The Echo Veils – The Calm Beneath The Noise

Tomasz Dudkowski

Pamiętacie Państwo meksykańską grupę Electro Compulsive Therapy? To właśnie ona, na wydanym (w wersji fizycznej) w 2022 roku tak samo zatytułowanym albumie, zrobiła na sporej części słuchaczy Małego Leksykonu Wielkich Zespołów spore wrażenie. Między innymi zajęła czwarte miejsce w kategorii „Debiut” naszego Plebiscytu AD 2022. Wokalistą i klawiszowcem tej formacji jest Guillermo Garcia Herreros, z którym niedługo po wydaniu płyty nawiązałem kontakt. Guillermo przesłał mi pliki z wczesnymi wersjami utworów zarejestrowanych solo pod szyldem Electro Compulsive Therapy, a także z wydanym w 2011 roku albumem „Whitenoise” grupy The Fi Rules, w której występował on wcześniej wraz z basistą ECT, Rodolfo Gonzalesem. Skład tego zespołu uzupełniali perkusista Diego Almaguer oraz gitarzysta Poli Elizondo. Przy okazji zdradził mi, że pracuje nad zupełnie nowymi dźwiękami właśnie z tym ostatnim muzykiem, będącym jego wieloletnim przyjacielem jeszcze ze szkolnych czasów, zaznaczając, że będzie to coś mocno odmiennego od Electro Compulsive Therapy i The File Rules.

Duet Herreros – Elizondo przyjął nazwę The Echo Veils i po wielu miesiącach prac publikuje właśnie swój debiutancki album zatytułowany „The Calm Beneath The Noise”. Przynosi on 13 tematów trwających łącznie 64 minuty. I faktycznie, w odróżnieniu od wcześniejszych dokonań Guillermo z poprzednimi formacjami, ta płyta przenosi słuchacza w swoistą krainę łagodności spowitą dźwiękami pianina i gitary stanowiących tło dla niezwykle ciepłego głosu wokalisty. W większości nagrań towarzyszą im basista Marco Renteria (znany z jazzowego projektu Caifanes), którego partie zdecydowanie odcisnęły swoje piętno na odbiorze albumu oraz perkusista Electro Compulsive Therapy, Alejandro Villarreal.

Album rozpoczyna pieśń „The Old Light”, która daje dobry wgląd w to kim The Echo Veils są. To nastrojowy utwór z płynącymi dźwiękami gitary skąpanymi w fortepianowym tle, które uzupełnia niezwykle piękna ścieżka basu bezprogowego (ależ ja uwielbiam takie granie!) oraz skrojony na miarę perkusyjny podkład. Całość dopełnia pierwsze cudowne solo Elizondo.

Na drugiej ścieżce zamieszczono utwór „Ocean”, który jest jednym z moich ulubionych w zestawie. Miałem tę wielką przyjemność, że mogłem poznać go już prawie rok temu. To najstarszy numer na płycie, którego początki datują się na końcówkę ubiegłego wieku, a który tu wreszcie znalazł swoją ostateczną postać. Dominują tu głos Guillermo i gitara akustyczna Poliego, obudowane subtelnymi orkiestracjami, partią bezprogowego basu i spokojną pracą perkusji. Tym co zwraca dodatkową uwagę są piękne sola w stylu Steve’a Rothery’ego. Dodam, że do tego utworu powstał malowniczy teledysk, z którego kadr został wykorzystany jako zdjęcie zdobiące front okładki płyty. Wszystko to składa się na cudowną miłosną pieśń:

“You are always on my mind....

Love remains

You are the ocean in my heart”.

W „Dashboard Song” ponownie słyszymy inspirację gitarzystą Marillion w solowym graniu Poliego. Jedno solo pięknie wibruje przepuszczone przez obrotowy głośnik, drugie natomiast przywołuje skojarzenia z dokonaniami Steve’a z czasów „Misplaced Childhood”. To pieśń o pełnym bólu rozstaniu, podkreślona miarowymi uderzeniami w klawisze fortepianu, spokojnymi dźwiękami gitary i wypełnionym żalem śpiewem Guillermo:

“And I can't tell the difference now

And I don't want to understand

That we lose something when we win

And it feels like a thousand years

Since I held you in my arms

Since we said goodbye that cold day

 

I can't breathe

All that I can see is you now

All that I can dream Is about you”.

Utwór kończy się odgłosem zamykanych drzwi, co jeszcze bardziej podkreśla jego mało optymistyczny charakter.

„Seasons” to ballada pozbawiona ścieżek sekcji rytmicznej. Króluje gitara akustyczna, która prowadzi główny podkład, a pod nim możemy usłyszeć pięknie płynące nuty wygrywane na akustyku przy pomocy e-bow.

Podobne brzmienie ma też kolejne nagranie „Love That Kills”. I tu pojawia się e-bow oraz orkiestrowe ścieżki, współbrzmiące z gitarową podstawą. Nastrojowe solo (już na gitarze elektrycznej) podkreśla kolejny mroczny tekst o nieszczęśliwej miłości:

“And in between the lines

I can read perfectly fine

The sound of your voice guides me

I should have known know that my love for you will kill me too

This is the love that kills in silence

I swear i can’t take it anymore

This the love that kills in silence

 

You are thief of my heart

I swear I can smell you sometimes

When I’m all alone in the dark

this is the love that kills silently

This is the love that kills

This is the love that kills in silence

This is the love that kills silently”

Po tej dawce melancholii otrzymujemy bardziej pogodną piosenkę „Love Is Shining”. Tu do duetu Herreros – Elizondo dołącza sekcja The Fi Rules (Diego Almaguer i Rodolfo Gonzales). Jej brzmienie oscyluje gdzieś pomiędzy Dire Straits a U2. Rządzi stosunkowo prosty rytm, w którym słychać inspirację duetem Adam Clayton – Larry Mullen Jr, natomiast w solowej partii gitary słychać wpływ Marka Knopflera, a przestrzenna ścieżka gitary rytmicznej mogłaby wyjść spod palców The Edge.

To było tylko chwilowe ożywienie, gdyż już w następnym utworze, „Late Night Train”,wracamy w melancholijne rejony. Rządzą tu fortepian oraz zjawiskowe dźwięki bezprogowego basu. A wszystko to otulone subtelną pracą perkusji oraz pobrzmiewającą z drugim planie gitarą akustyczną.

Ten numer, podobnie jak następny, zatytułowany „Last Exit”, to kolejne mocne punkty wydawnictwa. W tym drugim jednak jest zdecydowanie bardzie ostro, zadziornie, bliżej dokonań Electro Compulsive Therapy i The Fi Rules. Owszem mamy tu pełne przestrzeni gitarowe tło, wyraziste orkiestracje, pociągłe nuty basu, ale także, w dalszej części, mocniejsze solo (z użyciem kaczki) a’la Steven Wilson, połamany perkusyjny rytm czy też bardziej potężny wokal Guillermo, który śpiewa o ostatecznym zakończeniu relacji:

“One too many of endless try-outs

It seems that we could send everything to hell

No calling...no answers

Last exit to nowhere

 

Call the boatman and invite the gas man

I don’t want to feel no more

If I had a chance

I’ll do it all again

Just take out the bad times and the senseless pain

Last exit

 

Bury me in my pink leather suit

I’ve got my 2 coins for the boatman this time

Stay until the end

Make sure that I stay dead

Keep pushing on”.

Po tej dozie energii przenosimy się ponownie w rejony pełne łagodności. Fortepian, gitara z e-bow oraz delikatny śpiew wypełniają przestrzeń w pierwszej części nagrania tytułowego. W drugiej mamy partię bębnów z obfitym wykorzystaniem tomów, gitarę w stylu łączącym brzmienie Davida Gilmoura i The Edge, a wokalista wyśpiewuje z przejęciem kolejne miłosne wersy:

And I have been wrong a 1000 times but never about you

We are so many things, we are so many that are right

And the wrongs and rights appear now and we doubt about us

Is this the way we end things or is this the way we keep moving forward

 

And you stir me up and you swept me off my feet like you always did

This is not the first time and I wonder how you did it again

You are the calm beneath the noise”.

W “Broken” uwagę przykuwa fortepian spowity orkiestrowymi pejzażami oraz subtelną elektroniką. W połowie dołącza do niego sekcja rytmiczna oraz gitara akustyczna. Z każdą chwilą atmosfera narasta zwieńczona kolejnym wyśmienitym melodyjnym popisem Poliego. Nagranie zachwyca bardzo przestrzennym brzmieniem, w tym zwielokrotnionymi ścieżkami wokalu. Guillermo kolejny raz prezentuje pełne bólu po rozstaniu wersy:

“And all the things that you gave me are so beautiful

Strung out until I’m ripped apart

I try to stay awake all night

I’m longing for that vision to comfort me

I see the sunrise set and I don’t want to face the day

You are all around me

I’m so damn broken

And all the things that you gave me are so beautiful

Is like a night without the star shinning on

I miss you”.

Wspomniałem o bardzo przestrzennym brzmieniu nagrań. Nie inaczej jest w najdłuższym z nich, trwającym 7 i pół minuty „Starlight”, które wyróżnia się na tle pozostałej zawartości albumu. Podobnie jak w „Seasons” czy „Love That Kills” nie słyszymy tu sekcji rytmicznej, a muzyczne spektrum wypełnia fortepianowy motyw wzmocniony pogłosem oraz subtelna orkiestrowa oprawa, która pod koniec utworu przybiera na sile, oraz nastrojowe bluesowe solo gitarowe. Całość ma charakter mocno ambientowy, który idealnie pasuje do pełnej gwieździstych metafor zawartych w pieśni.

W „No Surprises” rządzi gitara akustyczna, której ślady wypełniają aż sześć ścieżek. Fortepian jest schowany w miksie z tyłu i wraz z klawiszowymi plamami buduje tło dla gitarowo–wokalnego duetu. Tu ponownie nie słyszymy basowo–perkusyjnego podkładu. Tak też jest w zamykającym wydawnictwo nagraniu „Places”. Tu do gitarowo – fortepianowej podstawy dołączają shakery oraz orkiestra, która buduje bardziej podniosłą oprawę pod intymną miłosną deklarację:

“I love your eyes when they say more than words

I love your lips when they taste just like you

And I can't hold on to your charms

I love the softness of your skin

The way you roll your eyes when we crave for more

Is you after all the one holding the keys to the secret rooms in my heart

Places where your love shines through

Places where you live inside

Because is you after all

Because there is nothing to say”.

Jeszcze tylko finalne uderzenie w czarno-białe klawisze, odgłos padającego deszczu i 64 – minutowa podróż przez muzyczną propozycję The Echo Veils dobiega końca.

Nazwa zespołu, którą swobodnie można tłumaczyć jako Welony Echa dobrze oddaje brzmienie zespołu. Poli Elizondo nie ukrywa, że wielką miłością darzy różnego rodzaju delaye, pogłosy, które mają duży wpływ na brzmienie jego instrumentu. A i ogólnie muzyka zawarta na „The Calm Beneath The Noise” pełna jest przestrzeni, co szczególnie można docenić słuchając miksu w formacie Dolby Atmos. Póki co, zarówno on jak i wersja stereofoniczna (obie to dzieło Elizondo) dostępne są na platformach streamingowych, ale w planach jest wydanie materiału na płycie kompaktowej oraz na winylach. Muzycy w trakcie sesji stworzyli znacznie więcej materiału niż można usłyszeć na opisywanej płycie, stąd też nadzieja, że na krążek numer 2 nie będzie trzeba długo czekać.

Album duetu The Echo Veils to głównie opowieści o miłości, rozstaniach, strachu, nadziei wyśpiewane niezwykle ciepłym głosem Guillermo na tle pieczołowicie utkanej z dużej urody dźwięków pajęczynie, która oplata słuchacza, nie pozwalając się uwolnić od ukrytej na krążku zawartości. Duża ilość naprawdę interesujących melodii jest zdecydowanie mocną stroną płyty. Mamy maj, a ja już wiem, że niezwykle trudno będzie mi wyłonić swój ulubiony debiutancki album 2024 roku. Mam już kilku swoich faworytów, a teraz dołączyła do nich ta właśnie propozycja duetu Guillermo Garcia Herreros – Poli Elizondo.

MLWZ album na 15-lecie Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia