Drugiego dnia festiwalu było więcej atrakcji w porównaniu do dnia pierwszego. Najpierw miało miejsce spotkanie z Wiesławem Weissem – redaktorem naczelnym pisma Teraz Rock. W międzyczasie w górnej części amfiteatru rozstawiono atrakcje dla najmłodszych oraz matę z całą masą pękatych strojów, dokładnie takich, w jakim poprzedniego dnia występował wokalista grupy Backward Runners. Na tej macie organizowano namiastkę zawodów sumo (uczestnicy zawodów byli poprzebierani w te właśnie pękate stroje). Nawiasem mówiąc, zabawa ta przyciągnęła całkiem sporo ochotników.
Zabawa trwała w najlepsze, a tymczasem o godzinie 16-tej na scenie zainstalował się zespół Animate. Tym sposobem otrzymaliśmy około godziny grania w stylu Rush. Trochę szkoda, że w zespole brak etatowego klawiszowca, przez co brzmienie klawiszy zostało odtworzone z aparatury, którą obsługiwał basista Przemek (notabene współzałożyciel zespołu). Za to bardzo żywiołowy okazał się być siwy, długowłosy wokalista Robert „Robin”. Rzucane przez niego co chwilę w stronę publiczności „Jesteście tam?” mogło po jakimś czasie nieco drażnić widzów, ale klimat koncertu był naprawdę niesamowity.
Potem zagrał kolejny zespół – Yesternight. Tego dnia miała miejsce premiera ich albumu i na repertuar występu złożyły się utwory z tego właśnie wydawnictwa. O ile Animate brzmiał dla mnie ciekawie, o tyle z Yesternight już niestety było nieco słabiej. Jakoś udało się przetrwać ten koncert i wydawało się, że będzie to klapa, ale… jakież było moje zdziwienie, gdy zespół na bis wykonał cover i to nie byle jaki – „Child In Time” grupy Deep Purple. Pierwsze dźwięki – Hammond odtworzony z Kurzweila - brzmiały bardzo przekonująco i blisko odtworzenia pierwowzoru (jak w przypadku większości wykonań tego utworu). Utwór ten uratował grupie Yesternight cały show.
Kolejną niespodzianką był występ formacji Grendel. Akurat ten zespół średnio przypadł mi do gustu, lecz miło było ich wysłuchać i zobaczyć na żywo. Może zbyt surowo oceniam, ale to dlatego, iż najbardziej nastawiałem się na główną gwiazdę wieczoru, czyli na Art Of Illusion.
Chwilę po 20-tej na Art Of Illusion zainstalował się wreszcie scenie.. Swój koncert rozpoczęli premierowym utworem, po którym wybrzmiało moje ulubione „For Her”. Koncert zawierał zarówno kompozycje z debiutu, jak i całkiem sporo premierowego materiału, który niebawem ma się ukazać na drugim albumie zespołu. Podobna rzecz, jak pamiętamy, miała miejsce rok wcześniej z grupą Retrospective, tylko tym razem ekipa Art Of Illusion postanowiła wymieszać starsze kompozycje z nowymi, a środek koncertu wypełniły solowe popisy Pawła Łapucia na klawiszach (w tym czasie reszta zespołu na parę chwil opuściła scenę). Podobno premierowy materiał ma zawierać więcej partii wokalnych w stosunku do debiutu.
Tymczasem niemal punktualnie o 22-giej zakończył się występ Art Of Illusion i tym samym XI Festiwal Rocka Progresywnego im. Tomasza Beksińskiego dobiegł końca. Na koniec były jeszcze podziękowania od organizatorów i pamiątkowa fotka z publicznością. Do zobaczenia za rok!