MACIEJ MELLER – WYWIAD VIII
Wyjaśniłeś mi w dużym stopniu powody odejścia Emilii, ale mniej więcej w podobnym czasie porozchodziła się Wam też sekcja. Jakie były powody opuszczenia grupy przez Rafała i Radka? I dlaczego odchodzili „na raty” w odstępie kilku miesięcy?
- Zaczynają się trudne pytania ;-). Chronologicznie najpierw rozstaliśmy się z Radkiem, ale o to nie pytałeś, więc nie mówiłem. To było gdzieś w październiku 2002r. na miesiąc przed wylotem do Brazylii. Powody były czysto muzyczne. Szukaliśmy co lub kto może być przyczyną tego, że grało nam się ze sobą coraz gorzej – czy to na koncertach, a zwłaszcza na próbach podczas pracy nad nowymi pomysłami. Sesje do „Pod niebem czas”, jak już mówiłem wcześniej, dały nam do myślenia. Czuliśmy, że główny problem tkwi w sekcji rytmicznej, bo w ostatnim okresie trudno było usłyszeć coś ciekawego, inspirującego z tamtej strony. O ile właściwie zawsze wraz ze Zbyszkiem byliśmy delikatnie przed „peletonem”, to teraz czuliśmy, że jesteśmy w „grupie uciekającej”, używając terminologii kolarskiej. Mimo, że większość pomysłów wychodziła od nas, to przy pierwszych dwóch płytach wszyscy ostro pracowali na próbach i byliśmy twórczą ekipą. Przy „Pod niebem czas” duża większość pomysłów aranżacyjnych była dziełem naszej dwójki… Uznaliśmy większością, że największym problemem jest postawa Radka, który choć zapewne chciał grać, to nie bardzo zmierzał w tym samym co my kierunku. Z tych wszystkich rozstań to było chyba dla mnie najtrudniejsze, bo od początku zespołu najbliżej współpracowała i trzymała się ze sobą towarzysko nasza czwórka: ja, Zbyszek, Rafał i właśnie Radek, który dodatkowo był znakomitym organizatorem – najlepszym z nas. Gdybym mógł cofnąć czas dziś podjąłbym inną decyzję… Zaraz potem dołączył Damian „Danon” Sikorski, w listopadzie zagrał z nami koncerty w Belgii, Holandii i Brazylii, a w lutym 2003r. odeszła Emilia. Nastąpił rok przerwy, w której Makow i Danon zaangażowali się w Menski, a my ze Zbyszkiem i innymi muzykami z Inowrocławia utworzyliśmy cover band deLuzers (który działa do dziś). Warto wspomnieć, że w pierwszym składzie znalazł się Radek, ale po 1-2 próbach sam zrezygnował z braku czasu. Kiedy zebraliśmy siły, żeby poskładać Quidam wiedzieliśmy, że w składzie sprzed roku to się nie uda i mieliśmy swój plan. Oczywiście najpierw chcieliśmy pogadać i zapytać o zdanie Rafała i Damiana. Umówiliśmy się na rozmowę i kiedy już mieliśmy wyjawić swoje zamiary, Rafał poinformował nas, że jeśli chcemy nadal grać jako Quidam to możemy sobie znaleźć nową sekcję rytmiczną, bo on i Damian chcą się poświęcić grze w Menskim. Czyli właściwie sami odeszli z zespołu, a my w tym momencie zrezygnowaliśmy z wyjawiania naszych zamiarów ;-). Wszyscy byli zadowoleni. Oni poszli do Menskiego, a my zaczęliśmy myśleć o nowych muzykach.
Mówiłeś przy okazji wspomnienia trójkowego koncertu po „Pod niebem czas”, że w zespole psuła się już atmosfera i że dało się to odczuć. Jak objawiała się ta „psująca się atmosfera”? Chodziło o sprawy stricte muzyczne, czy różnice artystyczne rzutowały też Wasze relacje prywatne?
- Ja bym mówił tu o sprawach stricte muzycznych, a że sprawy towarzyskie były niejako przy okazji, to jakoś musiało to rzutować na resztę. Nie pracowało i nie grało nam się ze sobą tak dobrze jak wcześniej – to był dla mnie coraz większy dyskomfort…
Jak na te „artystyczne” rozbieżności między Tobą (i jak sądzę Zbyszkiem), a Emilią reagowali Radek i Rafał? Nie znając kulis sprawy, można odnieść wrażenie, że w Quidam AD 2002/03 zrobiły się „dwa obozy”. Jeden złożony z muzyków, którzy w zespole mieli zostać i działają do dziś, a drugi złożony z ludzi, którzy wówczas odeszli…
- Zupełnie inaczej to widzę. Nie tak łatwo nakreślić wyraźną linię podziału i konkretnie wskazać „obozy”. Choć rzeczywiście to mogło wyglądać jak mówisz, to prawda jest taka, że wszystkie decyzje staraliśmy się podejmować maksymalną większością. Na sytuację Emilii złożyły się sprawy muzyczne, światopoglądowe i personalne. To były raczej rozbieżności (w każdej z wymienionych przed chwilą kwestii) między Emilią a resztą zespołu – tu byliśmy jednomyślni całą piątką. Ale problem był nieco inny moim zdaniem, choć to trudno wyjaśnić. Emila już nie chciała być w Quidamie (pod każdym względem: artystycznie i personalnie), choć twórczo radziła sobie doskonale, co słychać na ostatniej płycie, czy później wydanym bootlegu dołączonym do reedycji. Ale to ona podjęła sama decyzję o odejściu. Radek natomiast chciał grać, ale nie potrafił już sprostać naszym (i także chyba swoim) oczekiwaniom. Zresztą chyba nie spodziewał się, że tak to się zakończy. W tym przypadku to my zadecydowaliśmy…
Z tego co powiedziałeś można wyciągnąć wniosek, że Radek i Rafał przestali się muzycznie rozwijać… Czy może to Ty i Zbyszek zrobiliście wyraźny postęp? Wiem, że to trudne, czy może raczej niewygodne pytanie, ale…
- Tu znów moja ocena sytuacji: po trochu z obu Twoich wersji :-).
Skoro rozczarowywała sekcja, to dlaczego z grupy zniknął Radek, a Rafał został i, z tego co zrozumiałem, był brany pod uwagę podczas wstępnych planów po „Pod niebem”?
- Nie chcieliśmy robić drastycznych ruchów, raczej „chirurgiczne cięcie”, a wydawało nam się, że Rafał jednak jakoś próbuje nadążać za nami – a przynajmniej bardziej niż Radek. Ale mylisz się, Rafał nie był brany pod uwagę przy „odrodzeniu” zespołu. Mieliśmy dużą chęć spróbowania z inną sekcją, dlatego kiedy Rafał powiedział, że możemy grać z kimś innym ułatwił nam trudne zadanie poinformowania go o tych planach. Trochę to zawiłe…
Mieliście świadomość, że inowrocławski koncert z lutego 2003 roku będzie zamknięciem tego pierwszego okresu funkcjonowania grupy? Wychodząc na scenę wiedzieliście, że to pożegnanie z Emilą, czy mieliście jakieś nadzieje, że pogracie jeszcze trochę ze sobą?
- Kiedy planowaliśmy ten koncert, to nie. Co ciekawe, nie odbyła się żadna oficjalna rozmowa między Emilią a resztą zespołu, że ona odchodzi! W prywatnych rozmowach z każdym z nas wspominała o swoich planach, o mężu, o wyprowadzce do stolicy i że nie wie czy pogodzi wszystko, pracę z nami itd. Od słowa do słowa zaczęliśmy czuć i domyślać się w jaką stronę to zmierza. Także kiedy ogłaszaliśmy datę i miejsce tego wydarzenia w zaprzyjaźnionych mediach, koncert na ileśtam-lecie stał się już koncertem pożegnalnym Emilii…
Mówisz, że Emila nie chciała już być w Quidam. Ale chyba nigdy nie powiedziała Wam tego wprost i jednoznacznie…? Jej odejście, z danych jakie mam do tej pory, rozumiem jako przysłowiowe „rozejście się po kościach” – bardziej wyjechała do Warszawy, czym utrudniła/ uniemożliwiła współpracę, niż jasno zadeklarowała, że nie chce już śpiewać w Quidam i definitywnie odchodzi. Dobrze rozumiem?
- Rzeczywiście nie powiedziała tego wprost i jest to moja osobista ocena tamtych wydarzeń. Wynika ona z wielu rozmów z nią w tamtym i późniejszym czasie, a i przecież wiadomo, że nie wszystko trzeba mówić – wiele rzeczy dzieje się „między wierszami”. Dosadność i konkret tego sformułowania bierze się także z chłodnej oceny sytuacji. Przykład pierwszy z brzegu: gdyby naprawdę chciała śpiewać w zespole, wyjazd do Warszawy nie powinien być przeszkodą – tym bardziej, że proponowaliśmy na początku ograniczenie prób z jej udziałem, zmianę systemu pracy. Spotykamy się w piątkę 2-3 razy w tygodniu, ona przyjeżdża raz w miesiącu i razem „spinamy” całość. Zresztą do tej pory właściwie już tak to działało, bo Emila zdecydowanie rzadziej od nas uczestniczyła w próbach…
Menski. Parę słów o tym projekcie…
- Zespół powstał niejako na gruzach grupy Nocny Stróż, chyba z inicjatywy Damiana Sikorskiego i Michała Gęsikowskiego, który później awansował do finałowej dziesiątki jednej z edycji „Idola”. Kiedy „Danon” zaczął grać u nas i powstał przymusowy urlop, wciągnął do zespołu „Makowa”, a ten w późniejszym czasie Radka, który zresztą udzielał się tu na gitarze! To było na początku głównie coverowe granie, po czasie uzupełniane własnym repertuarem. Dla mnie to było coś pomiędzy Lady Pank, IRA i jeszcze czymś podobnym. Nie było to raczej ciężkie, ale rockowo-piosenkowe granie.
Na krótko dołączył do Was basista Damian Sikorski w miejsce Radka Scholla. Opowiedz co nieco o tym muzyku. Kto go ściągnął do Quidam, jak się sprawował i czemu ostatecznie nie został z Wami na dłużej?
- Od kiedy go znam, Damian był fanem Quidam. Był bardzo młodym i obiecującym basistą, więc postanowiliśmy spróbować, tym bardziej, że został miesiąc do wylotu na brazylijskie koncerty, a my rozstaliśmy się z Radkiem. Przygotował repertuar koncertowy i rozpoczęliśmy próby. Brzmiało to fajnie, choć jego partiom brakowało jeszcze czegoś, może pewnej lekkości, swobody? Ale wtedy trudno było tego wymagać, działał pod dużą presją. Koncerty w Brazylii wypadły fajnie, więc pomyślałem, że po powrocie Danon na spokojnie sobie wszystko dopracuje i będzie OK. Ale nic takiego niestety nie nastąpiło i znów zostaliśmy z nieco kulejącą sekcją rytmiczną… Może poczuł się już pewnie, może nie czuł tych partii, a może uznał, że już wystarczy, że jest dobrze? Dodatkowo chłopakom spodobało się chyba granie prostszej rockowej muzy w Menskim, co nie działało mobilizująco przy pracy w Quidam, wymagającej jednak nieco innego podejścia – tak mi się przynajmniej wydawało…
Jak się objawiało jego „bycie fanem”? Przychodził na Wasze koncerty? Czy może był nieco bliżej, bardziej jak przyjaciel zespołu, także na stopie prywatnej?
- Najstarsze wspomnienie dotyczy jego przyjścia jako młokos na naszą próbę, gdzie wprost wyraził swoje uwielbienie dla naszej twórczości i wykonał samodzielnie na basie wstęp do „Choćbym”. Ledwo mu się mieścił w dłoniach ten bas i wtedy myślałem, że to miłe, że taki dzieciak już zna nasze numery i nawet próbuje je grać! ;-). Wtedy nie pomyślałem, że kiedyś zasili nasze szeregi…