XI Festiwal Rocka Progresywnego im. Tomasza Beksińskiego odbył się wzorem ubiegłego roku w Toruniu. Zmieniła się miejscówka – zamiast fosy Zamku Krzyżackiego skorzystano z amfiteatru Muzeum Etnograficznego im. Marii Znamierowskiej–Prüfferowej. Zmiana ta okazała się być bardzo na plus. Przede wszystkim ze względu na dużą ilość miejsc siedzących. Zdecydowanie lepiej, w porównaniu z zeszłym rokiem, było także od strony gastronomicznej.
Festiwal rozpoczął się o godzinie 16-tej i jako pierwszy zagrał zespół Here On Earth. Niestety zbyt długa podróż z Krakowa doprowadziła do tego, iż zdążyłem raptem na końcówkę ich występu, stąd trudno mi ocenić ten zespół na podstawie ostatniego z zagranych utworów. Występ Here On Earth zakończyło prawdziwe oberwanie chmury, na które od jakiegoś już czasu zbierało się w Toruniu i okolicy.
Na szczęście gdy ustał deszcz na scenie zainstalowała się ekipa zespołu Halucynacje. Otrzymaliśmy godzinę bardzo mocno pokręconego instrumentalnego grania. Było wręcz magicznie i można było odpłynąć przy tych brzmieniach. Całości dopełniały dźwięki starego Hammonda. Warto w przyszłości przyjrzeć się tej grupie bliżej. W trakcie tego występu momentami wdawało się we znaki nagłośnienie, przez które saksofon trochę ginął wśród pozostałych instrumentów.
Potem nastąpiła obowiązkowa przerwa techniczna i sceną zawładnęła ekipa Backward Runners. Zagrali zarówno znane z wydanej przez wytwórnię Lynx Music płyty kompozycje, jak i trochę premierowego materiału. W pewnym momencie ich wokalista założył na siebie dziwaczny pękaty strój wywołując tym samym niezłe poruszenie wśród publiczności. W tym stroju wytrwał do końca koncertu, ale na bis wyszedł już bez przebrania. Tymczasem na stoisku organizatorów można było zakupić maxisingla tegoż zespołu zawierającego jedno premierowe nagranie uzupełnione kilkoma przeróbkami utworów z debiutanckiego wydawnictwa.
Kolejna przerwa techniczna, tym razem nieco dłuższa, a po niej rozpoczął się występ gości z Holandii. Najpierw otrzymaliśmy krótki, bo trwający raptem pół godziny instrumentalny gitarowy set zaprezentowany przez Eddie Muldera – basistę grupy Flamborough Head. Występ ten pomimo wirtuozerii gry na gitarze dla mnie osobiście był trochę przynudnawy. Potem nastąpiło wręczenie nagrody imienia Roberta „RoRo” Roszaka dla zespołu Love de Vice (za ubiegłoroczny album „Pills”). Zespół przybył prawie w komplecie, bo bez występującego na tejże płycie (obecnie już byłego) wokalisty. Były przy tym liczne sympatyczne żarty, ale też było pamiątkowe zdjęcie z publicznością.
A potem już na scenie zainstalowała się ekipa Flamborough Head. Najbardziej charakterystyczną osobą na scenie okazała się być wokalistka Margriet Boomsma. Na początek koncertu wkroczyła na scenę z gitarą akustyczną, po czym mogliśmy usłyszeć jej niemałe umiejętności wokalne. Poza wspaniałym głosem uraczyła nas przepiękną grą na flecie oraz drobnych instrumentach perkusyjnych. Poza typowo elektrycznym graniem, niektóre doskonale znane polskiej publiczności utwory zostały wykonane w wersjach akustycznych. Ta koncertowa magia trwała potem do późnych godzin, a po koncercie odbyło się jeszcze after-party w jednym z klubów w Toruniu. I takim sposobem zakończył się pierwszy dzień festiwalu. Jako ciekawostkę dodam, iż drugi dzień był jeszcze lepszy…