Wczesną jesienią 2015 roku ukazał się album „J. P. Śliwa” Piotra Roguckiego, do którego został dołączony dramat o tym samym tytule. Trasa promująca to wydawnictwo przeplatała się z trasą koncertową zespołu Coma (macierzystego zespołu Piotra) i zahaczyła o Kraków zaledwie 3 tygodnie po koncercie Comy.
O ile koncerty zespołu Coma cieszą się ogromną popularnością, o tyle solowe występy wokalisty tegoż zespołu przyciągają mniej ludzi. Niemniej jednak całkiem sporo osób w czwartkowy wieczór odwiedziło klub Studio. Warto wspomnieć, że każdy koncert Roguckiego jest diametralnie inny. Punktualnie o godz. 19-tej Piotr Rogucki zapowiedział całe wydarzenie. Koncert był transmitowany w Internecie. Po krótkiej chwili na scenie zainstalował się zespół Call The Sun, który supportował Comę jesienią 2015 roku. Zagrali raptem kilka utworów. Jak zapewne niektórym wiadomo, jesienią udało się na scenie Hali Wisły wywołać efekt gwieździstego nieba. W przypadku klubu Studio ten efekt wypadł raczej dość blado. Półgodzinny występ dość szybko się zakończył i po około 20-minutowej przerwie technicznej z głośników popłynęły narracje dramatu „J. P. Śliwa”, a w międzyczasie na scenie zainstalował się Piotr Rogucki wraz z towarzyszącymi mu muzykami. W tym czasie ustawione po bokach i z tyłu sceny ekrany wyświetlały grafikę z okładki najnowszego albumu artysty. Ciekawostką był fakt, że wśród towarzyszących muzyków rozpoznałem dwóch członków zespołu Coma – Marcina Kobzę i Adama Marszałkowskiego.
Koncert został podzielony na dwie części. Pierwszą stanowiło wykonanie całego ostatniego albumu uzupełnionego o dodatkowe narracje. Muszę przyznać, iż sceniczne wykonanie „J.P. Śliwa” robi ogromne wrażenie. Podobnie jak na koncertach Comy, Piotr Rogucki popisywał się aktorskimi zdolnościami. W kilku utworach Adam Marszałkowski opuszczał swój zestaw perkusyjny (w tym czasie zastępowała go Ola Rzepka, grająca także na klawiszach). Jedynie w kończącym pierwszą część utworze „Płyń” całość wokali wykonał Piotr. Artysta posługiwał się aż trzema typami gitar (zwykle na koncertach solowych grał na gitarze elektroakustycznej), a także używał sporadycznie instrumentów perkusyjnych (tamburyn, talerze). Scena była zaaranżowana tak, że „Kobez” (Marcin Kobza) oraz towarzyszący Piotrowi basista byli schowani na tyłach sceny (jako ciekawostkę dodam, że na koncertach Comy Kobez stoi zawsze po prawej stronie, tam gdzie na solowym koncercie Piotra Roguckiego znajdował się zestaw perkusyjny). Na ustawionych po bokach sceny ekranach przez niemal cały występ były wyświetlane rozmaite sekwencje, w tym ogromna twarz Marylin Monroe.
W połowie występu nastąpiła krótka przerwa, a po niej druga część koncertu, na którą złożyły się utwory z poprzednich dwóch płyt artysty. Tym razem zagrano raptem kilka utworów (w tym „Szatany”, „Wielkie K”, „Mała”), po czym artyści zeszli ze sceny. Na bis wykonany został „Szwajcarski nóż”. Przed tym utworem tradycyjnie Piotr zaserwował publiczności opowieść o pociągach (że obecnie jeżdżą składy Pendolino, a wtedy, jak powstał ten utwór, jeździły takie stare pociągi). No i tym sposobem, chwilę przed 22-gą zakończył się ten koncert, ale już niespełna pół godziny później była okazja do rozmów z artystą, wspólnych zdjęć i autografów.
Setlista:
1. Vision of Sound
2. Dobrze
3. Mama 01
4. Emotions
5. Całuj się
6. Wanna
7. Ludzkie wrony
8. Mama 02
9. Muszę mieć
10. Płyń
Bis:
11. Piosenka pisana nocą
12. Szatany
13. Mała
14. Wielkie K
15. Szwajcarski nóż