Carpet - Collision

Maciej Niemczak

W ''Księdze tysiąca i jednej nocy'' książę, najstarszy syn sułtana Indii, nabywa magiczny dywan orientalny, który pozwala mu na podróże w przestrzeni nie zważając na dystans oraz na trudy. Dywan w tej opowieści pozwala na natychmiastowe przemieszczenie się do innego miejsca. A co z Dywanem z Bawarii? Pozwala nam przemieszczać się bez ograniczeń po różnych stylach muzycznych, zapewniając ciekawe pejzaże dźwiękowe i przeżycie wspaniałej podroży pełnej emocjonujących momentów.

Zespół Carpet w tym roku obchodzi mały jubileusz - 15 lat temu ukazał się debiutancki album ''The Eye Is the Heart Mirror''. W zasadzie był to solowy projekt Maximiliana Stephana z gościnnym udziałem perkusisty Jakoba Madera (od następnej płyty został etetowym członkiem grupy). Z każdym kolejnym wydawnictwem (''Elysian Pleasures'' z 2013r., ''Secret Box'' z 2017r. i ''About Rooms and Elephants'' z 2018r.) skład powiększał się o kogoś nowego, aż w końcu wykrystalistował się sekstet, który nagrał płytę ''Collision''. Oprócz Maximiliana, który gra na gitarze i śpiewa oraz Jakoba (perkusja) zespół tworzą: Sigmund Perner (Fender Rhodes, Roland Juno), Hubert Steiner (bas), Martin Lehmann (trąbka, flugelhorn) i Maximilian Wörle (instrumenty perkusyjne i wspomagający wokal). Ich muzykę można śmiało określić jako na wskroś eklektyczny rock z zawartymi tu i ówdzie elementami jazzu. Wprawne ucho słuchacza wychwyci riffy a'la Black Sabbath, ale i brzmienie King Crimson. To nie wszystko - momentami czuć klimat Caravan, by po chwili przenieść się w świat The Beatles. Częste są też wycieczki w stronę psychodelicznych brzmień, ale i neoprogrockowych tematów. Jednym słowem, niezły misz masz, którego bardzo dobrze się słucha.

Oto co powiedział zespół o kulisach powstania albumu ''Collision'': ''W marcu 2019 roku, krótko po wydaniu naszego ostatniego albumu "About Rooms and Elephants", zaczęliśmy pisać nowe piosenki w małej chatce we włoskich Alpach. Udało nam się znaleźć pomysły na inny sposób współpracy. Zaaranżowaliśmy piosenki w naszym studiu i pracowaliśmy nad tekstami. A potem był Covid i świat stanął na głowie. Przez te miesiące próbowaliśmy pisać utwory zdalnie, co miało jednak zupełnie inny charakter. Po skończeniu dwóch trzecich płyty skoncentrowaliśmy się na ponownym graniu na żywo, co było dla nas wyzwalające. W 2022 roku współpracowaliśmy z zespołem smyczkowym i zagraliśmy z nimi bardzo udany koncert. Potem napisaliśmy kilka nowych piosenek, inne zostały wyrzucone z albumu, linie wokalne zostały zmienione, solówki gitarowe nagrane na nowo, miksy zostały najpierw ukończone, a potem zaczynaliśmy od zera. Kolejny album Carpet miał być idealny. A co możemy o nim powiedzieć? Okazało się, że jest fantastycznie''. Czy tak jest w rzeczywistości? Mnie przekonali swoim nowym materiałem, a czy z Wami będzie podobnie? Mam nadzieję, że tak, a ja ze swej strony postaram się przybliżyć ten album, by choć niektorych z Was zaciekawić i skłonić do sięgnięcia po jego muzyczną zawartość.

Otwierający płytę utwór ''The Moonlight Rush'' momentami jest bardzo intesywny i niepokojący, przechodząc w bardziej monotonne dźwięki zmienia tempo, by po chwili znów wystrzelić feerią instrumentow. Dosyć szybko pojawiają się dęciaki, które w subtelny sposób będą nam towarzyszyć przez cały album. To dość enigmatyczna kompozycja, w której słodka psychodelia miesza się z szorstkim stonerem i jazzowymi niuansami, spięta melancholijnym głosem przypominającym Johna Lennona. W okolicach czwartej minuty rozpoczyna się najpiękniejszy fragment utworu - w asyście cudownie delikatnego basu i talerzy, jakby z mgły, wyłania się trąbka, która przenosi słuchacza w baśniowy świat pełen ukwieconych łąk i wolno płynących strumyków , dając mu poczucie błogostanu. To jest ta magia, której poszukuję w muzyce...

''Dead Fingers'' to surowy i grunge’owy utwór, który porywa słuchacza swoją przejrzystą strukturą i riffami, w wielu momentach przypominający Black Sabbath. Klawisze dodają tej kompozycji głębi i przystępnej melodii. Fajnym dodatkiem jest wykorzystanie w kilku frazach ponuro brzmiącego dzwonu. Bardzo udany to utwór z zapadającym w pamięć refrenem.

"Ghosts" to nabardziej rockowy fragment albumu, z rytmem napędzanym perkusją, która jest tu mocno wyeksponowana. Ma piękne harmonie i melodie wokalne oraz wyraźne solo gitarowe. W tle cudownie brzmiące klawisze.

Świetnie połączenie podobnej intensywności z wpadającą w ucho melodią i kapitalnymi wyciszeniami mamy w ''P Is For Parrot''. Zwiewne momenty nakładają się na ciężki rytm, a w pewnym momencie w tle słychać echo "Strawberry Fields Forever" Beatlesów. To kolejna bardzo mocna pozycja tego wydawnictwa.

''Passage'' to najlżejszy numer albumu, poruszający się głównie w klimatach psychodelii i space rocka. Jakoś najmniej do mnie trafia, bo choć lubię klimat lat 70. w muzyce, to tutaj jest to trochę miałkie.

Za to ''Lost at Sea'' jest, obok ''The Moonlight Rush'', moim ulubionym utworem na płycie. To mieszanka wysublimowanego jazzu, Tears For Fears, King Crimson i Radiohead. I choć ten Orzabalowy klimat momentami ustępuje pewnemu niepokojowi (jak to na morzu), całość cechuje lekkość i zwiewność, a wisienką na torcie jest trąbka, którą tu usłyszymy po raz kolejny. Siedem i pół minuty, które bardzo szybko mija, ale w międzyczasie daje wspaniałe uczucie odprężenia. Cudowna muzyka na każdą porę dnia i nocy, z kolejną dawką magii od panów z Carpet.

Choć album nie jest koncepcyjny i w żaden sposób nie łączy się tematycznie, to świetnie się go słucha w całości. A taką klamrą spinającą zakończenie z początkiem, uruchomiającą tryb ponownego wysłuchania jest bez wątpienia ''Cosmic Shape Shifter'' - ostatni i najdłuższy utwór na płycie. W tej kompozycji usłyszymy w skrócie wszystko to, co najlepsze na tym niewątpliwie bardzo udanym wydawnictwie. Rozpoczyna się dynamicznie, potem zapewnia nam cudowny, łagodny odlot w przestrzeń kosmiczną (znów te talerze i bas), ale żeby nie było tak przyjemnie i sielsko, to na ostatnie, mniej więcej, dwie minuty panowie dokładają znowu nieco ciężaru i niepokoju, a znakomity udział w tworzeniu tego klimatu mają (nie tylko zresztą tu) klawisze, o których do tej pory mało wspomniałem, ale stanowią niezwykle istotny element brzmienia zespołu Carpet.

Jeśli lubicie li tylko chwytliwe piosenki z banalnymi refrenami (choć tych zapadających w pamięć tu też nie brakuje), to ''Collision'' nie jest dla Was. Czasami niełatwa jest w odbiorze ta muzyka, przesiąknięta ''mętnym'' stonerowym brzmieniem, z bardzo surową i gęstą atmosferą i zapewne usatysfakcjonuje wszystkich tych, którzy kochają urozmaicone pejzaże dźwiękowe. Jeśli kiedykolwiek uwierzyłeś, że rock (progresywny, eklektyczny czy jakby go tam nie określać) jest stateczny lub emocjonalnie pusty, to Carpet zapewnia gotowy kontrapunkt dla tej tezy. Zespół przez ponad trzy kwadranse umiejętnie dozuje mieszankę cięższych dźwięków z ujmującymi wstawkami jazzowymi, które pozwalają mi określić tę plytę jako jedną z ciekawszych, które ukazały się do tej pory w 2024 roku. Kto odważy się wysłuchać jej w całości, na pewno nie będzie twierdził, że zmarnował czas. Być może nawet zakocha się w niej?... Sedecznie zapraszam na muzyczny lot dywanem z szóstką Bawarczyków z Augsburga.

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok