W miniony weekend wystartowała trasa „Pielgrzymka polska” zespołów Obscure Sphinx i Batushka. Koncert w Katowicach był drugim w ramach tej trasy. Punktualnie o 19-tej na scenie zameldował się support, czyli zespół Entropia. Zespół ten występował wcześniej u boku Mgły czy też Furii, a jako rzekome wpływy na brzmienie muzycy wymieniają m.in. psychodelię czy też mocno promowany u nas rock progresywny. Jak dla mnie to, co usłyszałem okazało się być istną ścianą dźwięku, zaś wpływów wspomnianych gatunków w ogóle nie udało mi się dostrzec. Może to wina nagłośnienia, kto wie? W każdym razie jakoś specjalnie mnie nie powalili swym brzmieniem (może dlatego, że wolę pozostałe dwa zespoły?). Na szczęście grali tylko 40 minut.
Potem nastąpiła dłuższa przerwa i z głośników popłynęło intro. W tym czasie techniczni przygotowywali scenę na występ Obscure Sphinx. Zespół ten rok temu skurczył się do tercetu z gościnnie występującym perkusistą. Przed występem można było ledwie dojrzeć w mroku muzyków próbujących swych instrumentów i po chwili na scenie pojawili się wpierw instrumentaliści, a po chwili dołączyła do nich Zosia „Wielebna” Fraś. Jako pierwszy wybrzmiał utwór „Nothing Left” z ostatniej płyty. Jako drugi zagrali „Presence of Goddies” z „Mother Void”. Była okazja podziwiać Zosię w różnych dziwnych pozach na scenie. To oraz efektowny screaming w jej wykonaniu robiło niesamowite wrażenie. Dobór bardzo długich i rozbudowanych kompozycji sprawił, iż fotografowie spędzili w fosie większość ich występu, ale z drugiej strony ze względu na ramówkę czasową zespół zagrał raptem tylko kilka utworów. Występ Obscure Sphinx trwał około godzinę.
Potem były porządki na scenie i przygotowanie scenografii na wzór cerkiewnego wnętrza. Z tą tylko różnicą, że zamiast ikon widać było karykaturalne obrazki świętych plus odwrócone krzyże prawosławne i świętą ikonę z zamazanymi twarzami. Około 21:30 przy dźwiękach intra na scenie pojawił się najpierw czteroosobowy chór ubrany w coś, co przypominało stroje liturgiczne, a zaraz po nim na scenę weszli muzycy. Perkusja została odgrodzona parawanem od reszty sceny. Jeden z chórzystów ustawił ikonę na ołtarzyku usytuowanym na środku sceny, zostały też zapalone świeczki wokół ołtarza, a pod koniec krótkiego intro pojawił się potężny wokalista z kadzidłem w ręku (podobnie jak miało to miejsce podczas koncertu w Hali Wisły w październiku 2016 roku). Słowami „Batushka – Litourgia” rozpoczął się ten występ. Zespół zagrał cały materiał z jedynej jak dotąd płyty „Litourgia” w takiej samej kolejności jak na płycie. Dla tych, co nie słyszeli jeszcze płyty mogę powiedzieć tyle, iż brzmienie tego zespołu to black metal z elementami liturgii wschodniochrześcijańskiej, zaś teksty zostały napisane w języku cerkiewnosłowiańskim i mają one charakter okołoreligijny. Cały występ stanowił swoisty performance zawierający bardzo wiele elementów prawosławnego nabożeństwa. Można było się poczuć prawie jak w jakiejś starej drewnianej cerkwi. Pod koniec występu została podniesiona ikona, zaś występ zakończyło „błogosławieństwo” oraz użycie kropidła (prawie jak podczas mszy świętej). Potem przy dźwiękach outra cały zamaskowany skład przebierańców opuścił scenę. Publiczność jeszcze dopominała się bisów, ale to był już koniec koncertu, dość wcześnie jak na tą porę (około 22:30).