Roine Stolt: wywiad

Artur Chachlowski

ImageRoine Stolt to czołowa postać szwedzkiego rocka. Debiutował jeszcze w latach 70. w grupie Kaipa, potem działał m.in. w zespołach The Flower Kings, Agents Of Mercy i Transatlantic, a teraz przypomina się albumem nagranym wspólnie z legendą progresywnego rocka, dawno niesłyszanym byłym wokalistą grupy Yes, Jonem Andersonem (recenzja wydanej 10 czerwca płyty "Invention Of Knowledge pod tym linkiem).

Artur Chachlowski: Jak doszło do Twojej współpracy z Jonem Andersonem?

Roine Stolt: Pierwszą osobą, która zasugerowała mi, że powinienem spróbować współpracy z Jonem był Thomas Waber z wytwórni InsideOut. Ale przez długie lata nie było na to żadnych szans. Jednak przeznaczenie pokierowało naszymi sprawami i w lutym 2014 roku spotkaliśmy się w trakcie koncertowego rejsu Progressive Nation At Sea. Byłem tam z grupą Transatlantic i wspólnie z Jonem wykonaliśmy na żywo „The Revealing Science Of God” (z płyty Yes „Tales From Topographic Oceans” – przyp. ACh). To było nasze pierwsze spotkanie. Potem Jon zaczął wysyłać mi swoje dema, ja dodawałem nowe sekcje i tak powstawały nasze wspólne kompozycje. Obaj w swoim myśleniu jesteśmy "progresywni", co oznacza, że jesteśmy otwarci na różne sposoby syntezy wielu stylów i wpływów z muzyki klasycznej, jazzu, folku, ethno, World music czy pewnych rodzajów elektroniki. Jon wysyłając mi swoje pomysły zwykł mawiać: "Baw się dobrze". Tak więc komponowanie to był naturalny i bardzo przyjemny proces. Każdego dnia szukaliśmy możliwie najlepszych brzmień, bo obaj jesteśmy perfekcjonistami.

ACh: Czy spotykaliście się w studiu?

RS: Nie, płyta „Invention Of Knowledge” została zrealizowana głównie przez internet. Jon pracował w swoim domu w Kalifornii. Ale już nagrania samej muzyki odbyły się w bardziej tradycyjny sposób - w studio. Jonas Reingold, Tom Brislin, Felix Lehrmann i ja nagrywaliśmy muzykę razem, a Jon dodawał do niej swój wokal z domu. W dzisiejszych czasach to żaden problem. Były takie dni, że wymienialiśmy po 10-12 maili, co mocno zdynamizowało naszą pracę. Było w tym wszystkim sporo zwrotów akcji, ale efekt końcowy przyszedł nadspodziewanie szybko.

ACh: Czy to Jon napisał całą muzykę i wszystkie teksty?

RS: Tak, Jon jest autorem wszystkich słów na płycie, a także ułożył wszystkie ścieżki wokalne. Ja dołożyłem od siebie trochę chórków i bardzo pomogli mi w tym Daniel Gildenlöw wraz z Nadem Sylvanem. Natomiast sama muzyka to w głównej mierze idee, które Jon napisał z różnymi muzykami na przestrzeni lat. Ja dodałem niektóre zupełnie nowe partie, głównie solowe, orkiestracje oraz łączniki pomiędzy poszczególnymi sekcjami.  

ACh: No właśnie, płyta składa się z czterech długich kompozycji i każda z nich podzielona jest na części. Czy Wasze utwory opowiadają jakieś konkretne historie?

RS: Jon jest autorem lirycznej koncepcji płyty. On po prostu wysyłał mi swoje pomysły, a ja starałem się nadać im odpowiednią strukturę. I tak powstawały te kompozycje, kawałek po kawałku. W miarę postępu prac Jon dopisywał nowe teksty. To był bardzo organiczny proces, nawet jeżeli nie pracowaliśmy w jednym pomieszczeniu. A jeżeli pytasz o wymowę tekstów, to każdy powinien sam sobie ułożyć w głowie te historie. Ja na przykład wyobrażam sobie, że nasze muzyczne opowieści mówią o tym, jak wymyślać i kształtować wszystko, co nas otacza i co nas dotyczy: technologię, religię, medycynę, sztukę, każdą dziedzinę życia ważną dla zwykłego człowieka.

ACh: "Invention Of Knowledge" wydaje się być albumem utrzymanym w epickiej tradycji lat 70. Czy zgadzasz się, że w pewnym stopniu można go porównać do klasycznych płyt Yes, a w także do pamiętnego albumu "Anderson Bruford Wakeman Howe"?

RS: Z Jonem na pokładzie trudno jest inaczej myśleć o tej muzyce.  Ale myślę, że udało nam się nie kopiować, czy to Yes, czy Vangelisa, nawet jeżeli tu i ówdzie usłyszysz jakiś drobiazg nawiązujący do symfonicznego grania.

ACh: Czy istnieje jakiś szczególny utwór na tej płycie, z którego czujesz się wyjątkowo dumny?

RS: Wolę, by nasza płyta była postrzegana jako całość, jako jeden wielki utwór muzyczny. Bo powiem ci szczerze, że lubię każdy jej fragment. I oczywiście jestem dumny z efektów naszej wspólnej pracy. Mam cichą nadzieję, że nasza muzyka zostanie oceniona jako dzieło wielkie i ponadczasowe.

ACh: Już ponad 40 lat występujesz na scenie progresywnego rocka. Czy współpraca z Jonem jest ukoronowaniem Twojej kariery

RS: Naprawdę nie wiem. To chyba naturalny krok dla mnie w tej chwili.  Ale oczywiście, będąc fanem grupy Yes czuję się chyba teraz mniej więcej tak samo, jak kiedyś Jeff Lynne pracując wraz z członkami The Beatles nad ich antologiami (śmiech…)

ACh: Mogę sobie wyobrazić, że ścisła współpraca z tak renomowanym artystą jak Jon Anderson jest spełnieniem muzycznych marzeń dla każdego. Czy jest jakiś inny muzyk, z którym chciałbyś jeszcze popracować?

RS: Zobaczymy, co życie przyniesie. Czasami aż trudno o czymś takim marzyć. Niestety Prince i David Bowie zmarli w tym roku. Ale jestem pewien, że w przyszłości przytrafią mi się jeszcze jakieś miłe muzyczne niespodzianki. Cieszę się tym, gdzie jestem w tej chwili i ewentualny sukces naszego albumu najprawdopodobniej zachęci mnie, by zrobić kolejny album pod szyldem Anderson / Stolt.

ACh: To w takim razie muszę Cię jeszcze zapytać o plany na przyszłość. Jakieś koncerty?

RS: Jon chce zagrać kilka koncertów z naszym materiałem. Nie dalej jak wczoraj dostałem od niego maila, w którym napisał, że fajnie byłoby zrobić koncerty na początku przyszłego roku.  Ale to na razie luźne plany. Jeżeli chodzi o naszą kolejną płytę, to mam już w głowie pierwsze pomysły, ale czy uda się je zrealizować? Tego jeszcze nie wiem. Ale gdyby do tego doszło, to nie ma się co spodziewać, żeby nasz nowy materiał ujrzał światło dzienne przed końcem 2017 roku. A co do Jona, to wiem, że planuje on wspólne występy z Rickiem Wakemanem i Trevorem Rabinem (dwaj byli muzycy Yes – przyp. ACh) – w tym roku w USA, a w przyszłym w Europie.

ACh: A Ty nad czym teraz pracujesz?

RS: Za kilka dni wchodzę do studia wraz z moimi starymi kumplami z grupy Kaipa. To będzie dobra płyta. Bardzo symfoniczna, bardzo melodyjna, taka trochę oldschoolowo-progresywna z elementami szwedzkiej muzyki folk. Coś w stylu Procol Harum, Focus, Pink Floyd i wczesnego Genesis. Powiem szczerze, że nie mogę się już doczekać, by wejść do nowoczesnego studia i nagrać muzykę utrzymaną w klasycznym stylu lat 70. W lutym wraz z Kaipą wyruszymy też w trasę koncertową.

ACh: Może wreszcie uda się Wam przyjechać do Polski?

RS: Zobaczymy. Chciałbym tego bardzo.

ACh: Dziękuję za rozmowę.             

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok