał koncertu z zaśpiewanym przez Fergusona pinkfloydowym „Wish You Were Here” oraz brawurową wersją „Calling All Stations”, a w końcu bisy - posępne „She”, solidnie rockowe „Inside” (oba utwory grupy Stiltskin) i evergreen „Knockin’ On Heaven’s Door” podniosły znacząco temperaturę publiczności, która jeszcze długo oblegała stoisko z płytami, czekając na autograf i wspólne zdjęcie z Rayem.

ImageNiedzielne koncerty otworzył grający psychodelicznego rocka łódzki duet Little White Lies, który wystąpił  z towarzyszeniem chóru Społecznej Akademii Nauk, a potem ogromną owację małoletnich fanek wzbudził finalista trzeciej edycji programu X Factor - Grzegorz Hyży. Niestety, przebywając w tzw. fosie dla fotoreporterów nie miałem szansy rozpoznania, co serwowane jest na początku występu. Nawet oddalenie się na 'bezpieczną' odległość od sceny poza tłumnie zgromadzone nastolatki wiszące na barierkach ze smartfonami w dłoniach nie pozwoliło mi wyabstrahować, jakie przeboje i zapowiadane covery zostały wykonane. Nie można wokaliście odmówić poczucia rytmu czy hipnotyzującego głosu, jednak mnie jego maniera wokalna zdecydowania uśpiła. Ale cóż, nie orientuję się zbyt dobrze w gatunku reprezentowanym przez Hyżego i pewnie z tego powodu zupełnie nie rozumiem dlaczego jego album jest uznawany za najbardziej spektakularny debiut ubiegłego roku, a on sam za niezwykle charyzmatycznego muzyka…

ImageNatomiast z pewnością za jedno z wydarzeń muzycznych 2014 roku należy uznać projekt Symphonica, który w jedno uniwersum połączył świat rocka i heavy metalu ze światem muzyki poważnej. Z jednej strony moc orkiestry symfonicznej harmonizująca z brzmieniem elektrycznych gitar, z drugiej wysublimowany śpiew operowy przeplatany z ostrymi wokalami hard’n’heavy oraz niepokojącymi grunge’owymi. Duchowy spektakl z atrakcyjnymi aranżacjami utworów, które w większości przeszły do kanonu muzyki rockowej, poprowadził dyrygent i kompozytor Mikołaj Blajda, komenderujący muzykami Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej z towarzyszeniem zespołu rockowego Progressive Noise Orchestra. Na scenie w różnych konfiguracjach pojawiali się wokaliści znani z programu „The Voice Of Poland”: Damian Ukeje, Monika Pilarczyk,  Dorota Lembicz oraz aktor Karol Śmiałek, sopranistka Sylwia Lorens i baletnica Agata Glenc. Podczas tego coraz chłodniejszego wieczoru, co kompletnie zresztą nie przeszkadzało licznie zebranym, bo im bliżej końca, tym atmosfera stawała się coraz bardziej gorąca, usłyszeliśmy doskonale znane utwory takich wykonawców, jak Metallica, Nirvana, Pearl Jam, Aerosmith, Deep Purple, Europe, Faith No More, Guns N’ Roses, Nightwish, Soundgarden czy Steve Vai. Osobiście najbardziej w pamięć zapadły mi takie ‘asteroidy’ jak ciężkawy „Enter Sandman”, elektryzujący „Jeremy”, hymnowy „Smoke On The Water” i ewidentnie operowy (nie tylko ze względu na wokal) „The Phantom Of The Opera”. Na bis usłyszeliśmy ponownie „Whiskey In The Jar” nietuzinkowo wykonane przez Damiana Ukeje oraz porywającą wersję piosenki Tadeusza Nalepy „Co się stało kwiatom” z udziałem całego składu wokalnego. I tylko żal, że ta podróż poza granice tradycyjnego muzycznego wszechświata skończyła się tak szybko. I nie było to ani dawno, dawno temu, ani w odległej galaktyce, a tym bardziej nikt niczego nie niszczył* Wprost przeciwnie…

 

*) Ewidentna negacja zdania rozpoczynającego każdy z filmów z serii „Gwiezdne Wojny” George’a Lucasa.
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!