Od pewnego czasu zauważyłem, że wydawnictwa ukazujące się w Ameryce Południowej, czy też szerzej, z Łacińskiej, wzbudzają we mnie zwiększone zainteresowanie. Do tej pory miałem przyjemność opisywania płyt wykonawców z Chile, Argentyny i Peru, a teraz przyszedł czas na zespół pochodzący z Kolumbii, a konkretnie z Cali, trzeciego co do wielkości miasta tego kraju. Nazywają się Desvirtual i mają na swoim koncie kilka singli oraz EP-kę „Frente al ruido del cañón”, za której miks i mastering odpowiedzialni są… Magda i Robert Srzedniccy. Ponadto w 2023 roku wystąpili z serią koncertów w swoim kraju, na których prezentowali włąsną wersję „The Dark Side Of The Moon” w 50. rocznicę premiery tego dzieła. 16 lutego tego roku wydali swój debiutancki pełnowymiarowy album. Nosi on tytuł „El Vértigo al Mirar Hacia Adentro”, czyli w wolnym tłumaczeniu „Zawroty głowy podczas spoglądania w głąb siebie” i przynosi 42 minuty muzyki, podzielonej pomiędzy siedem ścieżek, z tekstami w języku hiszpańskim,
Głównymi motorem napędowym grupy jest autor lub współautor całej muzyki oraz tekstów, klawiszowiec Andrés Samboní. We wszystkich nagraniach towarzyszy mu wokalista, kompozytor i autor tekstów, David Palacios. Oprócz nich w nagraniach wzięło udział jeszcze czterech gitarzystów, trzech basistów oraz dwóch perkusistów.
Na otwarcie otrzymujemy dynamiczny utwór „Tras el Cristal” („Za szybą”). To 4 minuty doprawdy świetnej wizytówki zespołu, będącej mieszanką rocka progresywnego, djentu oraz elektroniki. Na myśl przychodzi mi skojarzenie z dokonaniami chilijskiego Aisles. Mamy tu mocną pracę sekcji Gabriel Lago (bas) – Jhoan Prado (perkusja), mięsiste riffy oraz krótką solówkę Camilo Casasa oraz ciekawą partię klawiszy Andrésa Samboníego. Wszystko to spaja swoim, bardzo przyjemnym głosem David Palacios, szczególnie w bardzo melodyjnym, nośnym refrenie, który, podobnie jak cały utwór, porusza temat szczerości i zachowania własnej indywidualności.
Na drugiej ścieżce mamy do czynienia z typową balladą zatytułowaną „A Voluntad”. To podniosła pieśń o nieszczęśliwej miłości wypełniona dźwiękami fortepianu, klawiszowymi orkiestracjami, subtelnym podkładem rytmicznym oraz pięknymi partiami gitary (wg opisu występuje tu aż trzech gitarzystów: Andres Sanchez, Carlos Castillo i Daniel Vasquez). Nie sposób odmówić tej kompozycji sporej dawki uroku.
Fani muzyki progrockowej będą z pewnością ukontentowani nagraniem oznaczonym indeksem 3. To dziewięciominutowe nagranie zatytułowane tak jak nazwa zespołu – „Desvirtual”. Zarejestrował je ten sam kwartet, o którym pisałem przy okazji pierwszej ścieżki. Mamy tu skomplikowane podziały rytmiczne głównie na początku i na końcu nagrania, intrygujące partie różnorakich instrumentów klawiszowych (mam wrażenie, że Jordan Rudess znajduje się wśród ulubionych klawiszowców Andrésa) – przy popisie gry na fortepianie gdzieś w dwóch trzecich nagrania ręce same składają się do braw! Mamy też tu wyśmienite sola na gitarze Casasa oraz bardzo emocjonalny śpiew Davida o zatraceniu w wirtualnym świecie:
„Iluzja jest tymczasowa
Westchnienia, mierzone w kilku bajtach
Uciszane kliknięciem
Uciszając krzyki, sumienie i strach przed życiem
Decydując co robić
Wybierasz przez subskrypcję kłamstw, które widzisz
Nigdy nie było tak łatwo słuchać
Krzyków ludzkości
Teraz tak trudno jest wywrzeć wpływ
Przekroczyć to, co wirtualne”.
Udział w rejestracji czwartego utworu, zatytułowanego „Cuando no alcanza el dolor” („Kiedy ból nie wystarczy”), wokalisty heavymetalowej kolumbijskiej grupy Krönös, Jorge Fresqueta, od razu definiuje jego zawartość. To zdecydowanie najostrzejszy fragment płyty, z potężnymi riffami, mocną pracą sekcji Prado – Francisco Rodríguez i dreamtheaterowymi zagrywkami Samboníego. Może i nieco burzy ogólny nastrój wydawnictwa, ale idealnie pasuje do tekstu zainspirowanego sytuacją, której świadkiem był Andrés. Widział on jak podczas rabunku napastnicy zabijają człowieka próbującego ich powstrzymać. To opowieść o ludziach, od których odwróciło się społeczeństwo i braku perspektyw na zmianę tego stanu rzeczy.
I tak dochodzimy do nagrania, które jest centralnym punktem wydawnictwa, prawdziwym progrockowym dziełem. Mowa tu o czteroczęściowej, ponad dziesięciominutowej kompozycji „Frente al Ruido del Cañón” („Przed hukiem armat”). To właśnie ją zmiksował tandem Magda i Robert Srzedniccy w swoim studiu Serakos. Opowiada ona traumatyczną historię dziewczynki, która traci matkę w wyniku konfrontacji pomiędzy stronami konfliktu zbrojnego. Każda część opisuje inną koncepcję dochodzenia do siebie po takiej stracie.
Zatem mamy tu „Część pierwszą – historyczną”. To opis tego, co wydarzyło się podczas ostatniego pożegnania z matką. Żałoba jest skomplikowana, przechodzi w depresję. Traumatyczne wydarzenie pozostaje jak cierń wbity w obce ciało, a wspomnienie powtarza się w kółko, nigdy nie zostając uwolnionym.
Muzycznie dominuje tu fortepian, a na szczególną uwagę zasługuje pełen bólu śpiew Davida oraz partia peruwiańskiej fletni zampoña (gra na niej Jesús Rojas). Klimat ten, nieco bardziej liryczny (wzbogacony chórkami i gitarą akustyczną i bardzo delikatnym podkładem rytmicznym, a także króciutkim solem gitarowym) to podstawa „Części drugiej – symbolicznej”:
Aparat psychiczny opracowuje modele wszystkich ludzi, których spotykamy w naszej rzeczywistości. Kiedy dochodzi do straty, to wsparcie modelu psychicznego zostaje utracone. Powstają dwie sytuacje: najpoważniejszą z nich jest pozostanie z dziurą, która zrywa z całą psychiką. Drugą opcją jest przekształcenie tego modelu psychicznego. Jednym z najczęstszych snów jest ten, w którym ludzie mówią, że śnili o krewnym mówiącym im, że mają się dobrze, że są w niebie. Jest to jeden ze sposobów, w jaki aparat psychiczny rozwija ideę modelu osoby, której już nie ma. Jest to próba psychicznej rekonstrukcji tego, co zostało utracone w świecie symbolicznym. Idea zabrania utraconych ludzi do nieba. Ta symbolizacja nie jest kompletna, gdy trauma lub wydarzenie jest zbyt silne.
Atmosfera narasta wraz z pojawieniem się „Części trzeciej – powrót”. Gdy nie udaje się stłumić powyższego zjawiska, ból powraca na płaszczyznę fizyczną i przenika w formie halucynacji – czujemy wyimaginowane dźwięki, zapachy (np. krwi), wizje, które mieszają się z rzeczywistością.
Partia fortepianu kojarzy się z nagraniem „Raingod’s Dancing” (fragment suity „Plague Of Ghosts”) Fisha, towarzyszą mu głębokie dźwięki basu Gabriela Lago, potem sekcja rytmiczna nabiera mocy, a cudnej urody solo na gitarze wieńczy ten fragment.
Tak przechodzimy do ostatniej odsłony nagrania, czyli „Części czwartej – złowieszczej”, która może kojarzyć się z dokonaniami Stevena Wilsona z okresu „Grace For Drowning”. Mamy tu dawkę kakofonicznych dźwięków, pełnej przejść gry na perkusji Jhoana oraz schowany w tle głos śpiewający krótki tekst:
„Ciało upadło
W obliczu huku armat
Strach i zaniechanie
są swoim własnym upadkiem
Ludzie ucichli
W obliczu huku armat
Strach i zaniechanie”.
Nieco chaotyczny nastrój muzyki idealnie koresponduje z warstwą liryczną, która reprezentuje ranę, której nie można zagoić. Złowrogość polega na zbieżności psychicznego terroru z tym fizycznym będącym skutkiem wojny, która najsilniej odbija się na tych, którzy nie mają z nią nic wspólnego.
Po tym pełnym niełatwych emocji epiku przychodzi wytchnienie w postaci ballady „No hay rumbo” („Brak kierunku”). I tu możemy doszukać się (może już mniej bezpośrednich) wpływów Bosonogiego, szczególnie w przygotowaniu wielościeżkowej warstwy wokalnej połączonej z grą Andrésa na fortepianie oraz dźwiękami akustycznej gitary Camilo Casasa.
Na finał otrzymujemy jeszcze jedną balladę „Mi Destino” („Moje przeznaczenie”). To kolejna miłosna pieśń, w której fortepian oraz gitara akustyczna tworzą nastrojowy podkład pod niezwykłej urody melodię śpiewaną bardzo delikatnie przez Davida. Całość dopełnia subtelna praca sekcji: Jonathan Ruiz (bas) – Luis Bermúdez (bębny) – Mateo Montes (instrumenty perkusyjne) oraz ostatnie już solo na gitarze Carlosa Castillo.
W ten sposób kończy się album „El Vértigo de Mirar Hacia Adentro”. Niespełna trzy kwadranse spędzone w towarzystwie muzyki w wykonaniu Kolumbijczyków zdecydowanie należy zaliczyć do niezwykle przyjemnych doświadczeń. To bardzo udana mieszanka dźwięków energetycznych oraz, w zdecydowanej większości, łagodnych, połączonych niezwykłą zdolnością do tworzenia bardzo dobrych melodii. Zastanawiałem się na wstępie, co skłania mnie, by ze szczególną uwagą przyglądać się wydawnictwom ukazującym się w Ameryce Południowej? Chyba jest to właśnie ta niezwykła melodyjność połączona z językiem hiszpańskim (choć równie ciekawie brzmiąca po angielsku, o czym świadczą płyty Aisles). To sprawia, że obcowanie z takimi albumami, jak debiutancka propozycja Desvirtual, przynosi dużo radości. Na pewno będę obserwował rozwój tego zespołu, a krążek „El Vértigo de Mirar Hacia Adentro” zapisuję jako kandydata do listy ulubionych wydawnictw 2024 roku w kategorii „Debiut”.