Steve Howe Trio - Cambridge, 16.03.2010 i Milton Keynes, 17.03.2010

Aleksander Gruszczyński

Image  

PODRÓŻOWANIE*

W ciągu ostatnich 12 miesięcy Steve'a Howe'a widziałem na żywo cztery razy, w trzech różnych wcieleniach. Najpierw w Asii, jako niesamowitego, ale nieco zmęczonego gitarzystę, potem w Yes, jako frontmana grupy, dającego popis niesamowitego progresywnego grania i biegającego po scenie. 16 i 17 marca widziałem Steve'a w jego trzeciej skórze: jako lidera progresywno-jazzowego tria. W składzie zespołu są jeszcze syn Steve'a - Dylan Howe - na perkusji oraz Ross Stanley - młody klawiszowiec jazzowy, określany jako jeden z najbardziej rozchwytywanych muzyków sesyjnych w Londynie. Wybranie się na dwa koncerty tria do Anglii było jednym z moich najbardziej szalonych pomysłów, ale mogę stwierdzić, że było warto.

16.03.2010 - THE JUNCTION, CAMBRIDGE

Steve'a spotkałem w Cambridge już na jakieś 5 godzin przed koncertem, więc jeden z celów - zdobycie autografu - udało mi się osiągnąć bardzo szybko. Sala Junction 2, w której odbywał się koncert to bardzo małe, kameralne miejsce, mieszczące około 100 osób, więc nie było problemu z jej zapełnieniem. Nienumerowane miejsca dały mi możliwość zajęcia miejsca w pierwszym rzędzie, prawie na scenie, i przeżywania wszystkiego z bliska. Na scenę wyszli punktualnie, wszyscy wyluzowani i uśmiechnięci, szczególnie Dylan Howe, który zresztą uśmiechał się cały czas. Zaczęli od "He Ain't Heavy, He's My Brother", krótkiego utworu jakby na rozgrzewkę, żeby przygotować publiczność. Potem pierwsza gratka: bardzo progresywny utwór "Momenta", który pokazał zarówno kunszt Steve'a jak i niemałe umiejętności Rossa Stanleya na hammondzie. Potem krótkie "Tune Up" Milesa Davisa i pierwsza gratka dla fanów Yes. "Mood For A Day" do tej pory słyszałem tylko trzyminutowe solo, więc prawie ośmiominutowa wersja zagrana z perkusją i organami Hammonda była czymś niesamowitym i muszę przyznać, że brzmi znacznie lepiej niż solo. Zaraz potem nastał chyba najlepszy moment wieczoru, czyli fragment klasycznej suity Yes "The Ancient" genialna aranżacja, świetna gra Steve'a (czego zresztą nietrudno się było spodziewać), wspaniała gra Rossa Stanleya, i to zarówno prawą ręką jak i lewą, którą grał partie basu oraz w końcu pokazanie pełni swoich możliwości przez Dylana. Znam ludzi, którym popłynęły łzy z oczu jak to usłyszały, chociaż to akurat w Milton Keynes następnego dnia. Po ogłuszających brawach przyszedł czas na bardzo jazzową wersję "Siberian Khatru", które zabrzmiało, jak wszystkie inne utwory Yes, bardzo dobrze, ale jednocześnie nie porwało tak jak inne. Pierwszą część koncertu zakończył utwór Kenny'ego Burrella "Kenny's Sound".

Drugą część otworzyło świetne wykonanie "Heart Of The Sunrise", ale nie obyło się bez kłopotów, bo około półtorej minuty przed planowanym końcem utworu Steve'owi zerwała się struna. A jednak dokończył granie, a dopiero potem zszedł ze sceny, aby ją zmienić. Dzięki temu widzowie dostali kilka dodatkowych minut, żeby zachwycać się grą Rossa i Dylana. Gdy Steve wrócił zagrali tytułowy utwór najnowszej płyty Tria "Travellin'", co oznaczało początek części jak najbardziej jazzowej. W ciągu kolejnych kilkunastu minut ze sceny popłynęły takie utwory jak "Four On Six" czy "Blue Bash". Tuż przed końcem Steve został na chwilę sam, aby zagrać "Laughing With Larry". Fantastyczny utwór, pokazujący wszystko na co Steve'a stać, zarówno jeśli chodzi o jazz jak i o progresywnego rocka. Główny set został zakończony jeszcze jedną kombinacją utworów Yes. Genialnym połączeniem chyba najbardziej jazzowej piosenki jaką Yes kiedykolwiek nagrał, czyli "A Venture" i epickiego "Close To The Edge". Czysta magia. Nic dziwnego, że zespół dostał owację na stojąco. Pomimo prawie dwóch godzin muzyki, ciągle było mało. Na szczęście panowie nie kazali długo czekać na bis i zagrali "Chitlins Con Carne" Kenny'ego Burrela, które doskonale podsumowało ten wieczór. Dwie godziny i pięć minut muzyki. No właściwie nie samej muzyki, bo Steve był zaskakująco gadatliwy tego wieczora. Kilka interesujących historii, zarówno dotyczących muzyki jak i całkowicie z nią niezwiązanych. Zdaniem wieczoru pozostaną "We need wacky people, just like we need less wacky people" oraz propozycja zagrania swojej solówki na tarce.

Po koncercie cała trójka pojawiła się aby podpisywać płyty, ale cały czas było "no handshakes, no photos", więc niestety zdjęć nie mam, ani z koncertu ani z pokoncertowego spotkania. Za to już przed koncertem kupiłem najnowszą, czwartą już część "Homebrew", jak i najnowsze, koncertowe wydawnictwo tria "Travelling". Pierwsza noc była niesamowita, a miałem przed sobą jeszcze jedną.

17.03.2010 - THE STABLES, WAVENDON, MILTON KEYNES

Podróż z Cambridge do Milton Keynes nie była najprostsza, ale udało mi się dotrzeć na miejsce koncertu na czas. Setlista nie zmieniła się, zresztą tak samo jak i najlepsze momenty koncertu. Ponownie "The Ancient", "Heart Of The Sunrise" i "A Venture - Close To The Edge" były genialne, ale tym razem zabrzmiały jeszcze lepiej. Jednocześnie Steve tym razem nie mówił aż tyle, po prostu grał. Ten wieczór najlepiej można podsumować słowami Hansa Christiana Andersena: "Gdy słowa zawodzą, przemawia muzyka". Nie myślałem, że kiedykolwiek będę mógł to powiedzieć o koncercie jazzowym, ale ze sceny czuć było ogień. Poza wspaniałą muzyką atmosferę budowało świetne oświetlenie, które w Cambridge było tradycyjne i nie zmieniało się, a w Milton Keynes wręcz przeciwnie, zmieniało się zależnie od sytuacji. Fenomenalny koncert.

Po koncercie ponownie odbyła się sesja podpisywania płyt. Miałem okazję zamienić ze Stevem kilka słów oraz zostać poklepanym przez niego po plecach. Znaczy to, że zostałem rozpoznany.

Trochę żałuję, że miałem możliwość uczestniczenia tylko w dwóch koncertach, ale jednocześnie nie żałuję całej podróży do Anglii. Dwa znakomite wieczory ze wspaniałą muzyką i niesamowitymi ludźmi.

The Steve Howe Trio występowało w składzie:

Steve Howe - gitara (Gibson ES-175)

Dylan Howe - perkusja

Ross Stanley - organy Hammonda

Setlista (oba koncerty, chyba, że zaznaczono inaczej):

01 He Ain't Heavy

02 Momenta-Dream River

03 Tune Up

04 Mood For A Day

05 The Ancient

06 Siberian Khatru

07 Kenny's Sound

08 Heart Of The Sunrise + emergency jam [tylko w Cambridge, w związku z zerwaną struną Steve'a]

09 Travellin'

10 The Haunted Melody

11 Four On Six

12 Blue Bash

13 Laughing With Larry

14 A Venture-Close To The Edge

15 Chitlins Con Carne

* - Podróżowanie (Travelling) to tytuł najnowszej, koncertowej płyty The Steve Howe Trio

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!