Grupa Coma jest częstym gościem w Krakowie. Jesienny koncert był o tyle ciekawy, że supportowały go aż trzy zespoły.
Jako pierwsza zagrała łódzka kapela Black Radio. Jej występ był dość krótki, bo trwał zaledwie pół godziny, jednak pomimo tego otrzymaliśmy porcję bardzo ciekawej muzyki, która prezentowana była przy dość jasnym oświetleniu. Teraz pozostaje kibicować łodzianom, aby dobrze pokierowali swoja karierą. Potencjał jest.
Po krótkiej przerwie technicznej na scenie pojawiła się grupa Call The Sun. Oni również grali dość ciekawie, a już w czasie wykonywania trzeciego utworu zgaszono światła i poproszono publiczność o wyciągnięcie zapalniczek lub innych świecących gadżetów. Otrzymano tym samym bardzo interesujący efekt. Był to zarazem najciekawszy wizualnie fragment tego występu.
Ten koncert również był dosyć krótki, a po nim Call The Sun zrobił miejsce dla dłużej grającego zespołu Totentanz. Zanim pojawił się on scenie uprzątnięto zestaw perkusyjny znajdujący się z boku sceny. Totentanz jest już w niektórych kręgach bardzo znanym i popularnym zespołem. Zaprezentował on prawdziwy żywioł i niemal godzinę nieco ostrzejszego grania. Dało się zauważyć energię drzemiącą w tej grupie, czego jednym z dowodów było żywiołowe bieganie muzyków po scenie.
Po tych trzech występach nastąpiła dłuższa przerwa techniczna wykorzystana na przemeblowanie sceny połączone z próbami dźwięku. Na koniec całość spowiło ciemnoniebieskie światło. Wtedy też wkroczyli do akcji muzycy zespołu Coma. Jeśli chodzi o repertuar koncertu, to tym razem grupa postawiła na rzadziej wykonywane na żywo utwory. Na pierwszy ogień poszła „Widokówka” z „Hipertrofii”. Potem wybrzmiały trzy rzadsze kompozycje – „Dyskoteki”, znana z płyty koncertowej, oraz dwa anglojęzyczne utwory z „Excess”. Mowa tu o „T.B.T.R.”, czyli „Turn Back The River” – monumentalna kompozycja nieco przypominająca tytułowy utwór z drugiej płyty oraz „F.T.P.”, czyli „Fuck The Police”, a pomiędzy nimi publiczność mogła usłyszeć „Angelę” z „Czerwonego” albumu. Pod sam koniec wykonywania „Emigracji” można było podziwiać talent wokalny basisty Rafała Matuszaka. Koncertowa wersja utworu „Daleka droga do domu” zbytnio mnie nie przekonała (tak, jak i te znane z zarejestrowanych przez fanów i wrzuconych na Youtube’a filmików). Uważam, iż utwór ten dużo lepiej brzmi w wersji studyjnej. Wykonanie „Zbyszka” bardziej przypominało mi wersję z albumu „Live”, niż znaną z debiutu. Ogólnie rzecz biorąc, dwa pierwsze wydawnictwa były reprezentowane przez pojedyncze utwory, zespół zaś bardziej skupił się na tych wydanych w kolejnych latach. Główną część koncertu zakończył nieco oklepany już „Spadam”.
Potem, jako bis, wybrzmiały dwie kompozycje: „Los cebula i krokodyle łzy” oraz „Cisza i ogień”. Można tylko żałować, że w końcowej solówce tej drugiej kompozycji Piotr Rogucki nie podszedł do Kobeza, tak, jak to miało miejsce rok temu w klubie Studio. Mankamentem tego występu było zbyt gęste światło połączone z zadymieniem. Z jednej strony wizualnie dawało to momentami ciekawy efekt, ale z drugiej nie było za bardzo widać, co muzycy robią na scenie. Jeśli miałbym oceniać dźwięk, to z racji kiepskiej akustyki tego miejsca i tak udało się utrzymać go na całkiem przyzwoitym poziomie. Co do reakcji publiczności, to moim zdaniem było mało crowdsurfingu (przypadki tej zabawy można było policzyć na palcach), parę razy widać było uniesione w górę ręce, ale było też trochę amatorów komórkowego videofilmowania.
Podsumowując, koncert uważam za raczej przeciętny.
Setlista:
1. Widokówka
2. Dyskoteki
3. T.B.T.R.
4. Angela
5. F.T.P.
6. Gwiazdozbiory
7. La Mala Education
8. Chaos kontrolowany
9. Emigracja
10. 08 Wojna
11. Tonacja (Sygnał z piekła)
12. Deszczowa piosenka
13. Zbyszek
14. Schizofrenia
15. Daleka droga do domu
16. Popołudnia bezkarnie cytrynowe
17. Pasażer
18. Spadam
Bisy
19. Los cebula i krokodyle łzy
20. Cisza i ogień