Groove Therapist - Monologue

Olga Walkiewicz

„Nasza śmierć jest jedynie kolejnym rozdziałem w wielkiej księdze życia”.

                                                                                                                                      (Paulo Coelho)

Świadomość, jak bardzo jesteśmy śmiertelni, jak niedoskonała i wrażliwa jest istota człowieka było zawsze źródłem refleksji. W głębi duszy rodził się bunt i wola walki, aby przeciwstawić się słabości i przywdziać zbroję, która ochroni kruche ciało. Brak akceptacji śmierci i przemijania zrodził zastępy ludzi, którzy wojowali na różne sposoby: słowem, mieczem lub strzykawką. Niestety, koścista dama przyodziana w czarne woale nie ostrzy kosy, aby straszyć nią myszy na miedzy. Jest nieprzekupna i nie zna się na żartach. Przychodzi o wyznaczonej godzinie, bez względu na to czy adresat jest księciem lub lokajem. Nie da się jej oszukać, a jeżeli, to na bardzo krótko…

Człowiek, podobnie, chce za wszelką cenę przeciwstawić się przeznaczeniu. Oddalić wyrok i walczyć do końca. Taka jest tematyka tegorocznego konceptu greckiego zespołu Groove Therapist - „Monologue”. Płyta ukazała się 15 lutego i jest to drugi studyjny album Greków. Grupa rozpoczęła działalność w Atenach w 2010 roku, początkowo jako cover band. W sierpniu 2015r. ukazał się pierwszy autorski singiel „Drop D” wydany przez The Leader Records. W tym samym roku ujrzał światło dzienne debiutancki pełnometrażowy krążek pt. „Mr Funker The Myth”. Został on nagrany w tym samym składzie, co tegoroczny „Monologue”: Haris Lolos (wokal), Yiorgos Kalodoukas (gitary), Kleanthis Kostandinidis (wokal, keyboard), Thanos Kalodoukas (perkusja, trąbka) i Katerina Koti (bas).

Na najnowszym albumie znalazło się dziesięć kompozycji, w tym trzy instrumentalne. To znakomity koncept. Niesamowita historia, barwna muzyka zmieniająca stylistykę jak kameleon barwę skóry, świetne teksty i niepowtarzalna, pełna kontrastów epicka aura rock-metalowego teatru.

Wszystko rozpoczyna się od utworu „The Annoucement”. Jest on dialogiem pomiędzy naszym bohaterem o imieniu Kassandros i lekarzem, który odkrywa przed nim wyniki badań genetycznych i rokowanie. Nie jest ono pomyślne. Nie daje złudzeń na możliwość długiego życia. Czy to oznacza walkę czy też pogodzenie się z losem?... Z pewnością gniew i bunt przeciwko brutalnej rzeczywistości...

„Denial” fascynuje antycznymi chórami naprężającymi membranę emocji po zenit. Diaboliczny monolog i ciężka, przytłaczająca gitara. Krwiożercze riffy zabijają po drodze wszystko, co karmi się radością. Zostaje smutek i chaos. Struny gitary oplatają swoim śmiertelnym splotem, każdy promień światła. Głos Harisa Lolosa oscyluje pomiędzy jasnością a mrokiem. Cudownie wspina się w górę, by za chwilę opaść o oktawę w dół.

„No, no this isn’t me, this isn’t my destiny. I know that it’s mistake. A bad dream, through I’m awake. This doesn’t make sense to me, I tell you, this can’t be real...”.

Solówka misternie budowana przez Yiorgosa Kalodoukasa, poraża swoją mocą. Przechodzi w brzmiące kabaretowo klawisze, smakowicie sprzężone z gitarą.

Temat „Inner Turbulence” stanowi jednominutowe espresso cudownie zaparzone i ozdobione parującą pianką przez mistrza perkusyjnych szaleństw Thanosa Kalodoukasa.

Ale już „Morbid Allince” rozpoczyna się stalowymi riffami gitary i klawiszami w odcieniu Hammonda. Na tle fortepianowego akompaniamentu odgrywają się realistyczne sceny życia. Poszukiwanie odpowiedzi i prawdy o sobie samym. Niesamowita różnorodność stylistyki, zmiany temp i obłędne improwizacje, nadają kompozycji ekspresji i ognia. Kassandros szuka odpowiedzi dlaczego, poszukuje winnych tragedii, która go tak boleśnie doświadczyła.

„Mother, why did you lie? You told me I cannot die. You said that I’ll grow old and thrive. Father, now… I need your guidance to comprehend this morbid alliance that life unfolds in sole reliance to death...”.

„A Second Chance” inicjuje twardy gitarowy motyw, scala się on z rytmem nadawanym przez bas i perkusję, by po chwili zgrabnie spleść się z wokalem. Ten muzyczny przekładaniec fraz pełnych potężnej energii z melancholijnym głosem Lolosa, jest jak pojedynek gniewu i rezygnacji w myślach naszego bohatera. Ogarnia go wściekłość, bunt przeciwko złośliwości losu i jednocześnie żal straconego czasu, chwil, gdy mógł nadać inny bieg swojemu życiu.

„If I could have a new life, a second chance to start again, I would not make the same mistakes. I’d choose a better way to live. If I could have a new life, a second chance to start again… A life is not a thing to waste. Everthing old feels new again...”.

Utwór kończy się pełną wirtuozerii solówką Yiorgosa Kalodoukasa.

Gitarowym wątkiem rozpoczyna się też kolejna kompozycja - sześciominutowy „Broken Dreams”. Jest w niej spokój, refleksja nad przeszłością, wspomnienia. Nawet gdy na kartki pożółkłych fotografii spadają krople łez, stare zdjęcia działają kojąco. Twarze ludzi, obrazy i zdarzenia przewijają się niczym kadry filmu, Wśród pogiętych upływem czasu stron pamiętnika, pojawiają się sylwetki przyjaciół i wrogów. Mają w oczach pustkę i usta zlepione milczeniem, lecz nie płaczą…

„Time to Bow” otula cudownym dźwiękiem fortepianu, miękkim, szyfonowym riffem gitary i delikatnym wokalem. Prześliczny utwór, ile tu emocji budowanych słowami i muzyką. Niesamowite jest ekspresyjne zakończenie z absolutnie bajeczną linią wokalną i gitarowym epilogiem.

„You, you are a happy thought. A sun, filling my heart with hope. It’s time for me to walk on my own. I won’t forget you, I’ll never be alone. I know, this is my stepping stone. Time, my heart to feel at home. So, now we bow...”.

„The Touch of Hades” jest utworem instrumentalnym. Swoją drogą, Grek nie byłby Grekiem, gdyby choć przez chwilę nie nawiązał do mitologii. Pomimo, że mamy zajrzeć do wnętrza świata zmarłych, nie ma tu miejsca na nostalgiczne dźwięki. Jest precyzyjnie odmierzana nić Ariadny, świetlna linia wyznaczająca ścieżkę pełną nadziei.

„Dive Into Nothing” brzmi jednak jak pożegnanie. Soczysty wokal, chórki i synkopowany rytm nadają temu utworowi specyficznego blasku. Czasem trzeba się pogodzić z tym, co będzie. I jest to oznaką siły, nie słabości. To stan, do którego trzeba dojrzeć i dorosnąć. Pokonać własne lęki i demony przeszłości, to rozdział kończący opowieść i ostatnia walka Achillesa.

Nagranie „Epekeina” zamyka tę historię śpiewem echa ukrytego pomiędzy strunami gitary. Są tylko dźwięki i przestrzeń zanurzona w ciszy prastarych grobowców, ruin świątyń ozłoconych zachodzącym słońcem, cieni rzucanych przez delfickie kolumny, gestem zaklętym w dłoni Kolosa Rodyjskiego i smutkiem, z którego wykuto Nike z Samotraki.

Czy można coś więcej napisać o tym genialnym koncepcie? To jeden z grona tych tegorocznych albumów, które zrobiły na mnie największe wrażenie i z pewnością tak już pozostanie...

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku