Płyta „Le Fantastique Envol de Dieter Böhm” (2020) francuskiej grupy Lazuli została wydana w okresie, gdy świat powoli zatrzymywał się w wyniku rozprzestrzeniającej się pandemii koronawirusa. Stąd też trasa promująca płytę została przerwana po zagraniu zaledwie kilku koncertów. Na kolejne trzeba było czekać do lata 2021 roku. W tym czasie zespół opuścił gitarzysta Gédéric Byar, a na jego miejsce został zatrudniony Arnaud Beyney. W kolejnym roku formacja w składzie Dominique Leonetti (śpiew, gitary), Claude Leonetti (Léode), Romain Thorel (instrumenty klawiszowe, waltornia), Vincent Barnavol (perkusja, instrumenty perkusyjne) oraz wspomniany Arnaud Beyney (gitary) wystąpiła (nie po raz pierwszy zresztą) w malowniczym Amfiteatrze Loreley. Zapis tego wydarzenia ukazał się pod koniec czerwca na wydawnictwie, zawierającym płytę kompaktową i DVD, zatytułowanym „Lorelive”.
Pierwszą część występu wypełniły utwory z promowanej wówczas płyty o fantastycznej podróży Dietera Böhma. W stosunku do wersji studyjnej brzmi ona tu zdecydowanie bardziej dynamicznie. Znalazło się miejsce na rozwinięcie niektórych partii solowych, jak popisy Claude’a w „Les chansons sont des bouteilles à la mer” czy w „Mers lacrymales” (w tym piękne unisono z gitarą Arnauda). Jeśli już mowa o najmłodszym stażem członku Lazuli, to wypada on na scenie jakby grał z resztą muzyków od zawsze. Jego partie rytmiczne czy solowe tworzą zdecydowanie wartość dodaną do muzyki Francuzów. Do opisu gry pozostałych instrumentalistów powrócę w dalszej części tekstu, teraz skupię się na najjaśniejszych punktach tej odsłony koncertu. Do nich z pewnością należy „Dieter Böhm”, w którym Romain po raz pierwszy chwyta za waltornię czy najbardziej wyciszony fragment koncertu, jakim jest odegranie utworu „Baume”. Tu główne role odgrywają Vincent grający na marimbie, Romain wydobywający piękne nuty z pianina i wreszcie subtelny i jednocześnie silny głos Dominique’a. Świetnie wypada instrumentalny „L’envol” ze wstępem Arnauda, intensywnym rytmem, basowym podkładem Claude’a i bardzo żywo klaskającą publicznością. No i wreszcie zagrany na finał tej odsłony koncertu „Dans les mains de Dieter”, z miejscem na rewelacyjny popis nowego gitarzysty.
Po tym pełnym pasji nagraniu Dominique wygłosił najdłuższe przemówienie (w większości ograniczał się do zwrotów typu danke schön, vielen dank czy merci) o tym, że co prawda podróż Dietera dobiegła końca, ale występ jeszcze nie. Przy wielkim aplauzie publiczności Claude odegrał orientalny wstęp, który przeszedł potem w porywające wykonanie pieśni „Déraille” z albumu „Tant que l’herbe est grasse” (2014). Mam spory sentyment do tej płyty, bo to właśnie dzięki niej (a konkretniej dzięki utworowi „J’ai trouvé ta faille” z gościnnym udziałem Fisha) zacząłem interesować się twórczością Francuzów. Z tego albumu wybrzmiały jeszcze trzy nagrania – olśniewający, z pachnącym Bliskim Wschodem intro Claude’a, „Déraille” oraz dynamiczny „Homo sapiens” z porywającą solówką w wykonaniu Arnaude’a. Jest jeszcze song „Les courants ascendants”, który wypełnia amfiteatr nad Renem mrocznym klimatem podkreślonym solami na waltorni, Léode i gitarze oraz fantastycznym unisono granym na tych instrumentach w końcówce, po którym motyw podchwyciła publiczność śpiewając ją po wybrzmieniu muzyki. Dla dwóch pierwszych zabrakło miejsca na płycie kompaktowej, a ich wykonania możemy wysłuchać (i obejrzeć) na DVD.
Pozostałą część setlisty wypełniły nagrania z trzech innych albumów. Pierwszym z nich jest przedstawiciel płyty „4603 battements” (2011) – „Le miroir aux alouettes”. Od razu napiszę, że jest to jeden z najjaśniejszych fragmentów tego koncertu. Dzieje się tu naprawdę sporo! Na początku słyszymy (i widzimy) Vincenta grającego na marimbie, który wraz z Romainem grają zapadający w ucho, świetnie bujający, motyw będący tłem do spokojnego śpiewu Dominique’a. Po chwili dołącza do nich Claude prezentujący coś w rodzaju sondscape’ów. Ale najciekawsze dzieje się dalej, gdy Romain zasiada za… perkusją i wraz z Arnaud, który tym razem chwyta za bas oraz Vincentem grającym na djembe tworzą intensywny podkład rytmiczny, na którego tle porywający duet gitara – Léode prezentują bracia Leonetti. Niesamowita energia oraz niezwykły luz bijący ze sceny musiały udzielić się także zgromadzonym w amfiteatrze widzom, na których twarzach widać autentyczny zachwyt.
Z krążka „Nos âmes saoules” (2016) wybrzmiała pieśń „Les sutures”. Tu główną uwagę przykuwa Romain swoim popisem gry na waltorni (w pewnym momencie swoją partię odgrywa całkowicie sam). Jakby tego było mało, po chwili on i Dominique podchodzą do stojącego na scenie werbla i wspomagają swoją grą na nim dwojącego się za swoim zestawem perkusyjnym Vincenta. Na takim podkładzie Claude i Arnaud raczą publiczność kolejnym porywającym duetem, po którym znów główną rolę odgrywa Romain i jego waltornia.
Na finał ze sceny słyszymy utwór „J'attends un printemps” z płyty „Saison 8” (2018). I tu początkowo Vincent gra na marimbie i wraz z Romainem robią subtelne tło dla delikatnego śpiewu Dominique’a. W połowie nagrania perkusista wraca na swoje podstawowe miejsce pracy i rozpoczyna się bardziej dynamiczna część, z intensywną grą na gitarach i Léode. Na samo zakończenie słychać jedynie pianino Romaina i nucącą melodię kilkutysięczną publiczność. To naprawdę robi (nie tylko na muzykach) olbrzymie wrażenie. Jeszcze tylko podziękowanie, tradycyjne selfie i półtoragodzinna uczta z muzyką Lazuli dobiega końca.
„Lorelive” nie jest pierwszym wydawnictwem koncertowym grupy. Na swoim koncie ma już cztery takie pozycje, wszystkie wydane na DVD: „Lazuli” (2004), „Six Frenchmen in Amsterdam. Live At Paradiso” (2009), „Live @ L’Abeille Rôde” (2013) i „Nos Âmes Saoules Live 2016” (2017). Tym razem otrzymujemy także, po raz pierwszy, zapis występu na płycie kompaktowej. Jest ona umieszczona wraz z DVD w opakowaniu typu digisleeve i wydana tradycyjnie przez należącą do zespołu wytwórnię L’Abeille Rôde.
Obcowanie z muzyką wykonywaną na żywo przez francuski kwintet to nie lada przyjemność. Niezwykły luz, jaki prezentują na scenie powoduje, że nie sposób przejść obok ich występów obojętnie. Większość muzyków nie ogranicza się do gry na jednym instrumencie. Najbardziej wszechstronny wydaje się tu być Romain Thorel, który oprócz gry na instrumentach klawiszowych (w tym odgrywaniu partii basu) porywa dźwiękami wydobywanymi z waltorni, a jak trzeba, to i zasiada za perkusją. Jeśli chodzi o bębniarza – Vincenta Barnavola, to oprócz podkładów rytmicznych, prezentuje także niezwykły zmysł melodyczny grając na marimbie oraz wspomagając wokalnie Dominique’a. Arnaud Beyney czaruje grą na gitarach i basie. Dominique Leonetti jest twórcą całego repertuaru grupy i, oprócz śpiewania niezwykle charakterystycznym głosem, dba o partie gitary rytmicznej, zarówno akustycznej (w tym 12-strunowej) jak i elektrycznej, a czasami serwuje też ogniste solówki. Jedynie drugi z braci Leonetti, Claude, z racji niepełnosprawności ogranicza się do wydobywania dźwięków z jedynego w swoim rodzaju instrumentu, jakim jest Léode (jego opis można znaleźć na stronie zespołu lub w innych recenzjach płyt grupy na naszym portalu), za to ich mnogość (od ścieżek gitary przez bas, piłę po orkiestracje) może przyprawić o zawrót głowy. Podsumowując, Lazuli to na żywo świetnie zgrana maszyna, która swoimi występami jest w stanie porwać każdą publiczność i bez znaczenia jest fakt, że większość zgromadzonych nie rozumie tekstów śpiewanych po francusku. Muzyka jest językiem uniwersalnym. 25 lat po debiucie płytowym („Mater les couleurs”) piątka muzyków udowadnia, że wciąż jest czołowym przedstawicielem progrockowej sceny, a przy tym jej twórczość nie da się pomylić z nikim innym. Mam nadzieję, że w końcu ponownie zawitają do naszego kraju (w 2015 roku towarzyszyli Fishowi w roli supportu na trasie „Farewell To Childhood”).
Na zakończenie dodam, że w tym roku zespół raz jeszcze zagości na scenie festiwalu Night Of The Prog. Wydarzenie to będzie miało miejsce drugiego dnia święta muzyki progrockowej, w sobotę, 20 lipca (gwiazdą wieczoru będzie Steve Hackett, a po występie Francuzów na scenie pojawi się jeszcze grupa Pendragon). Niestety będzie to już ostatnia edycja festiwalu. Pasja po raz kolejny przegrała z ekonomią…