Niemal równo 4 lata minęły od ukazania się poprzedniego studyjnego dokonania Airbag. Płyta „A Day At The Beach” zdobywała moje uznanie powoli, niespiesznie drążąc dźwiękami drogę do serca, ale jak już do niego dotarła, to została w nim na stałe. To o tyle ważne, że po albumach „The Greatest Show On Earth” i, przede wszystkim, „Disconnected” nazwa Airbag wywoływała u mnie jedynie niewielki dreszcz emocji. Tym razem od pierwszych informacji, że zespół wszedł do studia by zarejestrować nowe dźwięki, z uwagą śledziłem doniesienia na temat postępów prac. Ostatecznie album zatytułowany „The Century Of The Self” ukazał się 14 czerwca nakładem wytwórni Karisma Records i przynosi pięć premierowych nagrań trwających łącznie 47 minut.
Przypomnę, że aktualnie Airbag to trio: Asle Tostrup (śpiew, instrumenty klawiszowe, programowanie), Henrik Bergan Fossum (perkusja) i Bjørn Riis (gitary, bas, instrumenty klawiszowe, chórki). Muzyka jest ich wspólnym dziełem (w dwóch utworach jako współtwórca wymieniony jest stały współpracownik grupy, basista Wobbler, Kristian Hultgren), natomiast za wszystkie teksty odpowiada (tym razem wyłącznie) Bjørn Riis.
“Did you come here to find some peace and hide
Too much confusion in your head at times
Don't want to bend, conform
You'll never obey
Don't want no part of this conspiracy
I see these people keeping their heads down
Denying everything they used to be
Don't try to touch
Don't ever get too close
They'll make you suffer and they'll make you bleed”.
Powyższe słowa, poprzedzone transowym gitarowym motywem podkreślonym prostym, powolnym, rytmem rozpoczynają utwór „Dysphoria”. I od razu wiadomo, że wesoło nie będzie. Już w materiałach promocyjnych można było przeczytać, że album stanowi przejmujący komentarz do świata przesiąkniętego strachem i potępieniem. Tytułowa dysforia to właśnie stan, często nieadekwatnie wyolbrzymionego, lęku przed otaczającym światem. Powraca pytanie jak się w nim odnajdujemy:
„Who do feel you are today
Who will you crucify and slay
You're driving me insane”.
Słowom tym towarzyszy mocniejszy gitarowy riff, ogólnie dzieje się tu całkiem sporo. Fragmenty transowe przeplatają się z klimatami rodem z post rocka (świetne ściany dźwięków w wykonaniu Riisa i innego stałego współpracownika grupy, Ole Michaela Bjørndala (Caligonaut)). Fantastycznie pulsuje bas Kristiana Hultgrena, który w pewnym momencie wysuwa się na czoło, uderzając w słuchacza potężnymi akordami. Nie mogło zabraknąć oczywiście firmowego znaku rozpoznawczego grupy, czyli przesiąkniętej floydowskim klimatem solówki w wykonaniu Bjørna.
Zamieszczony na drugiej ścieżce utwór „Tyrants and Kings” także przykuwa uwagę mocną basową linią, tym razem już w wykonaniu Riisa. On też, wraz z Bjørndalem, przygotowali przestrzenne partie gitar, a całość ubarwiają subtelne elektroniczne smaczki oraz klawiszowe tła. Mamy tu także całkiem nośny refren, choć tekst także jest dość mroczny, traktujący o konieczności wyzwolenia się świata, który zmusza do porzucenia tożsamości:
“Set me free
From every tyrant every king
Set me free
From anyone who's without sin
Set me free
Set us free
Set us free”.
Kolejne dwa nagrania zostały zarejestrowane bez udziału gości przez trio Tostrup – Fossum – Riis. One też trafiły na single promujące album jeszcze przez jego ukazaniem. Pierwszym z nich jest piękna ballada „Awekening” z dużą dawką dźwięków akustycznych gitar, bardziej nastrojowym basem, klimatycznymi klawiszowymi wypełnieniami i oczywiście floydowskimi partiami solowymi gitary (w pewnym momencie, w okolicach piątej minuty, duet klawisze – gitara jak żywo przywołuje magię jaką roztaczali występując razem David Gilmour i Richard Wright). Oprócz wpływów brytyjskich gigantów rocka, możemy doszukać się tu także inspiracji innym zespołem z Wysp, czyli Porcupine Tree. Warto też zwrócić uwagę na nastrojowy refren wykonany wspólnie przez Asle i Bjørna:
“Wake up and feel again
Wake up now and feel again”.
Panowie śpiewają o konieczności wyjścia z letargu i stawienia czoła światu, jednocześnie sugerując, że zawsze jest szansa, że ktoś wyciągnie pomocną dłoń o ile znajdziemy w sobie determinację, by się przebudzić.
Ten niemal sielankowy nastrój budzi ostry, wręcz brutalny, basowy motyw rozpoczynający pieśń „Erase”, która, jako pierwsza z „The Century Of The Self” została przedstawiona światu. Nutom tym towarzyszy wyrazisty rytm wygrywany przez Fossuma oraz podkreślające złowrogi nastrój klawiszowe plamy oraz mocne gitarowe zagrywki. Niepokojącemu podkładowi towarzyszy równie złowrogi tekst o zatraceniu siebie w coraz bardziej odhumanizowanym świecie:
“Erase all you know
And everything that you believe in
Erase all that's been
And everything that you've become
Erase everything you fear it's everywhere and all around
Erase everything you want
Erase you now”.
Tu jeszcze bardziej przywołany jest klimat grupy dowodzonej przez Stevena Wilsona, szczególnie w następującym w piątej minucie wyciszeniu, mającym w sobie coś wręcz klaustrofobicznego.
Na finał otrzymujemy najdłuższe, piętnastominutowe nagranie „Tear It Down”. Też skład, który je zarejestrował jest najbardziej rozbudowany. Do trzech muzyków tworzących Airbag dołączyli Kristian Hultgren (również jako współkompozytor), Ole Michael Bjørndal oraz klawiszowiec grupy Oak, Simen Valldal Johannessen. Początek to finezyjny rytm oraz intrygujący klawiszowy motyw i jeszcze bardziej delikatny śpiew Asle:
“Turn away
Don't speak
Do no harm
Don't offend
Silver screen
Television
You and me
Politician
Embrace the few
You've gone too far
Away from me”.
Dopiero w refrenie pojawia się „jeżozwierzowa” ściana gitar i bardziej intensywny wokal duetu Tostrup – Riis. Tuż po nim ten drugi serwuje nam piękne solo. W połowie mamy interesującą klawiszową wstawkę Johannessena, po której na pierwszy plan wysuwa się bas Hultgrena. Po chwili dołącza do nich Riis z kolejnym solowym popisem, który ponownie może kojarzyć się z twórczością Bosonogiego, gdzieś z okolic płyty „Stupid Dream”. W dziesiątej minucie otrzymujemy wyciszenie, które wypełnia subtelny elektroniczny podkład i takiż wokal Asle:
“Breathe
Breathe out
Sit back
Stay calm
Feel my heart beating
Breathe
Breathe out”.
Ostatnie 4 minuty to instrumentalne granie z mocną sekcją rytmiczną, syntezatorowymi plamami i cudownym, pięknie rozwijającym się, trzyminutowym popisem Riisa na gitarze, który urywa się nagle, pozostawiając słuchacza w lekkim osłupieniu i, mimo wszystko, z niedosytem, bo chciałoby się, by nuty wygrywane przez norweskiego artystę trwały znacznie dłużej.
I tak właśnie chyba powinno być. Zamiast pozwolić, by odbiorcy płyty delektowali się dźwiękami wydobywającymi się spod palców Bjørna, spowodować u nich nagłe wybudzenie z letargu, wprowadzić niepokój. Bo taka jest ta płyta. Piękna i brutalna jednocześnie. Wprawiająca w zachwyt i budząca lęk. Miejscami jest lirycznie, by po chwili zburzyć to wszystko suchym, wręcz odhumanizowanym klimatem. Wszystko to spaja prosta, a jednocześnie niezwykle sugestywna okładka. Niby zwykły graficzny znak „X”, ale bijąca po oczach czerwień na czarnym tle ma w sobie coś drapieżnego. To odpowiedź zespołu na czasy, w których żyjemy. Popandemiczne, z konfliktami wojennymi, z wielkimi korporacjami tłamszącymi indywidualizm, ludźmi zatraconymi w otaczającym świecie, często uciekającymi w jego wirtualną wersję. Świecie stale i niezwykle dynamicznie zmieniającym się. Niekoniecznie na lepsze.
Album „The Century Of The Self” trudno jednoznacznie ocenić. Budzi entuzjazm, a potem znużenie, poczucie czegoś wielkiego, które potem zmienia się w zwątpienie, bo przecież to już było. Z pewnością wywołuje emocje. I o to chodzi, tym bardziej, że w zdecydowanej większości są one jednak pozytywne. Na pewno bliżej mu do „A Day At The Beach” niż do „All Rights Removed”. Może nie jest to szczytowe osiągnięcie Norwegów, niemniej suma talentów panów Tostrupa, Fossuma i Riisa pozwoliła po raz kolejny stworzyć wydawnictwo, które na pewno spodoba się nie tylko wielbicielom grupy, ale też, bardziej ogólnie, fanom niebanalnej muzyki.
Słuchacze mają do wyboru nabycie płyty na krążkach winylowych (w trzech wersjach kolorystycznych), CD (tu mamy dwie edycje różniące się opakowaniem) oraz w postaci plików cyfrowych. Przypomnę też, że w październiku grupa zawita do Polski, by promować to wydawnictwo na koncertach w Gdańsku, Warszawie i Krakowie.