Po rocznej przerwie spowodowanej zawirowaniami wokół Riverside (śmierć Piotra Grudzińskiego i wielka niewiadoma, co dalej) zespół postanowił kontynuować działalność jako trio z gościnnym udziałem muzyka koncertowego. Po całkowicie wyprzedanych dwóch lutowych koncertach w warszawskiej Progresji, Riverside wyruszył w europejską trasę koncertową „Towards The Blue Horizon Tour”. Tournee obejmujące 28 miast i trwające od 12 kwietnia miało swój finał w krakowskim Teatrze Łaźnia Nowa.
Koncert cieszył się przeogromnym zainteresowaniem. Na trasę koncertową przewidziano dwa polskie supporty: Lion Shepherd i Sound Like The End Of The World, lecz de facto w Krakowie wystąpił tylko drugi z wymienionych. Parę minut po 19-tej ekipa Sounds Like The End Of The World zainstalowała się na scenie. Trwający około 40 minut set składał się zarówno z kompozycji z dwóch poprzednich wydawnictw zespołu, jak i najnowszej płyty (jak to zapowiedział przez mikrofon Michał Baszuro, który zresztą dwukrotnie zaimponował spektakularnym wyskokiem na scenie w kompozycji „No Trespassing”). Choć muzycznie ekipa SLTEOTW wypadła całkiem zacnie, dla niektórych ich koncert wydawał się być trochę nużący. Moim zdaniem występ tego zespołu doskonale pasował do Riverside, choćby dlatego, że jego stylistyka nie odbiega zbytnio od tego, co muzycy Riverside zaprezentowali na swym ostatnim wydawnictwie.
Kwadrans po 20-tej, przy dźwiękach tytułowej kompozycji z ostatniego krążka, na scenie zainstalował się zespół Riverside. Na scenę wkroczyli trzej muzycy tworzący podstawowy skład zespołu. Na wstępie Mariusz Duda powiedział kilka ważnych słów do publiczności i obiecał, że wraz z Mitloffem i Michałem Łapajem zabiorą wszystkich w dwugodzinną opowieść muzyczną. Zespół rozpoczął swój występ utworem „Coda” w tzw. ciemnej wersji (dark version). W tym utworze został przedstawiony dodatkowy muzyk koncertowy – Maciej Meller. To człowiek doskonale znany z wielu lat spędzonych w grupie Quidam, z którą występował do końca 2013 roku. Określenie „dark version” do pierwszej kompozycji było bardzo adekwatne ze względu na to, co oświetleniowiec zaoferował fotografom. Potem było już pod tym względem trochę lepiej i samo ograniczenie dla pstrykających zdjęcia reporterów w postaci dwóch pierwszych utworów już nie przeszkadzało, gdyż jako drugi utwór wybrzmiał bardzo rozbudowany „Second Life Syndrome”. O ile trzon zespołu wypadł w nim poprawnie, o tyle nieco słabiej w nagraniu tym zaprezentował się niestety Maciek Meller. Już w czasach Quidam nie podobało mi się jego wykonywanie klasycznych coverów (Camel, Genesis, Deep Purple, w których sporo było potknięć wykonawczych, zwłaszcza w coverach Genesis), stąd miałem pewne obawy co do jego gry. Mając w pamięci styl gry Piotra Grudzińskiego można było się spodziewać, że ciężko będzie kogoś takiego zastąpić i choć Maciek starał się jak mógł, wielokrotnie, przynajmniej na początku koncertu, wypadało to raczej tak jakby faktycznie ciągle czegoś (Kogoś?) brakowało. Ale reszta występu pokazała, że Maciek podołał jednak swojej roli. Grał świetnie, z wyczuciem, było widać, ze między nim a Mariuszem Dudą panuje na scenie pozytywna energia. Zobaczymy jak to się wszystko dalej rozwinie i jaka rola w Riverside będzie mu pisana. Po krakowskim koncercie jestem jednak pewien, że gdyby Riverside nagrali z nim studyjną płytę, to premierowe utwory zabrzmią dzięki niemu rewelacyjnie.
Warto podkreślić wspaniałą łączność pomiędzy zespołem a publicznością. Starsze kompozycje, takie jak „Conceiving You” czy „02 Panic Room”, były chóralnie śpiewane przez widzów. Nie fanów, a ‘wielką rodzinę Riverside’, bo tak właśnie lider zespołu nazwał przybyłą do Łaźni Nowej licznie zgromadzoną publiczność. Wszystkie późniejsze kompozycje również cieszyły się dobrym przyjęciem. Pewnego rodzaju miłą niespodzianką był utwór „Lost”, w którym pół utworu Mariusz zagrał na gitarze akustycznej. Główną część koncertu zakończyła we wspaniały sposób kompozycja „Before”.
Po chwili zespół wyszedł na bis. Zostały wykonane dwie kompozycje – na początek „Towards The Blue Horizon”, a na koniec ponownie „Coda”, ale tym razem w wersji „bright”. W międzyczasie trzem muzykom Riverside została zespołowi wręczona przez przedstawiciela Mystic Production Złota Płyta za album „Love, Fear and Time Machine”. Czwarty egzemplarz pamiątkowej Złotej Płyty został przekazany rodzicom śp. Piotra Grudzińskiego.
I tym sposobem dwadzieścia minut po 22-giej zakończył się ostatni koncert Riverside z trasy ‘Towards The Blue Horizon Tour’. Na sam koniec, już po ostatnim utworze, z głośników wybrzmiał „Where The Rivers Flows” – instrumentalny temat rozpoczynający ostatnie wydawnictwo zespołu. Do zobaczenia, mam nadzieję, na przyszłych koncertach Riverside. Pozostaje nam zatem tylko czekać na premierowy materiał, by ocenić, jak wypadnie kolejny, nowy rozdział w historii zespołu.
Setlista:
Sounds Like The End Of The World:
- No Trespassing
- Faults
- Outflow
- Breaking The Waves
- Watching Alex
- All Over Again
Riverside:
- Eye of the Soundscape
- Coda (dark version)
- Second Life Syndrome
- Conceiving You
- Caterpillar and the Barbed Wire
- The Depth Of Self-Delusion
- Lost (Why Should I Be Frightened By a Hat?) /do połowy akustycznie/
- 02 Panic Room
- Saturate Me
- Escalator Shrine
- Before
Bis:
- Towards The Blue Horizon
- Coda (bright version)
- Where The Rivers Flows