Christmas 7

Slow Light, The - Pillar's Dust

Rysiek Puciato

Już pierwsze 30 sekund utworu pt. „Stygian Eyes” stwarza przekonanie, że najnowsza płyta zespołu The Slow Light pt. „Pillar’s Dust” będzie mroczna. Jeżeli te 30 sekund wprowadza słuchacza w stan niespokojnego drżenia, to co będzie dalej…? Jeżeli 30 sekund gry basu i blach perkusji zapowiada, że historie opowiedziane na tym albumie nie będą zwykłymi „piosenkami o miłości”, to tym bardziej trzeba posłuchać dalej…

Proszę tylko nie włączyć przycisku: „przesuń szybciej”, bo mogą Państwo przegapić Wilsonowską gitarę, która wraz ze słowami: „(…) It's nice to know that I am not alone. Because I can never leave. They say that I cannot be on my own” i sygnałem braku połączenia telefonicznego wprowadza nas w świat samozagubienia – „(…) There is static from the telephone. But there hasn't been for years…”. Pełni tego zagubienia dopełniają pojedyncze, mocne akordy gitary jakże znane z twórczości Porcupine Tree.

Jak może brzmieć muzyka do następujących słów:

“(…) I sit in silence

Counting all the letters on the floor

I hear defiance

From the beast that lives behind my door”?

Na pewno musi być gitarowa ze ‘strzelającymi’ pojedynczymi akordami, które wraz z perkusją w dalszym ciągu podtrzymują w słuchaczu poczucie trwogi i zagubienia. Cała pierwsza część utworu pt. „Paradigm”, drugiego na płycie, to praktycznie swoista melodeklamacja opierająca się na niemal jednostajnym brzmieniu gitary ze szczątkowymi momentami solowymi. Dopiero w połowie otrzymujemy przełamanie w dobrze znanym stylu zespołów z kręgu post rocka. A tytułowy paradygmat? Nie jest gotowy, nie jest zdefiniowany, nie jest do końca uświadomiony, ale jest dookoła, ale nas otacza:

„(…) The middle of a thought out of sight

The middle of the burden in my life”.

Z powodu mocy zawartych treści trudno słucha się trzeciego utworu z płyty – „Throw My Life Into A Fog”. Wirtuozeria rozegrania tego utworu łącząca jednostajne akordy gitary z resztą instrumentów i głosem niemal zmusza do wsłuchania się w wielokrotnie powtarzane słowa: „(…) Throw my life into a fog”. I nawet kończące piosenkę pianino nie jest w stanie rozproszyć przygnębienia, jakie nam towarzyszy.

Mimo podobnych do poprzednich utworów treści kolejnego utworu słucha się już lżej. Jeżeli zamkną Państwo oczy i skupią się na muzyczno-aranżacyjnej stronie, to do głowy przychodzi myśl, że „Encased” mógłby być fajnym radiowym kawałkiem. Mrocznym, zdecydowanym, ale jednocześnie ta mroczność jest lżejsza, jakaś łagodniejsza. I tylko te słowa:

„(…) Left in a room

No light

No space

Just this dusty tomb…”.

Jednak tak naprawdę radiowym utworem jest pierwszy z zaprezentowanych przed wydaniem płyty singiel – „Silhouette”. Jeżeli dotychczas obracaliśmy się w kręgu post rocka, porcupine’owskiej stylistki, maniery gitarowej Stevena Wilsona, to tutaj jest niemal pastelowo. Dostajemy blackfieldowską aranżację, blackfieldowską balladowość. I tylko od naszego nastawienia interpretacyjnego zależeć będzie czy potraktujemy ten utwór jako lekką brzmieniowo balladę czy też jako podkreślenie pewnego dysonansu pomiędzy łagodnością muzyki, a powagą tekstu. Bo czy łagodnie można potraktować słowa:

„(…) Claw the cage

Locked away

You've become the very thing you've lost

Behind your smile”?

Z podobną sytuacją mamy do czynienia w następnej kompozycji – „Burning Omen”. I znowu, to od nas zależy czy potraktujemy ten utwór jako „ładną piosenkę” czy też dostrzeżemy (także) jej ładunek treściowy. Na pewno trzeba powiedzieć, że po początkowych ciężkich utworach te dwa („Silhouette” i „Burning Omen”) brzmią niczym słodkie ballady.

Ogromnie zaskakuje kolejny utwór – „Indelible”. Choć chyba bardziej pasowałoby do niego określenie „miniaturka muzyczna”. W ciągu dwóch minut dostajemy skondensowaną pejzażową, lekko brzmiącą miniaturkę z niepokojącą, ale nie wytrącającą ze stanu łagodnego pobudzenia, gitarą.

Niejednokrotnie już został tu przywołany zespół Porcupine Tree, wspomniano Blackfield, słowem krąg Stevena Wilsona. Utwór „My Regret” to kolejne tego świadectwo. Podobnie jak u Wilsona, tutaj łagodna i spokojna muzyka stoi w opozycji do ciężkiej treściowo zawartości:

„(…) I know I'm lost

I know I'm scared

I know I keep drifting off too far…”.

Ten dziewięciominutowy utwór, jak i poprzednie, jak i wiele innych, bazuje na tym rozdźwięku. Słuchaj muzyki, albo słów, albo jednego i drugiego i… interpretuj jak chcesz. Może to być „prosta ballada”, może to być „dysonansowy utwór” o dużej sile tragicznego przekazu.

Tytułowa piosenka – „Pillar's Dust” – to proste nagranie na głos, pianino i pojawiającą się orkiestrację. Proszę, jeśli się Państwo zdecydują na przesłuchanie tej płyty, zacząć od tego właśnie utworu. Dlaczego…? To tylko cztery minuty, podczas których ponownie możemy wybrać: słowa, muzyka czy jedno i drugie.

Płytę kończy piosenka – „Goodbye”. Jeżeli napiszę teraz słowo, które pojawia się w tym tekście najczęściej, czyli „ponownie”, to chyba już nic więcej nie trzeba pisać.

Podsumowując, płyta zaczyna się niemal postrockowo, twardo, a kończy… balladowo, łagodnie, niemal pejzażowo… To już druga płyta zespołu The Slow Light. O pierwszej, „Liminal”, pisaliśmy niedawno. Czy czerpanie z tak dobrego źródła, jak Porcupine Tree, Blackfield czy Steven Wilson może być jakąś dyskredytacją tego albumu? Nie sądzę. Pewnie już zawsze będzie tak, że ktoś już zagrał to, czego właśnie słuchamy, że ktoś już coś, kiedyś, jakoś… Osoby poszukujące supernowości pewnie ominą tę płytę szerokim łukiem, ale ci, którzy są zafascynowani Wilsonowskimi poczynaniami powinni poświęcić chwilę na wysłuchanie tej, naprawdę fajnej w odbiorze, płyty. Jeśli brakuje Państwu wprowadzenia w nastrój, proszę zacząć od utworu tytułowego - „Pillar's Dust”.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok