To był kolejny magiczny wieczór w katowickim Spodku. Po raz kolejny polskiej publiczności zaprezentowali się muzyczni magicy z „Teatru Marzeń”. Ta siódma już wizyta tego niezwykle zjawiskowego zespołu była tym bardziej interesująca, gdyż muzycy zapragnęli zaprezentować nowego perkusistę Mike’a Manginiego. Ponadto warto wiedzieć, że grupa jest tuż przed wydaniem swojego najnowszego wydawnictwa, które światło dzienne ujrzy na początku września. Więc mimo ugruntowanej pozycji Dream Theater w rockowym świecie, była to bardzo oczekiwana wizyta przez fanów. Oczywiście odejście Mike’a Portnoya wzbudziło wiele kontrowersji w szeregach wielbicieli zespołu, więc wszyscy byliśmy ciekawi jak zagra nowy perkusista, czy się sprawdzi, czy zostanie ciepło przyjęty przez publiczność? Ja po cichu wierzyłem, że tak wszystko się uda i nie myliłem się. Mike Mangini poczuł się w Dream Theater jak przysłowiowa ryba w wodzie, a owacje, jakie dostał od tłumu po popisowym solo na bębnach chyba podbudowało jego pozycję w zespole. To doskonały następca Portnoya i myślę, że nie ma sensu w tym miejscu rozwodzić się nad warsztatem Manginiego, gdyż jest to perkusista najwyższej próby, o najwyższych umiejętnościach, doskonałym wyczuciu wszelakich niuansów, jakie zawiera warstwa rytmiczna kompozycji Dream Theater.
A sam koncert? Można by napisać krótko: był jak zwykle doskonały. Ciekawa setlista z jednym nowym utworem „On The Backs Of Angels”, nie do końca „hiciarska”, ale prezentująca przekrojowo dorobek zespołu, a co za tym idzie wymagająca opanowania materiału przez nowego perkusistę. A po za tym: doskonałe brzmienia, znakomite dialogi pomiędzy poszczególnymi instrumentami, hipnotyzujące, czasem liryczne i niebywale klimatyczne partie instrumentów klawiszowych, gitarowe pochody, pasaże i solówki wręcz niespotykane, wokalista w doskonałej formie. Całość porywająca, czarująca i trzymająca w napięciu emocjonalnym przez cały koncert. Doskonałe nagłośnienie, światła potężne i doskonale zintegrowane z muzyką, ciekawe prezentacje multimedialne. Muzyka grana przez Dream Theater na żywo jest jeszcze bardziej ekspresyjna, pełna przeróżnych klimatów, barw, odcieni, posiada niebywały koloryt i wciąga słuchacza w interesującą współpracę i bardzo intensywne przeżywanie całego widowiska.
Pisać o koncercie Dream Theater to trudna sztuka, bo cóż można nowego wymyślić? Jak zwykle powalający profesjonalizm, nadprzyrodzone umiejętności, muzyczna ekwilibrystyka opanowana w stopniu wręcz niebywałym. Każda z tras obfituje w różnego rodzaju niespodzianki, za każdym razem lista utworów zawiera kilka dawno nieprezentowanych tytułów z bogatego dorobku fonograficznego Dream Theater i jeżeli komuś wydaje się, że to tylko rockowy cyrk technicznych popisów instrumentalistów, to jest w błędzie. Był to doskonale przygotowany i przemyślany koncert, pełen różnych wątków, ujmującej, lirycznej, pełnej przestrzeni gitary, z głębokim tłem kreowanym przez instrumenty klawiszowe. Można podróżować poprzez tę muzykę przez długi czas nie doznając uczucia znużenia. Dream Theater to bardzo specyficzny, oryginalny i niespotykany zespół, jego muzyka może być trudna w odbiorze, ale jeżeli wejdziemy w ten pełen przecudnych dźwięków świat, kreowany przez tę formację, to jestem pewien, że zostaniemy już tam na zawsze. To pełna emocji i uduchowiona muzyka, ukryta pod gęstym płaszczem matematycznie granych łamigłówek.
To był kolejny udany występ Dream Theater w naszym kraju. Z niecierpliwością czekam na nową płytę, i na planowaną, zimową wizytę tym razem, prawdopodobnie w Poznaniu. W katowickim Spodku przeżyłem kolejne bardzo udane spotkanie z zespołem, który rocka progresywnego podnosi do rangi sztuki o najwyższym poziomie i stopniu uniesienia. To był bardzo udany wieczór i kto się jeszcze nigdy nie wybrał na żaden z dotychczasowych koncertów Dream Theater, bo zniechęcony był powierzchowną opinią o przeroście formy nad treścią, niechaj to uczyni przy pierwszej nadarzającej się okazji, bo warto przekonać się, że jest zupełnie inaczej. Po kilu wizytach zespołu w naszym kraju, mogę stwierdzić, że sprzedałem swoją duszę za bilet do „Teatru Marzeń” i nie żałuję tego wyboru.