Christmas 7

Quidam (V): Wywiad ze Zbigniewem Florkiem - część 1

Maurycy Nowakowski

ImageZBIGNIEW FLOREK - WYWIAD I

W Twojej notce na stronie można przeczytać, że interesujesz się muzyką od dziecka. Mógłbyś coś więcej napisać o swoich początkach? Pochodzisz z muzykalnej rodziny? W jakim wieku zacząłeś grać na instrumencie? Jaki stosunek do Twoich muzycznych zainteresowań mieli Twoi bliscy (rodzice)?

- W rodzinie tylko mama posiada tzw. „słuch muzyczny” i doświadczenia w postaci gry na skrzypcach. Co do mnie, to faktycznie pamiętam, że „od zawsze” interesowało mnie wydobywanie dźwięków z różnych przedmiotów, niekoniecznie będących instrumentami ;-). Zaczynałem od wystukiwania rytmów na pożyczonych z kuchni garnkach, jakieś pseudo cymbałki i inne dziwne rzeczy. Tak bardziej „świadomie” zacząłem już w drugiej czy trzeciej klasie szkoły podstawowej, po lekcji muzyki czasem udało mi się dorwać do pianina i coś tam brzdąknąć...:-). Pamiętam, że samemu nauczyłem się grać na flecie prostym, który leżał gdzieś w domu. Co do podejścia rodziców, to chyba wzbudziłem ich zainteresowanie w tej kwestii kiedy na sznurku naciągniętym na kawałek patyka zagrałem im kilka dźwięków tradycyjnego „100 lat” ;-). Postanowili wówczas oddać mnie w ręce znajomego taty, ś.p. Bogdana Szczepańskiego, dyrygenta orkiestry dętej ;-). I tak zaczęła się moja przygoda z.... trąbką. Od czwartej klasy szkoły podstawowej uczęszczałem pilnie na próby tejże orkiestry, dmuchając ile sił w płucach i uczestnicząc wraz z orkiestrą m. in. w pochodach 1-majowych ;-). W 7 klasie trafiłem do szkoły muzycznej I stopnia w Inowrocławiu, do klasy trąbki. Na szczęście dodatkowym instrumentem był fortepian :-). Szybko okazało się, że jednak potrzebuję większej ilości klawiszy do wyrażenia swoich muzycznych fantazji, niż tylko trzy wentyle z trąbki. Do II stopnia szkoły muzycznej trafiłem już jako uczeń klasy organów i fortepianu.

Ciekawi mnie ta orkiestra dęta Bogdana Szczepańskiego. Czy to była jakaś młodzieżowa orkiestra? Skąd Twój Tato znał Szczepańskiego? Jakie zdanie na temat Twojego potencjału muzycznego miał ten dyrygent? Domyślam się, że skoro przyjął Cię pod skrzydła, wierzył w Ciebie.

- Orkiestra, w której grałem istniała „pod skrzydłami” inowrocławskich zakładów „InoFama”. Zdaje się, że jeszcze na początku lat 90. było w Inowrocławiu 6 takich orkiestr, każda przy innym zakładzie. Do dziś pozostała tylko jedna – przy Kopalni Soli „Solino”. Pod opiekę Bogdana Szczepańskiego trafiłem dzięki temu, że jego żona pracowała razem z moim tatą w Drukarni Kujawskiej. Jakoś tak „od słowa do słowa” zgadali się, że coś tam może ze mnie być jeśli chodzi o muzykowanie i dzięki temu rozpocząłem edukację muzyczną grając początkowo na alcie, a potem na trąbce.

Hmm...czy pan Bogdan wierzył we mnie...? Myślę, że pewnie tak...Zawsze bardzo życzliwie spoglądał na moje poczynania muzyczne, zawsze służył radą i pomocą. Jest to chyba najcieplej przeze mnie wspominany mój muzyczny „pedagog”. W zeszłym roku niestety przegrał z chorobą i muszę przyznać, że brakuje mi go w naszym muzycznym inowrocławskim światku (do końca grał w jedynej pozostałej orkiestrze inowrocławskiej).

Słówko o mamie. Powiedz coś więcej o jej „przygodzie ze skrzypcami”… Skąd ta umiejętność (jakieś lekcje w dzieciństwie?), szlifowała ten talent, próbowała sił w jakichś projektach, może kameralne występy na rodzinnych imprezach?

- Ta przygoda ze skrzypcami wynikała z tego, że moja mama kończyła liceum pedagogiczne w Toruniu i był to po prostu dodatkowy przedmiot ;-). Udzielała się co nieco w szkolnej orkiestrze, ale z tego co mi wiadomo to tyle...

W jakim stopniu posiadłeś umiejętność gry na trąbce?

- Hmm.... jeśli sam miałbym oceniać to chyba nazwałbym to poziomem „przyzwoitym”. Technicznie grałem już całkiem dobrze, natomiast nigdy nie potrafiłem improwizować na tym instrumencie. To chyba trochę wina naszego systemu szkolnictwa muzycznego, które cały czas jest nastawione głównie na „odtwórstwo” i słabo rozwija indywidualną interpretację nie mówiąc o improwizowaniu. Przynajmniej na etapie szkoły podstawowej i średniej. Pewnie gdybym dziś dostał do ręki trąbkę to coś tam jeszcze bym zagrał ;-).

Czytałem w jednym z wywiadów, że uczyłeś się w szkole muzycznej w klasie organów? Co to była za szkoła? Jak wspominasz czas w niej spędzony? Udało się ją zakończyć (wywiad o którym wspominam był przeprowadzony w czasie, kiedy korzystałeś z urlopu na rok przed finiszem)?

- Kontynuując... Klasa organów mieściła się w Państwowej Szkole Muzycznej im. Juliusza Zarębskiego w Inowrocławiu. Moim profesorem był p.Tomasz Kucharski.  Hmm... z jednej strony mogę powiedzieć, że to było bardzo potrzebne doświadczenie, dużo się nauczyłem, zwłaszcza jeśli chodzi o harmonię i oczywiście warsztat muzyczny. No i w szkole muzycznej poznałem Emilię ;-). Z drugiej strony jednak w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że ciągnie mnie w zupełnie inną stronę w muzyce. W piątej klasie wziąłem roczny urlop, podyktowany m. in. rozpoczęciem nagrywania pierwszej płyty Quidam. Usiłowałem wrócić i dokończyć swoją edukację, ale byłem już w zupełnie innym miejscu jeśli chodzi o muzykę i po pół roku poddałem się... Dziś patrząc z perspektywy czasu nie żałuję tej decyzji...

W latach 80. byłeś już pewnie aktywnym, świadomym słuchaczem. Jakie zespoły najbardziej Cie interesowały, które płyty zrobiły największe wrażenie? Od kogo czerpałeś inspirację do pracy nad własnymi umiejętnościami?

- Jeśli chodzi o moje pierwsze „wielkie” inspiracje muzyczne to myślę, że Pink Floyd może być numerem jeden. Pamiętam jak siostra poprosiła mnie o kupienie analoga „Dark Side Of The Moon”, bo w Poznaniu, gdzie studiowała, wszystkie płyty wykupili w mgnieniu oka. No to jej kupiłem...:-). Pierwsze przesłuchanie... hmmm... zastanawiałem się „o co im chodzi w tej muzyce..?”. Potem przesłuchałem drugi raz, trzeci, czwarty...i poszło...Potem oczywiście cała dyskografia z trudem zdobywana na kasetach firmy „Elbo” ;), albo przegrywana od kolegów. Kolejnym krokiem w edukacji muzycznej było „odkrycie” Wieczorów Płytowych Tomka Beksińskiego. Yes, King Crimson, Moody Blues, David Sylvian... Całe morze inspiracji. Nie mogę też pominąć Johna Lorda, bo w zasadzie to chyba on był najważniejszym „klawiszowcem”, z którego na początku czerpałem. No i Rick Wakeman...:-).

Kwestia zakupu „Dark Side” Floydów dla siostry. Pamiętasz, w którym to mogło być roku? Piszesz „pierwsze, drugie, czwarte przesłuchanie…” – dałeś ostatecznie tę płytę siostrze, czy została ona już w Twoich zbiorach?

- To jednak nie było w czasie, kiedy siostra była na studiach tylko trochę wcześniej... Dlatego, że na szczęście nie musiałem toczyć z siostrą „wojny” o tę płytę, ponieważ jeszcze mieszkaliśmy razem z rodzicami. Czyli musiało to być jakoś między 1984, a 86 rokiem.. Dokładnie niestety nie pamiętam ;-).

Masz jakieś szczególne, wyraźne wspomnienia dotyczące zdobywania płyt i kaset w czasach, nazwijmy to, trudności gospodarczych? Ty i Maciek jesteście z takich roczników, które dorosłe życia rozpoczynały już po roku 89, ale skoro interesowaliście się muzyką w bardzo wczesnej młodości, to niestety „załapaliście się” na ten okres, w którym zdobywanie płyt z muzyką popularną i rockową było trudne. Jak Ty sobie z tym radziłeś? Byłeś częstym gościem jakichś giełd, przegrywałeś płyty od znajomych?

- Giełdy z płytami jako takiej w Inowrocławiu nie było. W grę wchodzili znajomi, albo audycje w radio – wspomniany wcześniej przeze mnie Tomek Beksiński. Co do jakichś konkretnych wspomnień... Pamiętam jak w domu pojawił się zestaw stereofoniczny w postaci radia „Amator” plus dwie kolumny... No i pierwsze stereofoniczne wrażenia słuchowe kiedy w radio (chyba to jeszcze był Pogram II PR) przeprowadzano test stereo ;-) (kanał lewy....puk...puk...puk....kanał prawy...puk...puk...puk..). Ale niestety ten sprzęt dostał się siostrze (jako że starsza)... Ja „w spadku” odziedziczyłem magnetofon „Grundig” ;-).

Gdzieś mniej więcej na początku mojej edukacji w szkole średniej pojawił się w Inowrocławiu pierwszy sklep muzyczny z kasetami.  Nie było jeszcze wtedy ochrony praw autorskich, więc można było zostawić panu w sklepie czyste kasety i po dwóch tygodniach (!) można było je odebrać z nagranymi wybranymi płytami. Był cały katalog z tytułami płyt do wyboru. Pamiętam, że często nie mogłem się doczekać kiedy będą już gotowe ;-) No i ten dreszczyk emocji kiedy po raz pierwszy wkładało się kasetę do magnetofonu... Miałem też takie swoje małe „hobby” - Oprócz szczegółowego wypisywania tytułów na kasecie, robiłem oprawę graficzną grzbietów kaset ;-). Każdy zespół starałem się „uraczyć” jakimś innym wzorem, kolorem... Do dziś mi zostało trochę tych kaset na półce ;-).

Ogólnie mam wrażenie że kiedyś dużo bardziej „celebrowało” się zdobycie nowej płyty. Dziś jest taka łatwość, jeśli chodzi o posłuchanie czegoś nowego, że nie na to już takiej wartości. Zamiast czekać dwa tygodnie na odbiór „świeżo” nagranej kasety, wystarczy wpisać nazwę zespołu na youtube albo myspace i już... Z jednej strony jest to wygodne i fajne, ale jakoś tak mniej „wartościowe”... Chociaż pewnie „młodsza młodzież” tak tego nie odbiera, tylko ta „starsza” jak my ;-).

Czy Deep River był Twoim pierwszym zespołem?

- Nie, przed Deep River mieliśmy taki zupełnie pierwszy zespół z Radkiem Schollem i Andrzejem Zawadzkim jeszcze w szkole podstawowej. Nawet zaliczyliśmy jeden „występ” publiczny na imprezie na zakończenie szkoły. Ale może lepiej pominę to milczeniem... ;-). Potem, już w technikum dołączyłem do szkolnego zespołu o mrożącej krew w żyłach nazwie „Rap Cia Ciap Ciach” (?!), którą na szczęście szybko zmieniliśmy na „Sigma” (tu już się pojawiły inspiracje Pink Floyd). Grałem tam m. in. ze wspomnianym już Radkiem Schollem, który po jakimś czasie zaczął grać w swojej szkole z Maćkiem Mellerem i Rafałem Jermakowem, pewnego pięknego dnia zaprosił mnie na wspólną próbę i tak się zaczęła nasza przygoda z Deep River...

Mógłbyś jeszcze choć dwa zdanka powiedzieć o tej Waszej pierwszej szkolnej kapeli Rap Cia Ciap Ciach vel Sigma? Jaką próbowaliście grać muzykę? Czy to było trio (Ty plus Radek i Andrzej Zawadzki)? Ten koncert, który zagraliście na szkolnej imprezie, a który „wolałbyś pominąć milczeniem”, jak rozumiem niezbyt się udał… ;-) ?

- Rap Cia Ciap Ciach vel Sigma był kwintetem – Radek, Andrzej, ja, oraz na perkusji Remigiusz Prątnicki i na wokalu Ania (nazwisko mi niestety uleciało....). Graliśmy w większości swoje kompozycje, kilka do słów K.I. Gałczyńskiego – m.in. „Noc Czerwcowa”. To chyba były już jakieś takie namiastki nieco bardziej „ambitniejszej” muzyki. Chociaż na tym etapie bardzo niezdarne i raczej amatorskie ;-). Ale udało nam się z zespołem Sigma dostać się do ogólnopolskiego poziomu konkursu OMPP (po eliminacjach w Bydgoszczy). Tam niestety nic nie „zawalczyliśmy”, bo poziom był zdecydowanie zbyt wysoki jak na nasze ówczesne umiejętności, ale sporo się nauczyliśmy.

A co do koncertu na szkolnej imprezie... To było jeszcze w szkole podstawowej, grubo przed zespołem „Sigma”. Ot taki występ na imprezie z okazji zakończenia pierwszego stopnia edukacji. Może dla oddania odrobiny obrazu jak to wyglądało, powiem tylko, ze perkusistę mieliśmy „z łapanki”.... :-) To znaczy... w pewnym momencie stwierdziliśmy, że może zagramy jakiś kawałek albo dwa, a że nie mieliśmy nikogo na bębnach, zagadaliśmy z kolegą: „zagrasz?”, a on na to: „zagram” ;-).. Hmm... no cóż... było śmiesznie… :-).

W jakich okolicznościach dołączyłeś do Deep River? Znałeś wcześniej kogoś z tria Meller – Scholl – Jermakow?

- To już chyba wcześniej odpowiedziałem... Jedynie dodam, że z Radkiem znam się od pierwszej klasy szkoły podstawowej.  Dwóch pozostałych panów poznałem dopiero na pierwszej próbie Deep River w klubie Kopernik w Inowrocławiu.

Zainteresował mnie ten klub Kopernik w Inowrocławiu. Maciek na razie nic mi o tym miejscu nie wspominał, mówił tylko, że pierwsze próby odbywały się „w małym piwnicznym pomieszczeniu obok szkolnej szatni”. Często spotykaliście się później w tym Koperniku?

- Tak, pierwsze próby faktycznie odbywały się w szkole, ale to było jeszcze przed Deep River. Przez jakieś dwa czy trzy miesiące chłopaki (czyli Maciej, Radek i Rafał) grali próby w Technikum Mechaniczno–Elektrycznym, tam gdzie wszyscy trzej się uczyli. W klubie Kopernik graliśmy przez mniej więcej rok czasu. Jakieś dwa, trzy razy w tygodniu. Ojciec Radka (Scholla) miał tam salę prób ze swoim zespołem, dzięki temu mieliśmy do dyspozycji sprzęt na którym mogliśmy grać pierwsze wspólne próby.

Czy jesteś pewien, że poznałeś chłopaków w klubie Kopernik? Maciek twierdzi, że miało to miejsce w ich pierwszej sali prób, czyli w tej piwnicznej salce w Technikum. Według Maćka w klubie Kopernik pojawiliście się dopiero we wrześniu’91… Maciek wspomina jeszcze, że na pierwszym spotkaniu tylko się przysłuchiwałeś i dopiero po próbie powiedziałeś Radkowi, że chętnie byś się przyłączył. Też tak to pamiętasz?

- Hmmm....chyba Maciek ma lepszą pamięć niż ja ;-). Nie mogę sobie przypomnieć naszego spotkania w szkole. Natomiast pamiętam doskonale pierwszą wspólną próbę, która na 100% odbyła się w klubie Kopernik. Chłopcy grali tam już „chwilę” zanim się pojawiłem. Co do Radka, to się zgadza – to on zaprosił mnie na próbę i dzięki niemu znalazłem się w zespole.

Byliście zaprzyjaźnieni z Radkiem? Wasza znajomość przetrwała zakończenie szkoły. Drogi edukacyjne Wam się rozeszły, ale i tak trafiliście do jednego zespołu. Mógłbyś opisać jak wyglądały wtedy Twoje relacje z Radkiem? Spotykaliście się regularnie? Może próbowaliście dalej muzykować? Próbuję dojść do tego, jak to się stało, że Radek zaprosił Cię na próbę Deep River (jeszcze wówczas chyba Frez Band 220).

 - Tak, z Radkiem byliśmy (i zresztą nadal jesteśmy) dobrymi kumplami, a w czasach początków Deep River mogę śmiało powiedzieć, że najlepszymi przyjaciółmi. Często widywaliśmy się bądź to na próbach, bądź przeważnie u Radka w domu. Zaliczyliśmy razem niejedną imprezkę i niejedno piwko razem wypiliśmy ;-).

Taką naszą pierwszą muzyczną próbą sił był „zespół”, który powstał jeszcze w szkole podstawowej, chociaż słowo „zespół” może być tu co nie co na wyrost ;-). Skład był mocno eksperymentalny – ja grałem na pianinie, Radek na hmmm… powiedzmy, że perkusji (werbel i dwie blachy), a Andrzej Zawadzki na gitarze akustycznej. I w takim składzie graliśmy m. in. kawałki Hendrixa (!), którego wielkim fanem był Zjawka (Andrzej). Najzabawniejszą rzeczą którą wspominam z tego okresu jest sytuacja kiedy to postanowiliśmy do tego bardzo ubogiego zestawu perkusyjnego dołączyć tzw. Centralę (czyli duży bęben), po czym po zagraniu jednego numeru stwierdziliśmy, że jakoś tak „wiejsko” brzmi i wróciliśmy do koncepcji werbel + dwie blachy ;-).

Jak wyglądały pierwsze wspólne próby Deep River? Od początku próbowaliście tworzyć własne kompozycje, czy bawiliście się w covery?

- Z tego co pamiętam, to na pierwszej próbie graliśmy chyba same utwory Dżemu. Zresztą chyba właśnie ten zespół wywarł na nas spory wpływ na początku naszego wspólnego grania. Graliśmy dwa, trzy razy w tygodniu. Przez pierwszy rok przewinęło się przez zespół trzech wokalistów, z których najdłużej zabawił Waldek Ciechanowski (bo był najbardziej podobny do Ryśka Riedla). Graliśmy trochę coverów Dżemu, Oddziału Zamkniętego, chyba coś Banku... Zaczęliśmy też komponować swoje kawałki, oscylujące w tych klimatach.

Na samym początku w zespole był człowiek o nazwisku Kamil Florczak, pełniący funkcję śpiewającego klarnecisty. Pamiętasz taką osobę? Był on jeszcze w składzie, kiedy Ty się pojawiłeś?

- Zdaje się że to był Karol, a nie Kamil... Pamiętam go, natomiast nasze drogi się nie skrzyżowały. Pojawiłem się krótko po jego odejściu z zespołu.

Grupa funkcjonowała początkowo pod nazwą Frez Band 220. Pamiętasz może kiedy przemianowaliście szyld na Deep River? Maciek podsunął mi dwie możliwości – w jednym wywiadzie powiedział, że „nastąpiło to krótko po dołączeniu Zbyszka”, w drugim, że „chyba miało to miejsce we wrześniu 1991 roku”. W kierunku której wersji byś się skłaniał?

- Ku tej pierwszej. Pamiętam mniej więcej moment w którym ta nazwa się pojawiła. Wymyślił ją Rafał. Nawiązywała oczywiście do Deep Purple, których to wówczas namiętnie słuchaliśmy ;-).

Pamiętasz okoliczności pierwszego koncertu Deep River? Mam tu na myśli wymieniony na Waszej stronie walentynkowy występ w Zespole Szkół Ekonomicznych w 1991 roku. Jaki zaprezentowaliście repertuar, jak zostaliście przyjęci, publiczność dopisała?

- Oczywiście że pamiętam. Pełna sala gimnastyczna...! Graliśmy wyżej wspomniane covery, np. „Cegłę”, „Obudź się” (OZ), ale też kilka swoich kawałków. Zabawa była gorąca ;-). Zdaje się, że tam właśnie nasz ówczesny basista (Radek) poznał swoją obecną małżonkę ;-).

Pamiętasz co były za kawałki? Jakieś tytuły? Czy coś z tamtych pierwszych autorskich piosenek przetrwało w jakiejś formie, czy były to wyłącznie rzeczy, które przepadły z biegiem czasu?

- Pamiętam kilka tytułów....np. „Deep River I”, „Deep River II”, „Szukając szczęścia”... niestety wiele uleciało juz z pamięci :) Kilka z tych pierwszych pomysłów przetrwało. Wyżej wymienione „Szukając szczęścia” było pierwowzorem utworu „Choćbym” z pierwszej płyty. Takim przejściowym utworem (z „epoki” waldkowo-chiechanowej do „epoki” instrumentalnej) był utwór „Nocne Widziadła”. Był to nasz pierwszy taki nazwijmy to „progresywny” kawałek, złożony z kilku różnych części. Skomponowaliśmy go grając jeszcze w klubie Kopernik, mniej więcej po roku wspólnego muzykowania. Oczywiście trochę się zmienił zanim trafił na pierwszą płytę, ale ogólny pierwotny zamysł pozostał. Kolejnym utworem, który przetrwał i pojawił się na pierwszej płycie, był „Bijące serca”. To była kiedyś dłuższa kompozycja, powstała już za czasów Emilii, składała się z kilku części i nie była tylko utworem instrumentalnym. Jednak na płycie postanowiliśmy zarejestrować tylko pierwszą część tego kawałka.

Całkiem niespodziewanie dla nas samych, w późniejszym okresie znalazło się również miejsce na bardzo stary fragment naszej twórczości ;-). W utworze „They are there to remind us” wykorzystaliśmy riff i melodię z kawałka który powstał w okresie kiedy graliśmy instrumentalnie i zdaje się, że nosił wdzięczny tytuł „Crimson”, ponieważ gdzieś tam nawiązywał do twórczości Karmazynowego Króla ;-).

Na naszej stronie internetowej (http://www.quidam.pl) można znaleźć kilka archiwalnych filmików ze spotkania z fanami z okazji 15-lecia zespołu i myślę, że wnikliwy słuchacz „wyłapie” jeszcze parę innych fragmentów z naszej wczesnej twórczości, które pojawiły się później na płytach.

Chciałbym umiejscowić Ciechanowskiego na linii czasu. W którym roku się pojawił, ile czasu mniej więcej z Wami spędził, czy pojawił się jeszcze ktoś między nim, a Emilą?

- Waldek pojawił się po jakimś pół roku istnienia Deep River. Czyli mniej więcej w okolicy marca 1992 roku. Graliśmy razem...hmm...koło pół roku. Potem nasze kompozycje zaczęły się coraz bardziej rozwijać, rozbudowywać i Waldek nie bardzo czuł się w tym „innym” repertuarze. Po Waldku pojawiła się Ewa Smarzyńska (flecistka) i przez rok graliśmy instrumentalnie.

- Wciąż mam problem z umiejscowieniem na linii czasu Ciechanowskiego. Jacek Zasada napisał mi, że poznał Was na Gitariadzie w maju’92 już z Ewą w składzie. Jak rozumiem Ewa rozminęła się z Waldemarem. Ty z kolei piszesz, że Ciechanowski pojawił się w okolicach marca’ 92 na mniej więcej pół roku. Kłóci mi się to. Czy możliwe jest, że Ciechan dołączył jednak nieco wcześniej? Wspomniałeś, że miało to miejsce mniej więcej pół roku po rozpoczęciu działalności, więc może była to raczej jesień’91?

- Racja... Trochę pokręciłem daty ;-). Waldek śpiewał z nami już w roku 1991. Na Gitariadzie’ 92 byliśmy jeszcze z nim. To była ostatnia impreza na której z nami śpiewał. Wydaje mi się, że Ewy jeszcze z nami wtedy nie było. Natomiast na 100% wystąpiliśmy wtedy jeszcze z „Ciechanem”, ponieważ po Gitariadzie uświadomiliśmy sobie, że zakończyła się nasza hard-rockowo – bluesowa historia i że chcemy zacząć grać utwory bardziej rozbudowane. Na tym ostatnim wspólnym występie graliśmy dwa utwory – „Szukając szczęścia” i instrumentalne „Nocne widziadła”. Ewka dołączyła do nas krótko po Gitariadzie. O ile sobie przypominam, to faktycznie poznaliśmy się wtedy z Jackiem, który grał w zespole Belgrad i stąd pojawiła się myśl: ”a może flet”.. .:).

Z ciekawostek z tamtego okresu mogę dodać jeszcze, że na Gitariadzie ’92 poznaliśmy dużo więcej ciekawych zespołów, m.in. Stainless, Dla Kasi, Rivendell i wspomniany Belgrad. W tymże roku odbył się po raz pierwszy w Inowrocławiu koncert o nazwie „Ino-Rock” ;-), na którym zagrały wszystkie te zespoły i na którym po raz pierwszy zagraliśmy utwór „Child In Time” (Deep Purple), z gościnnym udziałem wokalisty z zespołu Stainless – Krzyśka Janiszewskiego. Obecny festiwal jest w pewnym sensie nawiązaniem do tamtej imprezy, ale pewnie mało kto o tym pamięta ;-).

Wiem, że to Ty byłeś inicjatorem zaproszenia Emilii. Podobno kojarzyłeś ją ze szkoły muzycznej. Jak wyglądały Wasze relacje przed rozpoczęciem współpracy? Znaliście się choć trochę prywatnie? W przytaczanym już przeze mnie wywiadzie mówiłeś, że widywałeś ją wcześniej na koncertach.  Co to były za koncerty?

- Tak jest, jak wspomniałem wcześniej, dzięki Szkole Muzycznej poznałem Emilię. Szkoła duża nie była, więc pomimo tego, że chodziliśmy do różnych klas, to często się widywaliśmy, na korytarzu, w świetlicy szkolnej... Raczej ciężko byłoby nie znać kogoś, kto chodził do tej szkoły, więc oczywiście znaliśmy się prywatnie ;-). Pamiętam, że zawsze robiło na mnie duże wrażenie to, jak Emila śpiewała. Miałem okazję słyszeć ją choćby na wspólnych zajęciach z chóru, na występach uczniów w sali koncertowej, albo w mniej „klasycznym” repertuarze na różnego rodzaju konkursach czy przeglądach.

Sprawa przyjęcia Emilii. Mówiłeś w jednym z wywiadów, że najpierw zabrałeś chłopaków z zespołu na jej występ, a później zaprosiliście Emilę na Wasz koncert. Pamiętasz tamte dwa wydarzenia? Kiedy to mogło być? Co to były za występy/imprezy? Czy wszystko poszło gładko, decyzje zapadały jednogłośnie…? Jak się czułeś jako centralna postać całej tej historii z zatrudnieniem w grupie nowej wokalistki? Byłeś w 100 % przekonany, że to jest właściwa osoba do Deep River, czy raczej traktowałeś Emilę jako być może dobrą kandydatkę, którą tylko sugerujesz kolegom „do przemyślenia”?

- Co do imprezy, na której słyszeliśmy wszyscy Emilię, to nie bardzo już pamiętam... Zdaje się, że był to jakiś przegląd zespołów w Teatrze Miejskim w Inowrocławiu. Jeśli chodzi o trafność wyboru, to myślę, że wystarczyła nam pierwsza próba z Emilą i wiedzieliśmy, że „to jest to” ;-). Pamiętam, że zagraliśmy utwór „Nocne widziadła” i zasugerowaliśmy Emilii, żeby spróbowała zaśpiewać wokalizę podobną do tej z „Dark Side Of The Moon” Pink Floyd. No i dała czadu....:-). Nie czułem się jakoś specjalnie w centrum w momencie „zatrudniania” Emilii... Zresztą chyba nikt z nas wtedy nie spodziewał się, że to jest TA decyzja, jedna z najważniejszych w historii zespołu. Ot... przyszło dziewczę, zaśpiewało... a nam kapcie spadły ;-).

Katarzyna Ziarnowska. Podobno ta pani była Waszym pierwszym menago. Opowiedz o niej, kiedy się pojawiła, skąd ją znaliście i jakie zadania wykonywała jako menadżer zespołu?

- Kasię poznaliśmy przy okazji naszego występu na Muzykoramie. Jest to część Inowrocławskich Spotkań Artystycznych, na które składają się jeszcze Teatralia i Biesiada Poetycka. Braliśmy trzykrotnie udział w tej imprezie jako Deep River. Kasia pracowała wówczas w Inowrocławskim Domu Kultury i była tam instruktorem muzycznym. Zdaje się że wpadła jej w ucho nasza twórczość ;-) i postanowiła pomóc nam co nieco w naszych trudnych początkach. Po pierwsze dzięki niej przenieśliśmy się z klubu Kopernik do sali prób w Inowrocławskim Domu Kultury. Z perspektywy czasu wydaje się, że był to ważny ruch, ponieważ dzięki temu jakoś tak bardziej „weszliśmy” w środowisko muzyczne Inowrocławia. W IDK-u pojawiało się zawsze więcej ludzi, bądź to związanych z muzyką, bądź też z innym rodzajem działalności kulturalnej.

Kasia starała się załatwiać nam koncerty, czasem podpowiadała coś w kwestiach wokalnych (sama kiedyś śpiewała). Co jakiś czas organizowaliśmy też z jej pomocą tzw. jam-session, na które zapraszaliśmy znajomych muzyków z Inowrocławia i nie tylko. Były to bardzo sympatyczne spotkania, połączone oczywiście z imprezą integracyjną ;-), na których mogliśmy powymieniać się naszymi muzycznymi doświadczeniami, inspiracjami lub po prostu pogadać o nowych „bajerach” do gitar ;-).

MLWZ album na 15-lecie Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok